Stewardessa zauważyła, jak 10-letni chłopiec pokazuje dziwny znak palcami: kilka minut później samolot musiał awaryjnie lądować

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Dziennik pokładowy**
Był to zwykły poranny lot z Monachium do Barcelony. Słońce dopiero wstawało, gdy stewardesa Anna przechodziła między rzędami, sprawdzając, czy wszyscy pasażerowie mają zapięte pasy. Wszystko przebiegało normalnie, aż jej uwagę przykuł chłopiec przy oknie w trzecim rzędzie.
Był jednym z tych cichych dzieci, które wolą pozostać niezauważone. Miał może dziesięć, jedenaście lat. Obok niego siedział mężczyzna po czterdziestce, o masywnej sylwetce. Trzymał rękę na podłokietniku, lekko dotykając ramienia chłopca. Jego wzrok był zimny, przenikliwy.
Anna już miała przejść dalej, gdy nagle dostrzegła, iż chłopiec ledwo zauważalnie ułożył palce w dziwny znak. Najpierw pomyślała, iż się po prostu bawi. Ale kilka minut później samolot musiał awaryjnie lądować, a wszystkich pasażerów ewakuowano.
Coś w spojrzeniu chłopca zaniepokoiło stewardesę: było pełne niepokoju i niemej prośby.
Później, gdy ojciec wstał, by pójść do toalety, chłopiec powtórzył ten sam gest tym razem z rozpaczą. Jego oczy wypełnił strach.
Anna zatrzymała się. Rozpoznała ten znak. Przeszła szkolenie o sygnałach, których używają dzieci w niebezpieczeństwie. To był wołanie o pomoc.
Nie dając po sobie nic poznać, podeszła bliżej i z uśmiechem podała mu szklankę soku jabłkowego.
Twój ulubiony, prawda?
Chłopiec tylko skinął głową, drżącymi rękami biorąc szklankę. Znów się rozejrzał jakby bał się, iż tamten wróci.
Gdy mężczyzna wrócił, rzucił na Annę badawcze spojrzenie. Jego czoło było spocone, choć klimatyzacja działała sprawnie. Usiadł i od razu spojrzał na dziecko, potem na telefon.
Anna poczuła, jak przyspiesza jej puls.
Przekazała dyskretnie notatkę pilotom przez koleżankę: Możliwe porwanie. Rząd 3A. Dziecko sygnalizuje pomoc. Mężczyzna zachowuje się podejrzanie. Prośba o awaryjne lądowanie i policję na lotnisku.
Dziesięć minut później kapitan ogłosił: Z powodu usterki technicznej musimy awaryjnie wylądować w Warszawie.
Mężczyzna zaczął się denerwować. Poprosił ponownie o wyjście do toalety, ale w przejściu czekali już dwaj pracownicy ochrony, uprzedzeni przez załogę.
Gdy go wyprowadzali, krzyczał:
Nic nie rozumiecie! To mój syn! Mam dokumenty!
Ale dokumenty okazały się fałszywe.
Na dole chłopca czekali już policjanci i przedstawiciel opieki społecznej. Gdy delikatnie zapytali, czy zna tego mężczyznę, chłopiec potrząsnął głową i rozpłakał się.
Później okazało się, iż został porwany kilka tygodni wcześniej w innym kraju. Poszukiwania prowadził Interpol i lokalne służby, ale nikt nie spodziewał się znaleźć go w samolocie.
Anna stała w drzwiach samolotu, patrząc, jak chłopca odprowadzają w bezpieczne miejsce. Odwrócił się, spotkał z nią wzrokiem i tym razem po prostu uniósł dłoń i uśmiechnął się.

Idź do oryginalnego materiału