Piękny piątkowy wieczór w restauracji Bursztyn & Granit był kwintesencją elegancji.
Kryształowe kieliszki lśniły w świetle żyrandoli, skrzypce wypełniały powietrze delikatnymi melodiami, a kelnerzy poruszali się z gracją. W sali rozbrzmiewał śmiech, dźwięk sztućców i cicha pewność ludzi, którzy czuli się tu jak u siebie.
Wtem drzwi się otworzyły.
Zimny podmuch wiatru wślizgnął się do środka, a na progu stanęła starsza kobieta. Jej sweter był wytarty, spódnica zwisała bezwładnie, a buty miały pęknięte podeszwy. W dłoniach ściskała zniszczoną torbę płócienną z łatą w rogu, a srebrne włosy, mimo zmęczenia na twarzy, były starannie upięte.
Sala zamarła.
Mężczyzna w granatowym garniturze nachylił się do towarzyszki. Czy ona… przypadkiem się nie pomyliła?
Kobieta obok sączyła wino. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak ubrany tu przyszedł.
Przy barze biznesmen mruknął: Wygląda, jakby nie stać jej choćby na koszyk chleba.
Hostessa, Zosia, zachowała profesjonalny uśmiech. Dobry wieczór. Czy ma pani rezerwację?
Kobieta pokręciła głową. Nie… ale powiedziano mi, iż jeżeli kiedykolwiek będę potrzebować pomocy, mam tu przyjść… i zapytać o Wojtka.
Wojtka? szepnął jeden z gości do żony. Kto to Wojtek?
Zosia przekazała wiadomość do kuchni. Szef kuchni Wojtek Nowak zastygł, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
Jadwiga Kowalska? zapytał.
Tak potwierdziła Zosia.
Wojtek odłożył nóż. Posadź ją gdzieś w cieple. Zaraz przyjdę.
Wojtek wszedł do sali. Jego wzrok padł na drobną postać siedzącą na ławce w holu, z kubkiem wody w dłoniach.
Jadwiga? powiedział cicho, ale stanowczo.
Podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Wojtek.
W dwóch krokach był przy niej, klękając na jedno kolano. Znalazłaś mnie.
Powiedziałeś, żebym przyszła, jeżeli będę potrzebować pomocy.
Wojtek wstał i podał jej ramię. Chodź ze mną.
Goście obserwowali, jak szef kuchni poprowadził ją do Stołu Nowaka małego stolika przy kominku, zwykle zarezerwowanego dla jego najbliższych przyjaciół. Rozmowy znów ożyły, ale teraz w innym tonie.
Gdy już usiadła, Wojtek sam przyniósł pierwszą potrawę: parujący talerz zupy z selera z ciepłym chlebem.
Gotowałaś dla mnie kiedyś powiedział cicho. Teraz moja kolej.
Jedli, a między kęsami Wojtek zaczął mówić do niej i do całej sali.
Gdy miałem dziewiętnaście lat, mieszkałem w zrujnowanej kamienicy, bez grosza przy duszy. Pewnej śnieżnej nocy rozsypały mi się zakupy na ulicy. Jadwiga zabrała mnie do siebie, dała zupę i nauczyła, jak z resztek zrobić coś wartego zjedzenia. Przez tygodnie mnie karmiła, a potem namówiła, żebym zgłosił się do szkoły kulinarnej. Dała mi choćby swoje skromne oszczędności.
Spójrzał na nią z lekkim uśmiechem. Powiedziałaś, żebym odpłacił się dalej. Dziś zaczynam spłacać dług.
Gdy podano ostatnie danie, Wojtek zwrócił się do gości.
Od dziś w każdy piątek będzie tu Złoty Stół miejsce dla wszystkich w potrzebie. Posiłek opłacony przez restaurację, wspierany przez tych, którzy zechcą pomóc. Bez pytań.
Rozległ się szmer aprobaty. Kelnerzy położyli na stolikach małe kartki. Goście zaczęli podpisywać się, oferując finansowanie posiłków, napojów, a choćby transportu do restauracji.
Jadwiga patrzyła, z oczami lśniącymi łzami. Pamiętałeś powiedziała.
Jak mógłbym zapomnieć? odparł Wojtek.
Mijające tygodnie uczyniły Złoty Stół tradycją.
Jadwiga często dołączała, witając gości z tą samą serdecznością, którą kiedyś okazała Wojtkowi. Ludzie przychodzili nie tylko dla jedzenia, ale dla uczucia, iż tutaj mają swoje miejsce.
A gdy pytano, co sprawiło, iż tamten pierwszy wieczór był tak niezapomniany, odpowiedź nie brzmiała po prostu: „starsza kobieta w podartych ubraniach weszła do eleganckiej restauracji”.
Było to, iż szef kuchni pamiętał.
A ponieważ pamiętał, dobroć na zawsze zyskała miejsce przy stole.













