Stare Listy Pełne Tajemnic

newsempire24.com 1 dzień temu

Kiedy listonosz przestał wchodzić na piętra i zostawiał gazety i koperty na klatce, najpierw Ania Kowalska się poskarżyła. Potem się pogodziła. Teraz jej poranek zaczynał się od tego, iż zsuwała się po schodach, trzymając się chłodnych poręczy, i zaglądała do starej zielonej skrzynki z lekko wygiętymi drzwiami.

Ta skrzynka była z lat osiemdziesiątych, pomalowana na odbladłą farbę, z krzywym numerem 12. Skrzypiała przy otwieraniu, a Ania zawsze myślała, iż pewnego dnia odpadnie i wtedy nie będzie wiedziała, gdzie szukać listów Grażyny.

Listy przychodziły nieregularnie raz po tygodniu, innym razem po miesiącu. Zawsze w wąskiej kopercie, starannym pochyłym pismie i z lekkim zapachem tanich perfum. Ania wchodziła z powrotem na piętro, włączała czajnik, siadała przy stole i otwierała kopertę wzdłuż szwu, żeby nie rozerwać papieru.

Grażyna mieszkała w innym mieście, oddalonym o około trzysta kilometrów. Kiedyś dzieliły pokój w akademiku medycznym, razem wkuwały anatomię i dzieliły jedną puszkę pasztetu. Potem Grażyna założyła rodzinę, a Ania zaczęła pracę w przychodni, później ślub, córka. Rozeszły się, ale nie zerwały kontaktu. Listy podtrzymywały między nimi cienką, ale mocną nitkę.

Grażyna pisała o swojej wsi, o sąsiadce, która znowu posadziła nieodpowiednie pomidory, o synu, który przez cały czas nie może zerwać z wiecznie niezadowoloną żoną. O ciśnieniu, które skacze jak koza, i o nowych tabletkach, które jej przepisano. Między wierszami zawsze czuć było dawną Grażynę: rozbrajającą, upartą, lekko ciętą.

Ania odpisywała wieczorem, kiedy w mieszkaniu robiło się cicho. Córka mieszkała osobno, wnuk przyjeżdżał w weekendy. W tygodniu słychać było tylko tykanie zegara, szum windy w ścianie i szeleszczącą długopisem kartkę. Opowiadała o przychodni, w której dorywczo pracowała jako lekarz rodzinny, o sąsiadach, którzy nieustannie kłócą się o miejsce na parkingu, o wnuku, który został itboyem i nic nie wyjaśnia.

Lubiała cały rytuał: wyciągnąć czystą kartkę, wyprostować ją, w myślach zaznaczyć dzień, tydzień, wybrać, co opowiedzieć Grażynie, a co zostawić przy sobie. List był jak mały wieczorny podsumowanie. Pisała powoli, wsłuchując się w każde słowo, jakby słyszała, iż Grażyna je czyta.

Pewnego dnia wnuk, Szymon, przyniósł jej pudełko.

Babciu powiedział, wyciągając nowy telefon już czas pożegnać się z klawiszówką. XXI wiek czeka.

A ja co, żyję w XIX wieku? odparła Ania, ale wzięła telefon. Smukły, ciężki, szklany. Trzymała go trochę niepewnie, jakby mogło mu się rozpaść i odlecieć jej stypendium Szymona.

To proste. Patrz. Szymon przesunął palcem po ekranie, a ten rozbłysł jasnymi kwadratami. To komunikator. Tu można pisać, głosowo, obrazkami, od razu.

A poczta? Ania uśmiechnęła się, ale w oczach pojawił się ciekawski błysk.

Pocztę jest fajna, jak dostaniesz pocztówkę z Bałkań. Ale tu możesz z Grażyną gadać codziennie.

Szymon już znał Grażynę. Ania czasem czytała mu fragmenty jej listów. Wnuk mruknął: Masz niezłą przyjaciółkę. I postanowił, iż i Grażynę trzeba rozpieścić.

Tylko Grażyna Ania zmarszczyła brwi, szukając słowa nie używa telefonu. Ma stary klawiszowy. Mówiła.

A ma wnuczkę?

Ma córkę, Wiktorię, studentkę.

No to mamy plan. Szymon uśmiechnął się. Napisałaś list, poproś Wiktorię, żeby pomogła. Ja załatwię resztę.

Położył telefon na stole, podłączył do gniazdka, wprowadził jakieś dane. Ania patrzyła, jak ekran się rozjaśnia, jak biegną paski ładowania. Czuła się jednocześnie głupio i podekscytowana.

Wieczorem usiadła przy stole, jak zwykle. Tym razem obok kartki leżał nowy telefon, cicho świecący, pokazując godzinę i pogodę. Ania wyciągnęła kopertę, delikatnie wypisała adres Grażyny i, po chwili namyśle, dodała na koniec: Grażyna, Szymon kupił mi nowy telefon, mówi, iż można teraz listy wysyłać po sieci. jeżeli Wiktoria będzie u Ciebie, niech też spojrzy. Może i my się nauczymy. Chociaż ja już starą kotkę mam.

Uśmiechnęła się, przeczytała jeszcze raz, zapieczętowała kopertę i następnego dnia wrzuciła ją do dużego wspólnego skrzynki przy klatce, nie do swojej zielonej ze szparą.

Odpowiedź nadeszła po dwóch tygodniach. Grażyna napisała: Jesteś trochę staroświecka, ale ja jeszcze dalej. Wiktoria się śmieje, iż wszystko da się zrobić. Wpadła w weekend, pokazała mi na telefonie, jak to działa. Więc dawaj, Aniu, zadziwiaj. Wiktoria powiedziała, iż jak przyjadę do niej do miasta, to wszystko ustawi. A może sama przyjedzie. Wyobraź sobie, będę Ci pisać wiadomości. Jak młodzież.

Ania rozbawiona poczuła w sobie ten sam zapał, z jakim Grażyna kiedyś uczyła się jeździć na motocyklu byłego męża.

Miesiąc później wnuk przyszedł znowu, usiadł obok i cierpliwie pokazywał, jak klikać i gdzie patrzeć.

To jest czat. Tutaj będą Wasze wiadomości. Najpierw dodam siebie, trochę poćwiczymy powiedział, wpisując kilka fraz. Telefon cicho dzwonił, ekran mignął. Ania drgnęła.

Nie bój się. To tylko powiadomienie. Klikaj tutaj.

Nacisnęła i zobaczyła napisy: Cześć, babciu! To trening. Poniżej pusta linijka.

Tutaj pisz odpowiedź mówił Szymon. Klikasz te litery.

Palce Ani drżały. Powoli napisała: Cześć. Widzę. Zamiast widzę wyszło wiho. Szymon się roześmiał, ale gwałtownie poprawił.

Nic nie szkodzi. Zrobimy tak.

Do wieczora Ania już sama otwierała czat, wpisywała krótkie zdania, wysyłała. Wiadomości głosowe jeszcze ją przerażały, ale Szymon obiecał, iż to później.

Grażyna pojawiła się w messengerze na początku jesieni. Na ekranie nowa wiadomość z nieznanego numeru: Ania, to ja. Grażyna. Wiktoria to ustawiła. Cześć z naszego bagno.

Ania patrzyła na te słowa, jakby Grażyna nagle siedziała tuż obok, nie w odległym liście, nie tysiąc kilometrów, ale za ścianą.

Napisała: Grażyna! Widzę Cię, adekwatnie czytam. Jak tam? i wysłała, wstrzymując oddech.

Odpowiedź przyszła po minucie. To było niesamowite. Nie tydzień, nie dwa, a minuta.

Żyję jeszcze. Ciśnienie szaleje, ale się nie boję. Ty co? Szymon Cię już nie męczy swoim postępem?

Śmiała się i opisała mu Szymona, przychodnię, sąsiadkę, co znowu kłóci się z zarządcą budynku. Palce mieszały litery, ale Grażyna wszystko rozumiała. Co jakiś czas dodawała żółtą buźkę.

To emotka wytłumaczył Szymon, zaglądając przez ramię. Taki uśmiech.

Ania skinęła głową. Postanowiła nie używać emotek, bo wydawały się obcym językiem. Jednak gdy Grażyna wysyłała szczególnie złośliwy żart, ręka sama sięgała po tę małą buźkę.

Rozmowa nabrała tempa. Rano Ania sprawdzała telefon jak kiedyś skrzynkę pocztową. Po południu, w przerwie między pacjentami, podglądała ekran, by przeczytać kolejną wiadomość Grażyny. Wieczorem wymieniały dziesiątki krótkich zdań.

Szybkość komunikacji była dziwna euforia i niepokój jednocześnie. To, co kiedyś rozciągało się na strony i tygodnie, teraz zmieściło się w kilku linijkach. Ania nie zdążyła się zastanowić, a już wysłała.

Pewnego dnia Grażyna napisała: Wyobraź sobie, mój sąsiad z wsi podjeżdża z jabłkami. Mówi: chodźmy na herbatkę. Ja: mam ciśnienie, nie mogę się stresować.

Ania zmarszczyła brwi, przypomniała sobie, jak Grażyna narzekała na samotność i sarkastycznie komentowała wdowy, co szukają darmowej opiekunki.

Napisała: Uważaj, żeby nie usiadł Ci na karku. Potem nie odłączysz się. Wszyscy tacy. Wysłała, nie czytając jeszcze.

Odpowiedź przyszła prawie od razu: Dzięki, iż tak wysoko myślisz o facetach po siedemdziesiątce. Ja sama się ogarnę.

Ania poczuła, jak coś w środku ją dziurawi. Chciała napisać: Po prostu się martwię, ale zatrzymała się. Ekran świecił ostatnim komunikatem Grażyny, bez emotki.

Wieczorem przyszło kolejne: I tak naprawdę, wydaje ci się, iż cieszysz się, iż nic mi nie wyjdzie. Żebyśmy w starości pisały i nic nie robiły.

Ania przyjrzała się tym słowom, zrobiło się gorąco. Odłożyła telefon, poszła po herbatę. Myśli szumiały. Czy naprawdę się cieszy? Zawsze, gdy Grażyna pisała o swoich dolegliwościach, nie spała pół nocy, wyobrażając najgorsze.

Wróciła do stołu, usiadła, otworzyła czat. Palce drżały. Napisała: Masz rację. Boję się o Ciebie i o siebie. Boję się, iż zostanę bez Ciebie. Nie jest to wymówka. Umówmy się opowiadasz wszystko, co chcesz, ja najpierw myślę, potem piszę, choćby minutę.

Dodała na koniec małą buźkę. Szukała jej wśród setek, w końcu znalazła i kliknęła, czując się trochę głupio, ale lżej.

Grażyna odrzekła krótko: Zgoda. Minuta namysłu to rewolucja. Jestem dumna. Piszesz listy, nie porzucaj. A w messengerze pogadamy o drobiazgach, jak dziewczyny w akademiku.

Ania wybuchła śmiechem, prawie słysząc w głowie Grażynę, jak mówi to z charakterystycznym tonem.

Wieczorem wyciągnęła nowy kopertowy arkusz, położyła obok telefon. Dwa różne sposoby rozmowy z jedną osobą.

Napisała list o przychodni, o tym, jak szef znów chciał, żeby wszyscy pracowali w weekendy, a starsza pielęgniarka podjęła bunt. O sąsiadce z dołu, która w końcu skończyła remont i przestała narzekać na przeciekający sufit. O tym, jak śniła sobie akademik, w którym razem biegały wkitki w fartuchach.

Kiedy list był gotowy, sfotografowała go telefonem i wysłała Grażynie w czat.

Oto spoiler. Reszta przyjdzie pocztą dodała.

Grażyna odpowiedziała prawie od razu: Żartujesz. Teraz będę czekać na listy i koperty. Serce nie wytrzyma takiej intrygi.

Potem dodała: Wiktoria mówi, iż może nagrać mi wiadomość głosową. Ale się wstydzi. Boję się, iż coś nie tak powie.

Ania długo myślała, co odpowiedzieć. W końcu napisała: Nagraj, co chcesz. jeżeli trzeba, udawajmy, iż połączenie padło.

Kilka minut później nadeszło nagranie. Ania kliknęła.

No co, rozbrzmiał chryA potem Grażyna wesoło przyznała, iż najważniejsze w ich przyjaźni to wspólne śmiechy, choćby jeżeli dzielą je kilkaset kilometrów i różne ekrany.

Idź do oryginalnego materiału