Wanda nigdy nie lubiła prosić o pomoc, choćby kiedy było ciężko. Zawsze była niezależna, choćby po przejściu na emeryturę z pracy szkolnej bibliotekarki. Teraz mieszkała skromnie w kawalerce w Lublinie, utrzymując się z niewielkiej emerytury i ciepła rodziny — szczególnie wnuczki, Kasi.
Kasia była jej światłem. Osiemnastoletnia dziewczyna o promiennym uśmiechu, dobrych oczach i głowie pełnej marzeń. Za kilka tygodni kończyła liceum im. Marii Skłodowskiej-Curie, a zbliżał się bal maturalny. Wanda wiedziała, jak istotny był taki wieczór — symbol końca dzieciństwa i początku czegoś nowego.
Dlatego złamało jej serce, gdy Kasia oznajmiła, iż nie idzie.
„Babciu, nie obchodzi mnie studniówka! Naprawdę. Wolę zostać z mamą i obejrzeć jakieś stare filmy” — powiedziała Kasia pewnego wieczoru przez telefon.
„Ale kochanie, to przecież jedyna taka noc. Nie chcesz zostawić wspomnień? Pamiętam, jak twój dziadek zabrał mnie na mój bal. Wyglądał tak przystojnie w tym wypożyczonym garniturze. Tańczyliśmy całą noc, a kilka miesięcy później wzięliśmy ślub” — Wanda uśmiechnęła się na to wspomnienie. „Ta noc zmieniła moje życie.”
„Wiem, babciu, ale choćby nie mam z kim iść. A sukienki są koszmarnie drogie. To nie ma sensu.”
Zanim Wanda zdążyła dodać coś więcej, Kasia wymamrotała coś o nauce do matury i gwałtownie się rozłączyła.
Wanda długo siedziała w ciszy, trzymając słuchawkę w dłoni. Znała serce Kasi. Dziewczyna nie rezygnowała z balu, bo jej nie zależało — rezygnowała, by nie być ciężarem. Jej mama, Ania, pracowała za minimalną pensję, a sama Wanda ledwo wiązała koniec z końcem. Na ekstrawagancje nie było miejsca. Zwłaszcza na sukienkę.
Tej nocy Wanda wyjęła małe drewniane pudełko z tylnej części szafy. W środku leżało kilka stówek — oszczędności, które odłożyła na własny pogrzeb. Zawsze powtarzała sobie, iż gdy już przyjdzie jej czas, nie chce, by Ania i Kasia martwiły się o cokolwiek. Ale teraz, patrząc na te pieniądze, zrozumiała coś ważnego.
Może lepiej wydać je teraz, na coś, co ma znaczenie?
Następnego ranka Wanda pojechała autobusem do najmodniejszej galerii w mieście. Ubrana w najlepszą bluzkę — lawendową, z perłowymi guzikami — i z ulubioną, już nieco wytartą torebką w dłoni, szła powoli, ale z determinacją. Laska delikatnie stukotała o podłogę, gdy weszła do lśniącego centrum, gdzie witryny sklepów błyszczały jak klejnoty.
Wśród nich znalazła butik pełen migocących sukienek i stylowych manekinów w jedwabiu i koronkach. Miejsce, gdzie szyje się marzenia.
Weszła do środka.
„Dzień dobry! Nazywam się Ewelina. W czym mogę… pomóc?” — spytała wysoka, nieskazitelnie ubrana kobieta, spoglądając na Wandę od stóp do głów.
Wanda zauważyła delikatne zawahanie w jej głosie, ale się uśmiechnęła. „Dzień dobry, szukam sukienki na studniówkę dla mojej wnuczki. Chcę, by poczuła się jak księżniczka.”
Ewelina przechyliła głowę. „Nasze suknie zaczynają się od kilkuset złotych. Nie wypożyczamy, tylko sprzedajemy.”
„O, wiem” — odparła Wanda. „Może pokaże mi pani te najmodniejsze w tym sezonie?”
Ewelina zawahała się, po czym wzruszyła ramionami. „No dobrze, ale szczerze mówiąc, jeżeli szuka pani czegoś tańszego, może lepiej sprawdzić w Pepco. Nasz sklep raczej obsługuje… inną klientelę.”
Słowa zabolały bardziej, niż Wanda się spodziewała. Mimo to nie chciała robić sceny. Powoli przeszła wzdłuż rzędu sukien, dotykając jedwabnych tkanin. Ewelina szła krok w krok za nią.
„Tylko się rozejrzę, jeżeli można” — powiedziała Wanda uprzejmie, licząc, iż kobieta da jej trochę przestrzeni.
Ewelina skrzyżowała ramiona. „Tylko żeby pani wiedziała, mamy wszędzie kamery. Więc jeżeli planuje pani coś wsadzić do tej starej torebki…”
To przesadziło. Wanda odwróciła się, serce waliło jej jak młot. „Słucham?!”
Ewelina uśmiechnęła się krzywo. „Tylko mówię. Zdarza się.”
„Nie mam zamiaru niczego kraść. Ale widzę, iż nie jestem mile widziana” — odparła Wanda cicho.
Z łzami w oczach wyszła ze sklepu. Wzrok miał zamglony, w piersi ściskało ją tak mocno, iż ledwo oddychała. Na zewnątrz potknęła się lekko, torebka wysunęła się z dłoni, a jej zawartość rozsypała się po chodniku. Klęcząc, zbierała rzeczy, czując się upokorzona i zagubiona.
Wtedy usłyszała czyłj głos.
„Proszę pani, wszystko w porządku?” — spytał młody mężczyzna w mundurze, przykucając obok niej.
Mógł mieć najwyżej dwadzieścia lat, policzki jeszcze dziecięco pulchne, ale oczy miał dobre i spok”To dopiero było widzieć minę Eweliny, gdy Wanda wróciła do sklepu w towarzystwie uśmiechniętego policjanta, który stanowczo oświadczył, iż pomoże wybrać najpiękniejszą suknię dla Kasi, a przy okazji przypomni obsłudze, iż uprzejmość nie kosztuje.”