Sprzedaj dom rodziców lub stracisz mnie: ultimatum męża między przeszłością a małżeństwem

polregion.pl 2 dni temu

„Sprzedaj mieszkanie rodziców — inaczej odejdę”: jak mąż postawił mnie przed wyborem między przeszłością a małżeństwem

Nigdy bym nie pomyślała, iż człowiek, z którym dzielisz dach i chleb, nagle może stać się obcy. Że ten, który przysięgał być podporą, pewnego dnia przyciśnie cię do muru tak, iż choćby oddech stanie się trudny. A jednak właśnie to dzieje się w moim życiu. Mam na imię Katarzyna, mam trzydzieści osiem lat i stoję przed bezlitosnym ultimatum od męża, który jeszcze niedawno wydawał mi się najpewniejszą osobą na świecie.

Z Tomaszem pobraliśmy się sześć lat temu. Był już wtedy po rozwodzie, miał dwoje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Od początku wiedziałam, iż wchodzę w niełatwą historię. Ale mnie to nie przerażało. Szczerze zaakceptowałam jego dzieci, starałam się być dla nich dobra i troskliwa. Pomagał im finansowo, i nigdy nie miałam nic przeciwko. Rozumiałam, iż ma obowiązki, i nie chciałam stawać między nim a nimi.

Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu w Krakowie, oboje pracowaliśmy, ale z pieniędzmi zawsze było krucho. Ja byłam księgową, on pracował w warsztacie samochodowym. W pewnym momencie sytuacja stała się krytyczna: kredyty, zaległości w płatnościach, ciągłe oszczędzanie na wszystkim. Marzyłam o własnych dzieciach, ale upragniona ciąża nie nadchodziła. Po trzydziestce zaczęliśmy badania. Diagnoza lekarzy była brutalna: niepłodność. Było mi ciężko, ale starałam się trzymać.

Wtedy Tomasz zaproponował, żebyśmy przeprowadzili się do jego rodziców na wieś pod Tarnowem. Mówił, iż i oni potrzebują pomocy w gospodarstwie, i my choć trochę zaoszczędzimy. Wahałam się, ale zgodziłam. Lepiej to niż liczyć grosze do wypłaty. Zamieszkaliśmy w starym, ale przestronnym domu jego rodziców. Było cicho, świeże powietrze, własne warzywa i kury — ale od pierwszego dnia czułam się obco. Teściowa nie akceptowała mnie, jakbym była intruzem. Każdy mój krok był komentowany, każdy gest krytykowany.

Wszystko zmieniło się, gdy rok temu zmarł mój ojciec. Razem z mamą straciłyśmy najbliższego mężczyznę. Zostawił mi w spadku swoje mieszkanie w Nowym Sączu. Przestronne dwupokojowe, w dobrej dzielnicy. Gdy dokumenty zostały sfinalizowane, po raz pierwszy od dawna poczułam, iż mam znów oparcie pod nogami. Zaproponowałam Tomaszowi, żebyśmy się tam przeprowadzili. Powiedziałam: „To szansa, by zacząć od nowa. Żyć osobno, budować swoje”. Ale on odparł:

— Nie zostawię rodziców. Liczą na mnie.

Na początku przyjęłam to spokojnie. Ale miesiąc później rzucił coś, od czego nogi się pode mną ugięły:

— Trzeba sprzedać to mieszkanie. Pieniądze włożymy w remont domu rodziców. Od razu naprawimy dach, łazienkę, ocieplimy ściany. I tak tu mieszkamy.

Nie wierzyłam własnym uszom.

— Tomaszu, to przecież mieszkanie mojego ojca! Jego praca, jego pamięć. Jak ty to widzisz?

— A jak inaczej? Chcesz dzieci, a my choćby nie mamy odpowiednich warunków. Co, będziesz trzymać to mieszkanie puste, podczas gdy my żyjemy w wilgotnym domu z pękniętym sufitem?

Tłumaczyłam, iż nie mogę tak po prostu pozbyć się tego, co zostawił mi ojciec. Że to nie tylko metry kwadratowe — to jego miłość, jego troska. Tomasz najpierw milczał, później zaczął naciskać. Z każdym dniem stawał się twardszy. Już nie proponował — żądał. A potem powiedział:

— Albo sprzedajesz to mieszkanie, albo odchodzę.

Oniemiałam. Postawił mi ultimatum. Szantażował. Rozbijał moją pamięć, moje przywiązanie, moją przeszłość. Wszystko po to, by włożyć pieniądze w dom jego rodziców — nie nasz. Nie w naszą przyszłość. Tylko w tę życie, w którym i tak nikt specjalnie na mnie nie czekał.

Teraz chodzę po pokoju i nie wiem, jak oddychać. Moja mama jest w łzach. Mówi, iż ojciec nigdy by na to nie pozwolił. Że żyliśmy z nim w zgodzie, a mieszkanie to jego ostatnie „jestem przy tobie”. A ja? Rozdarta na pół. W głowie mi się mąci. Serce pęka, bo wciąż kocham Tomasza. Ale on patrzy na mnie jak na lokatę, którą trzeba wypłacić.

Nie wiem, co zrobić. Sprzedać — to zdrada. Nie sprzedać — zostać sama? Ale przecież człowiek, który stawia ultimatum, już jest zdradą. Czy da się żyć, gdy miłość mierzy się metrami kwadratowymi i kosztorysem remontu?

Jestem w ślepym zaułku. Po raz pierwszy w życiu nie wiem, co robić. Ale wiem jedno — nie jestem już gotowa poświęcać się dla cudzego komfortu. choćby jeżeli ten „obcy” to mój mąż.

Idź do oryginalnego materiału