Sprawiedliwość dla niej: opowieść, która rozpoczęła się zdradą

twojacena.pl 22 godzin temu

**Dziennik. Sprawiedliwość dla Ani: historia, która zaczęła się od zdrady**

— Dlaczego pozwalasz, żeby tak się z tobą obchodził, Aniu? Nie jesteś jego własnością! Jesteś silna, możesz się uwolnić — szepnęła Ola, zwinięta w kłębek na kanapie.

Anna ciężko westchnęła i cicho odpowiedziała:

— To mój ojciec. Ma papier z podpisem i pieczęcią, gdzie czarno na białym stoi: „niepoczytalna”. Dlatego tu jestem. To nie tylko człowiek z pieniędzmi — to człowiek z władzą. choćby jeżeli ucieknę, i tak mnie znajdzie. To błędne koło…

— Skoro już tu jesteś — pomóż mi chociaż ty. Zapłacę ci, wszystko uczciwie. Po sprawiedliwości — mrugnęła porozumiewawczo Ania.

— Pomogłabym ci i tak — uśmiechnęła się Ola. — Ale nie odmówię. Pieniądze przydadzą mi się, gdy znów będę wolna. Nie potrzebuję magii, by wiedzieć, co się dzieje. Ale żeby potwierdzić sen — potrzebuję twojego włosa.

Szybko wyjęła malutki nożyk i zręcznie ucięła kilka pasm.

— Dziś w nocy wszystko się wyjaśni. Jakie ziele ci podano, dlaczego zamiast ochrony dostałaś zieloną melancholię — sprawdzimy.

Następnego ranka Ania nie mogła znaleźć Oli. Ta unikała jej, chowała się po kątach, znikała na zabiegach.

— Dlaczego przede mną uciekasz? — złapała ją Ania w ogrodzie. — Umówiłyśmy się!

— Nie uwierzysz mi — mruknęła ponuro Ola. — Pomyślisz, iż opowiadam bajki za pieniądze.

— Dość. Mów, co widziałaś.

Ola zabrała Anię w najdalszą alejkę i usiadła obok.

— Słuchaj uważnie. Śniło mi się…

Konrad przeciągnął się leniwie w łóżku.

— Wstawaj, śpiochu! Znalazłam nową ofiarę.

— Daj mi się wyspać… — jęknął.

— Wyśpisz się później. Teraz słuchaj. Oto gazeta. Widzisz tę kobietę? To nasz przyszły łup. Nazywa się Anna. Współwłaścicielka korporacji, bez rodziny, poza… przyszłym mężem. jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem — będziesz nim ty.

— Ożenić się? — zaschło w gardle Konrada.

— Tak. Ale najpierw — rozkochaj. Bądź troskliwy, skromny, niby biedny, ale pracowity. Pociągnie się do ciebie, zacznie pomagać, zainwestuje w twój „biznes”.

— A potem wszystko przepuścić? I ty się pojawisz?

— Tak, kochanie — głaskała go po głowie Julia. — A gdy zgodzi się na rytuał, myśląc, iż pomaga tobie — włożę jej klątwę. Demon pożre jej rozum. Potem — „nieszczęśliwy wypadek”. Cały spadek twój.

— jeżeli się uda…

— Damy radę. Mamy magię. I ciebie, i mnie.

Gdy Ola skończyła, Ania milczała, zaciskając usta.

— I co powiesz? — nie wytrzymała w końcu.

— Powiem, iż zacznę działać. Najpierw pozbędziemy się demona. Potem — zapłata.

— Ostrzegam: jeżeli zwlekać, uciekną. Takie osoby nie czekają.

— Jestem gotowa. Pomóż mi go wypędzić.

Ola znów ucięła pukiel.

— Bądź gotowa. Gdy odejdzie, Julia to poczuje. Będziesz miała mało czasu.

Nocą Ania prawie nie zmrużyła oka. Trzęsła się, budziła, szepty brzmiały jej w uszach. Ale o świcie — wszystko zniknęło. Świat stał się jaśniejszy. Ludzie — zwyczajni.

— Milena! On odszedł! — wpadła do pokoju przyjaciółki. Ale Olę przeniesiono do innej sali. Coś się stało tej nocy.

— Gdy tylko się poprawi, wróci — obiecała pielęgniarka.

Ania nie mogła się dodzwonić ani do Julii, ani do Konrada. Telefony milczały. Uciekli. Ale teraz ważniejsze było wyjść stąd. I podziękować Oli.

— Żyjesz! — krzyknęła radośnie Ania, gdy Ola wróciła.

— Zdążyłam. Odesłałam demona, ale máło nie zostałam tam z nim — zachichotała ochryple. — A ty?

— Uciekli. Zniknęli. Otrząsam się. Lekarz mówi — niedługo wypiszą.

— A ja zostanę. Ojciec przedłużył. Ale przyjedziesz do mnie, tak?

— Oczywiście. A telefon?

— Oto mój sposób — Ola znów wyjęła nożyk, ucięła warkoczyk i podała. — Włożysz pod poduszkę — usłyszę.

— A zemsta?

— Nie chcę brudzić rąk. Chcę, żeby było sprawiedliwie.

— To zaufaj mi. Poproszę tych, co wyżej. Niech osądzą, co komu się należy.

Pół roku później

Ania siedziała na sofie z kieliszkiem wina. W rękach trzymała teczkę od detektywa.

Julia i Konrad uciekli. Ania wróciła do pustego mieszkania. Rachunki puste. Wszystko, co włożyła w „biznes” — wyparowało.

Julia rzuciła pracę i zniknęła. Z Konradem odlecieli. Ale sielanka gwałtownie się skończyła. Pieniądze nie pomogły. Pokłócili się. Podzielili łup — i rozeszli się.

Julia wpadła na niewłaściwą osobę. Detektyw powiedział, iż ją znaleziono… a może nie. Prawdopodobnie — dno oceanu.

— Magia ci nie pomogła, Julio — szepnęła Ania.

A Konrad? Znów wplątał się w afery. Przegrał. Znalazł się w długach. Nie miał czym oddać. Jedyną cenną rzeczą, jaka mu pozostała — były organy.

— Ale przynajmniej komuś życie uratował… — Ania pochyliła głowę. — Wszystko po sprawiedliwości.

A Ola? Teraz mieszkała w głuchym lesie, gdzie ojciec Ani chciał budować domki. Ania podarowała jej działkę. Schronienie. Azyl. Dom.

Ania wyjęła z szkatułki warkoczyk i uśmiechnęła się:

— No to co, przyjaciółko… Pogadamy? Niedługo przyjadę. Będziemy miały magiczne wakacje…

Idź do oryginalnego materiału