Sprawiedliwość dla Wioletty: historia, która zaczęła się od zdrady
— Dlaczego mu na to pozwalasz, Wiolu? Nie jesteś jego własnością! Jesteś silna, możesz się wyrwać — szeptała Kasia, zwinięta w kłębek na kanapie.
Wioletta ciężko westchnęła i cicho odparła:
— To mój ojciec. Ma dokument z podpisem i pieczęcią, gdzie czarno na białym stoi: „niepoczytalna”. Dlatego tu jestem. To nie tylko człowiek z pieniędzmi — to człowiek z władzą. Nie ważne, jak daleko ucieknę, i tak mnie znajdzie. To błędne koło…
— Skoro już tu jesteś — pomóż mi. Zapłacę ci, wszystko fair. Po sprawiedliwości — mrugnęła Kasia porozumiewawczo.
— I tak bym pomogła — uśmiechnęła się Wioletta. — Ale nie odmówię. Pieniądze przydadzą mi się, gdy znów będę wolna. Nie potrzebuję magii, by wiedzieć, co się dzieje. Ale żeby potwierdzić sen — potrzebuję twojego włosa.
Wioletta gwałtownie wyciągnęła malutki nożyk i sprawnie ucięła kilka pasm.
— Dziś wieczorem wszystko się wyjaśni. Jakie zielsko ci podsunięto, dlaczego zamiast ochrony dostałaś zieloną melancholię — sprawdzimy.
Następnego ranka Kasia nie dawała się złapać. Chowała się po kątach, znikała na zabiegach.
— Dlaczego od mnie uciekasz? — przyparła ją Wioletta w ogrodzie. — Mówiłyśmy!
— Nie uwierzysz mi — mruknęła Wioletta. — Pomyślisz, iż bajki opowiadam za złotówki.
— Dość gadania. Mów, co widziałaś.
Kasia zaprowadziła Wiolettę w najdalszą alejkę i usiadła obok.
— Słuchaj uważnie. Śniło mi się…
Konrad przeciągnął się leniwie w łóżku.
— Wstawaj, śpiochu! Znalazłam nową ofiarę.
— Daj się wyspać… — jęknął.
— Wyśpisz się później. Patrz na gazetę. Widzisz to zdjęcie? To nasz przyszły łup. Wioletta. WspółwłaścWioletta spojrzała na gazetę i zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, bo na zdjęciu uśmiechała się ona sama.