Silnik samochodu warczał usypiająco, w środku unosił się zapach skóry i odświeżacza powietrza. Szary asfalt z równymi białymi pasami pędził ku przodowi, znikał pod kołami. Słońce dopiero wschodziło, zapowiadając ciepły letni dzień. Kinga odchyliła głowę na oparcie fotela i przymknęła oczy.
– Prześpij się. Jazda jeszcze z dwadzieścia minut – powiedział Krzysztof swojej żonie.
– Wolałabym spać w domu, w ciepłym łóżku. W końcu to weekend. Mogłeś jechać sam. To przecież twoi znajomi – odparła Kinga, nie otwierając oczu.
– Co ja tam robiłbym sam? Wszyscy będą z żonami. Myślałem, iż ty i Ewa też się przyjaźnicie. Poza tym, najlepszy wypoczynek na łonie natury, a nie w łóżku. – Krzysztof zamilkł na chwilę. – Dawno się nie widzieliśmy. Pamiętasz, jak kiedyś? No i Marek będzie z nową żoną. Mówiłem ci? Nie? Wyobraź sobie, ożenił się. Ciekawe, komu udało się zdobyć jego serce na tyle, żeby poświęcił dla niej swoją wolność.
Kinga przetrawiła nowinę, usiadła prosto i otworzyła oczy.
– Widziałeś się już z nim?
– Widziałem, ale tylko na chwilę, bez szczegółów. A tak chce się pogadać jak dawniej, posiedzieć przy ognisku z gitarą. Ech, były czasy – westchnął Krzysztof.
– Teraz w każdy weekend będziecie się znów spotykać – burknęła Kinga.
– Daj spokój. Co w tym złego? Znamy się od studiów. Tysiąc lat razem. Kiedy twoja mama zachorowała, Marek bez słowa dał pieniądze na operację.
Kinga znowu opadła na fotel.
– To prawda. Marek to porządny chłop. Ale Bartek z Ewą…
– Co z nimi nie tak? – zdziwił się Krzysztof.
– Jakby to nie była rodzina, tylko gra w rodzinę. Jacyś obcy, nie swoi. Nie wiem, jak to ująć.
– Nie zauważyłem. Wydają się w porządku. Wiesz, Ewa i Marek kiedyś chodzili ze sobą. Miłość jak w filmie, wszyscy myśleli, iż zaręczą się już na pierwszym roku. A potem coś się między nimi popsuło. Ewa wyszła za Bartka.
– Nie mówiłeś mi. – Kinga odwróciła głowę w stronę męża.
– To było dawno. Wiele wody upłynęło. – Krzysztof zamilkł.
Silnik równo warczał, Kinga znów przymknęła oczy. Otworzyła je, gdy samochód zjechał z asfaltu na polną drogę i zaczął podskakiwać. Wzdłuż drogi stały sosny, tworząc gęsty mur, nie przepuszczając promieni słońca.
– Zapomniałam, jakie to tu piękne – westchnęła Kinga.
– No a jak. – W głosie Krzysztofa słychać było dumę, jakby w tej urodzie był też jego udział.
Brama na działkę stała otworem – czekali na nich. Krzysztof zaparkował obok dwóch innych samochodów przy płocie. Wszyscy już na miejscu. Z domu wybiegł Marek, szeroko rozkładając ręce, jakby chciał objąć ich razem z samochodem.
– Nareszcie. Już myśleliśmy, iż bez was ruszymy na ryby. – Marek objął Krzysztofa i klepnął go po plecach. – A ty ciągle wyglądasz młodziej. Jak ty to robisz? – skomplementował Kingę. – Po co tyle jedzenia przywieźliście? Mamy tu pełno, tygodnia nie zjemy. No dobra, dajcie te torby, nie zaszkodzą.
Ruszyli we trójkę w stronę domu, obwieszeni torbami. Przed domem już stał grill, a obok leżał worek z węglem. W cieniu jabłoni – drewniany stół z wiklinowymi krzesłami.
W drzwiach pojawiły się Ewa z młodą dziewczyną. Niosły naręcza poduszek i koców.
– O! Krzysztof, Kinga, cześć! – zawoła Ewa.
Zrobiło się głośno i wesoło. Wszyscy mówili naraz, śmiali się.
– No to, dziewczyny. Wy tu rządźcie, a my na ryby – oświadczył Marek.
– No właśnie… – przeciągnęła niezadowolona Ewa.
– Nie będziemy długo. Tylko trochę pogadamy po męsku. A wy się nie nudźcie. My już zrobiliśmy swoją robotę: mięso zamarynowane, grill gotowy, zakupy dostarczone, reszta na was.
– No to, dziewczyny, wypijemy za znajomość? – Ewa postawiła na stół butelkę czerwonego wina, gdy mężczyźni odeszli.
– Oj, a ja wolałabym białe. Od czerwonego boli mnie głowa – powiedziała najmłodsza i nowa w ich towarzystwie Ola.
– Specjalnie dla ciebie zabrałam. Zaraz przyniosę – odparła Ewa.
– Znasz ją? – spytała Kinga Olę, wskazując głową dom, gdzie poszła Ewa.
– Tak. Wpadła do nas parę razy.
– Doprawdy? – zdziwiła się Kinga. – I dawno wróciliście do miasta?
Z rozmowy w samochodzie wynikało, iż dopiero co wrócili z podróży poślubnej.
– Dwa tygodnie temu – zdążyła odpowiedzieć Ola.
– Ta-dam! – W drzwiach domu pojawiła się Ewa z butelką białego wina.
Kobiety wypiły po kieliszku i zaczęły dyskutować, co podać na stół. Procesem kierowała Ewa. Kinga miała wrażenie, iż robi to specjalnie dla Oli. Jakby chciała pokazać: tu ja jestem panią, jeszcze przed tobą. Tyś nowa, nic nie wiesz. Znaj swoje miejsce.
Kingie się to nie podobało. Ewa zachowywała się wobec Oli z wyraźną wyższością. Ale nie wtrącała się. Łatwiej było się dowiedzieć, kim jest ta Ola.
Gdy stół był już nakryty obrusem, zastawiony naczyniami, sałatki pokrojone, kobiety zrelaksowały się, czekając na mężczyzn. A o czym mogą rozmawiać trzy kobiety? Oczywiście, o mężczyznach.
– Ty, Ola, uważaj. Nie odpuszczaj. Twój mąż to znany podrywacz. Wiesz, ile kobiet przyprowadził do naszej paczki? Nie zliczysz. Wszyscy faceci zdradzają – westchnęła Ewa.
– Po co ją straszysz? – wstawiła się za Olą Kinga.
– Mąż cię zdradza? – spytała bez ogródek Ola.
– Patrzcie ją. Poczekaj, sama się przekonasz – nie pozostała dłużna Ewa, rzucając spojrzenie na Kingę.
Ola spojrzała na nią jakoś dziwnie, ale nic nie odpowiedziała.
– A ja, gdybym się dowiedziała o zdradzie Krzysztofa, to pewnie bym wybaczyła. Nie wiem – powiedziała Kinga, byPrzytuleni do siebie na hamaku Marek i Ola obserwowali, jak zachodzące słońce maluje niebo na złocisto-czerwone, wiedząc, iż ich miłość przetrwała wszystkie burze – i iż najlepsze dopiero przed nimi.