Spotkanie po 30 latach w sklepie

twojacena.pl 5 godzin temu

Spotkałem swoją byłą po trzydziestu latach – w sklepie, przy kasie. Wkładam mój kefir, wędlinę i papierosy. Kasjerka gwałtownie włącza kasę, nie patrząc na mnie, pyta: „To wszystko?” i odrzuca farbowany grzyb. Jaki znajomy gest. Pewnie bym odszedł, gdybym nie spojrzał na identyfikator na jej piersi: **Małgorzata Nowak**.

– Gosia, to ty?

W końcu podnosi wzrok:
– Tak… A co?… Boże! Leszek?
– No, ja. Nie spodziewałem się cię tak znaleźć.

…Lato 1988 roku. Idziemy z Gosią po Warszawie, niedziela. Ona w czarnej miniówce, chuda. Gosia ma piękne nogi, trochę rozwichrzony chód i wieczny, lekki uśmieszek. Jakby się wymykała, a ja próbuję ją zrozumieć. Gosia jest dziko seksualna – mężczyźni się oglądają. Jestem dumny, iż ze mną taka dziewczyna, ale i zły, bo choćby nie pozwala się przytulić.

Mówię jej, iż marzę o dziennikarstwie. Gosia się śmieje:
– To chyba nudne. A ja będę piosenkarką. To jest pewne.

Mamy po dwadzieścia lat. Gosia kończy szkołę muzyczną – fortepian. Ale teraz wakacje, więc ma długie paznokcie, pomalowane na czerwono. Te ręce też mnie rozpraszają.

Gosia mówi stanowczo:
– Chcę jeść! Tam jest kawiarnia!

W kieszeni mam tylko dziesięć złotych. Chciałem przeżyć za to tydzień, mama dała przed wyjazdem. A ta kawiarnia wygląda drogo – pewnie spółdzielny lokal, ruina. Ale udaję obojny: no jasne, chodźmy! W myślach: oby starczyło…

Gosia zamówiła pizzę i szampana. Piliśmy, już mi było wszystko, byle tylko zabrać ją do siebie na noc. Ale wtedy zagrała „Lady Pimp”. Gosia podskoczyła i zaczęła tańczyć – dziko, namiętnie. Wszyscy grubasie wokół gapili się na nią, zapominając o wódkę z zakąską. A Gosia jeszcze podśpiewywała: *„Muzyka nasz związała, tajemnicą się stała…”* – czuła się jak gwiazda.

Pieniędzy ledwo starczyło, ale Gosia rzuciła niedbale dwa złote na stół:
– No dobra, idziemy dalej!

I poszliśmy do mnie. To była chyba najdłuższa i najlepsza noc w moim życiu. Wyśmienita aerobika we dwoje. *„Muzyka nasz związała…”* – dzwoniło w mojej pijanej, szczęśliwej głowie.

A trzy miesiące później, jesienią, rozstaliśmy się. Gosia mnie rzuciła:
– Posłuchaj, poznałam gościa, takiego dobrego. I on zna mnie z wytwórni. Chcę nagrać album, już mam tytuł – *„Moje szczęście”*.
– Głupi tytuł – odparłem.

I poszedłem. Chciało mi się wyć. Chciałem się z nią zemścić. I strasznie chciałem ją znowu wciągnąć na noc. Tyle emocji w głowie młodego fraktala.

Teraz minęło trzydzieści lat. Boże, trzydzieści lat. Przede mną siedziała pulchna Gosia – kasjerka Gosia.

– Pamiętam, chciałaś być piosenkarką? – uśmiechnąłem się.
Gosia nerwowo prychnęła:
– Wszyscy czegoś chcieli… Ale wiem, iż zostałeś dziennikarzem. Czasem cię czytam, niezły z ciebie gość.

Wyszedłem ze sklepu. Myślałem o Gosi. Cóż, można powiedzieć, iż się zemściłem – po latach. Celowo nie wziąłem reszty. Tak z głupia, było dokładnie dziesięć złotych. Tylko to już nie te dziesięć złotych – nie kupisz za nie szampana w kawiarni. Muzyka zgasła, Gosia utyła, jej życie kończy się przy kasie, pod akompaniem skanera kodów. Tęsknota.

A po dwóch dniach wróciłem do tego marketu. Rzadko tam bywam, ale wszedłem. Bez powodu.

Znów była. Zobaczyła mnie, ucieszyła się:
– Palisz? Chodź! Niech Naia obsłuży kasę.

Narzuciła kurtkę, zapaliliśmy. Gosia powiedziała:
– Słuchaj, byłam wówczas głupia, wybacz…
– Gosia, to już nie ma znaczenia. Minęło trzydzieści lat. Mam trzeci ślub, troje dzieci.

Gosia uśmiechnęła się – tak jak wtedy:
– Nagle zrozumiałam. Żal cię mnie, co? Myślisz: *„O, biedna kobieta, marzyła o karierze, a teraz waży kartofle.”*
– No, nie żeby…
– Widzisz. Żałujesz. Pamiętasz, chciałam nazwać album *„Moje szczęście”*? Wiesz, to nie głupota. choćby teraz bym tak nazwała. Tylko nasze szczęście się zmienia, wyjaławia. Już dwadzieścia pięć lat jestem z mężem, Darkiem. Tak, prosty gość, fałszuje przy myciu zębów, chrapie. Ale jest świetnym mechanikiem, zbudował nam piec na działkę, ogólnie złota ruka. Mamy dorosłą córkę, piękność. Ma dwadzieścia dwa – wyobraź sobie, więcej niż my wtedy. Studiuje prawo, taka poważna, wcale nie jak ja. Wyszła za mąż, mamy wnuczkę – też Gosia, półtora roku. I jestem bardzo szczęśliwą babcią. Życie mi się ułożyło. A ta kasa? Mógłabym nie pracować, Dami ma dobre zarobki. Ale czemu nie dorabiać, skoro wnuczka w przedszkolu? Lubię ludzi, wiesz. Dobra, lecami.

– Gosia – w końcu powiedziałem. – Masz cholerną rację. I wcale mi nie żal. Biegnij, miłe cię było widzieć.

Już w drzwiach z zielonym światłem odwróciła się:
– A i tak zostałam piosenkarką! Śpiewam wnuczce, ona uwielbia. Więc jestem gwiazdą. Prawdziwą gwiazdą dla niej.

Idź do oryginalnego materiału