Weronika z niecierpliwością wyczekiwała końca dnia pracy, myśląc tylko o tym, jak wyjdzie z biura i przywita ją ukochany mąż, z którym ruszą do ich ulubionej kawiarenki. To właśnie tam poznali się pięć lat temu dokładnie tego samego dnia.
Wypadła z pracy jak burza i zobaczyła Maćka stojącego przy samochodzie z szerokim uśmiechem.
Cześć, Maciusiu! przytuliła się do niego, a on pocałował ją w policzek.
No to co, jedziemy do naszej meliny? zapytał półżartem, a ona tylko roześmiała się i skinęła głową. Czuła, iż dziś coś dostanie może jakiś prezent?
Siedzieli w kawiarni dobre pół godziny, ale Maciek ani myślał wręczać jej żadnego podarunku. W końcu machnął ręką:
No dobra, czas do domu. Tam czeka na ciebie niespodzianka.
Serio? Co to takiego? Dlaczego nie przywiozłeś tego tutaj? zdziwiła się Weronika.
Zobaczysz i wszystko zrozumiesz odparł tajemniczo.
Gdy podjechali pod dom, Maciek podszedł do stojącego nieopodal auta, nacisnął pilota i otworzył drzwi.
Proszę bardzo, moja droga żono. To twój prezent. Możesz się teraz wozić do woli.
Weronika oniemiała. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nowego samochodu? Rzuciła się mężowi na szyję.
Maciuś, jesteś najwspanialszy! Zawsze mówiłam, iż mam najlepszego męża pod słońcem. Kocham cię!
I tak już go uwielbiała za każdy gest, za każdy dowód miłości. Maciek harował jak wół, często choćby w weekendy, żeby tylko uzbierać na prezenty dla żony i na ich wymarzony dom za miastem. Potem mogliby pomyśleć o dzieciau. Na razie mieszkali w trzypokojowym mieszkaniu Weroniki, które odziedziczyła po babci.
Kochanie, teraz to twoje auto. Wiem, jak długo o nim marzyłaś.
W domu świętowali piątą rocznicę i zakup nowego samochodu. W kawiarni nie mogli wypić wina w końcu Maciek prowadził.
Następnego dnia Weronika wjechała pod biuro lśniącym, czerwonym autem. Weszła do środka z dumą, a koleżanki już czekały, żeby wypytać o prezent. Gratulowały, oczywiście.
Mój Maciek sprawił mi samochód! wykrzyknęła, mrużąc oczy. Dziewczyny, gdybyście wiedziały, jaki on jest wspaniały. Wyobraźcie sobie, przez pięć lat choćby się nie pokłóciliśmy poważnie!
Gratulacje takiego hojnego prezentu! mówiły koleżanki.
Jedne szczerze się cieszyły, inne gotowe były rozedrzeć tę promieniejącą szczęściem kobietę na strzępy. Wśród tych drugich była Kinga była koleżanka z klasy Maćka, która od zawsze zazdrościła Weronice. Już w szkole była w nim zakochana. Teraz, patrząc na nią, myślała:
*No proszę, jedni mają wszystko, a drudzy nic. Ale się jeszcze rozpieścisz, moja droga.* Na zewnątrz jednak uśmiechała się słodko.
A Weronika, naiwna, nie rozumiała, iż nie należy dzielić się swoim szczęściem, bo szczęście lubi ciszę. Nie ukrywała nic przed koleżankami, sądząc, iż one też ją lubią. Nie przypuszczała, iż znajdzie się ktoś, kto z zazdrości pójdzie na podłość. Na wszystko. Byle tylko zdobyć cudze szczęście, choćby jeżeli trzeba będzie kogoś przy tym zniszczyć.
Pod koniec dnia Maciek zadzwonił i powiedział, iż ma nagłą fuchę i się spóźni. Weronika westchnęła ciężko, ale cóż pracuje, zbiera na ich dom.
Pożegnała się z koleżankami i wyszła, podchodząc do auta.
No to jedziemy, piękna szepnęła do swojej „dziewczyny”.
Po drodze wstąpiła do galerii handlowej. Znalazła tam idealny prezent dla Maćka eleganckie zegarki na rękę.
To będzie świetny upominek pomyślała, pakując starannie zapakowane pudełko do torby.
Czas sprawić euforia mojemu ukochanemu Maćkowi myślała, ruszając w stronę domu. Dawać prezenty można taką samą przyjemność jak je dostawać.
Pod domem zwolniła, chcąc zaparkować przed klatką, gdy nagle poczuła głuche uderzenie. Wyskoczyła z auta i zobaczyła mężczyznę siedzącego na jezdni, trzymającego się za nogę.
O rany, ja pana potrąciłam? Przepraszam, zaraz wezwę karetkę! Albo zawiozę pana do szpitala!
Mężczyzna pokręcił głową.
Nie trzeba szpitala. To tylko stłuczenie. Wystarczy coś zimnego przyłożyć.
Weronika zaproponowała, żeby wszedł do niej. Zgodził się. W mieszkaniu założyła mu opatrunek, ciągle przepraszając.
Niech pani tak nie przejmuje uśmiechnął się. Gotów jestem codziennie się tak potłuc, byle tylko panią widywać. Jestem Arek. A pani?
Weronika
Arek rzucał na nią wyraźne spojrzenia, aż poczuła się niezręcznie. Po chwili wstał, a ona zaproponowała, żeby go podwiozła. Odmówił. Nagle zatrzymał się przed zdjęciem Weroniki i Maćka na półce.
Pani go zna? No proszę! Ale po co pytam, skoro jesteście razem na zdjęciu. Niech zgadnę to pani brat? Zaśmiał się. No jasne, brat, co innego!
Pan go zna? zdziwiła się Weronika.
Oczywiście! To mąż mojej siostry. Pracuje jak wół, ciągle na fuchach, wyjazdach, żeby uciułać na dom. W domu go nie ma, no bo cel przecież istotny siostra mówi, iż marzy o własnym domu.
Zrobiło jej się słabo. Serce ścisnęło się z bólu.
Nie pamiętała, kiedy Arek wyszedł zniknął szybko, widząc jej smutek. Jego słowa wbiły się w serce jak drzazga. Była wstrząśnięta, chciało jej się krzyczeć i płakać. Zamknęła oczy, powtarzając:
To nie może być prawda, to musi być sen.
Ale gdy je otworzyła, zrozumiała, iż to rzeczywistość. Skąd Arek wiedział, iż Maciek ciągle pracuje i zbiera na dom? Nie mogła tego pojąć:
*Czy Maciek prowadzi podwójne życie? Czy nasze marzenia o dziecku i domu realizuje z inną kobietą?*
Gdy Maciek wrócił, Weronika udawała, iż śpi. Nie chciała go widzieć, a tym bardziej rozmawiać. Nie była gotowa na wyjaśnienia. Bała się prawdy o innej kobiecie.
Postanowiła milczeć. W pracy też nikt nie pytałW końcu, gdy Maciek wyzdrowiał i wrócił do domu, Weronika usiadła z nim przy kuchennym stole, wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Musimy porozmawiać o Arku i jego siostrze”, a wtedy Maciek wybuchnął śmiechem i wyjaśnił, iż to wszystko była głupia pomyłka Arek to oszust, który podobno już kilka razy próbował rozbić czyje życie, a jego „siostra” to zwykła znajoma z pracy, z którą Maciek nigdy nie miał nic wspólnego, i iż jedyna kobieta, którą kochał i kocha, to właśnie Weronika.