Spałam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej — Teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

newsempire24.com 1 tydzień temu

15 czerwca 2025
Drogi pamiętniku,

Nie mogę uwierzyć, iż to się stało. Leżałem obok Jagody, nie zdając sobie sprawy, iż zmarła dwa dni wcześniej a jednak po nocy wypełnionej jej ciepłym oddechem, miękkim pocałunkiem o smaku mięty, poczułem, iż jej ciało jest naprawdę blisko. Mimo iż w tym momencie miał na sobie szarą bluzę z kapturem, którą zawsze jej się nie podobało, bo była za duża i sprawiała, iż wyglądał jak miękki zbir, wszystko wydawało się prawdziwe. Trzymał mnie w objęciach całą noc, szeptał do ucha kocham cię i obiecywał, iż weźmiemy ślub w przyszłym roku. Pamiętam każdy ruch jego dłoni po moim ramieniu, jak płakał, gdy ja płakałam, i jak kochał mnie tak namiętnie, iż czułem, jakby moja dusza miała pęknąć na pół. A potem zniknął.

Obudziłem się sam. Nie bałem się. Pomyślałem, iż po prostu wyszedł pobiegać, jak to czasem robił. Jego zapach wciąż unosił się na pościeli, a skóra w miejscu, gdzie mnie dotknął, wciąż płonęła. Coś jednak nie pasowało.

Dzwoniłem.
Znowu.
I jeszcze raz.

Wtedy moja najbliższa przyjaciółka, Zofia, weszła do pokoju z bladą twarzą. Nie rozumiała, dlaczego płacze.

Michał wyszeptała nie wiesz?

Zaśmiałem się. Wiedzieć co?

Kacper nie żyje.

Zamarłem. Nie żyje jak?

Zaczęła płakać jeszcze głośniej. Zginął dwa dni temu w wypadku samochodowym, podczas burzy.

Nie. Nie. Nie.

Krzyknąłem. Odepchnąłem ją, uznając, iż to okrutne. Pokazałem jej wiadomość, którą Kacper napisał dzień wcześniej: Jedzie do ciebie. Tęsknię za twoim ciałem przy moim. Zofia spojrzała na telefon, drżąc.

Michał to nie mógł napisać. Kacper już leżał w kostnicy.

Świat się zatrząsł. Kolana mnie opuściły.

Pospieszyłem do łazienki, wziąłem ręcznik, którym Kacper się wycierał, wciąż wilgotny, bluzę, którą zostawił na podłodze, oraz ślad ugryzienia na szyi.

On był naprawdę tu. Musiał być.

A prawda jest taka, iż Kacper został pochowany wczoraj. I jakoś, wczorajszej nocy, uprawiłem z nim seks.

Dni mijały, noce stały się nie do zniesienia. Nie mogłem spać. Za każdym razem, gdy zamykałem oczy, widziałem go przy moim łóżku albo słyszałem, jak szepcze mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałem: Nie płacz, kochanie. Jestem z tobą. Próbowałem to nagrać, ale usłyszałem tylko szum i własny przerażony oddech.

Wtedy przestały przychodzić miesiączki. Dwa razy. Myślałem, iż to stres, żałoba, trauma. Aż do piątego wymiotowania w jeden dzień. Zrobiłem test ciążowy. Dwie kreski.

Pozytywny wynik. Upadłem na podłogę, świadomy, iż jedyną osobą, z którą byłem, był Kacper który już był martwy, pogrzebany, rozkładający się pod ziemią. A jednak w moim brzuchu rosło coś, co kopało nocą, co błyszczało pod skórą przy wyłączonych światłach. I za każdym razem, gdy płakałem i mówiłem, iż nie dam rady, słyszałem szept z cieni:

Nie jesteś sama. Nasze dziecko przychodzi.

Nie pamiętam, kiedy zasnąłem. Wiem tylko, iż obudziłem się w wannie, trzymając w dłoni test ciążowy z dwoma różowymi kreskami, które drwiły ze mnie. Nie rozmawiałem z nikim od kilku dni choćby nie z Zofią. Telefon dzwonił setki razy, a imię na ekranie jasno świeciło. Ignorowałem wszystkie połączenia.

Jak wytłumaczyć, iż noszę w sobie dziecko człowieka, który od tygodni leży pod ziemią? Kto by mi uwierzył? choćby ja wątpiłem, aż do tej nocy.

Ledwo zasnąłem, gdy nagle coś uderzyło w mój brzuch. To nie była zwykła kopnięcie. Czułem, iż to coś świadome, celowe, jakby chciało zwrócić moją uwagę. Wstałem, łapiąc oddech, rączkami przyciśniętymi do brzucha. I znów usłyszałem głos Kacpra w swojej głowie:

Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.

Krzyknąłem i wpadłem z łóżka. Spojrzałem w lustro, podnosząc koszulkę. Zobaczyłem słabe niebieskie światło pulsujące tuż pod skórą. Mrugnęło i zniknęło. Nogi mnie zawiodły, poślizgnąłem się na podłogę, szlochając.

Następnego dnia wymusiłem wizytę w szpitalu. Powiedziałem lekarzowi, iż zaszłam w ciążę po wizycie mojego chłopaka. Zatałem o datach, o wszystkim oprócz objawów: dziwne sny, połyskująca skóra, słyszenie głosu nieobecnego.

Lekarz najpierw wyglądał na zaniepokojonego, potem spokojnie podjął się badań.

Zrobimy badania rzekł łagodnie stres może mocno wpływać na umysł, zwłaszcza przy zmianach hormonalnych.

Położył stetoskop na brzuchu. Jego twarz zamglona.

Nie słyszę bicia ale coś się rusza.

Zlecił USG. Gdy leżałem na zimnej metalowej łożyku, technikka przyjrzała się ekranowi, a jej twarz zbielała. Po chwili, kiedy spytałem, co się dzieje, odpowiedziała szeptem:

To płód ale świeci.

Opuściłem szpital bez wyników. Tej nocy miałem kolejny sen: Kacper stał przy naszym starym miejscu nad jeziorem, wiatr kołysał jego bluzą z kapturem.

Nasze dziecka nie jest takie jak inne szepnął, głosem miękkim niczym podmuch wiatru. To ja i coś więcej.

Co masz na myśli? zapytałem.

Uśmiechnął się smutno.

Zrozumiesz wkrótce. Musisz go chronić.

Obudziłem się przy otwartych zasłonach, mimo iż drzwi były zamknięte na klucz. Bluza Kacpra leżała starannie złożona przy brzegu łóżka. Dotknąłem jej wciąż była ciepła.

Wtedy zrozumiałem, iż to, co rośnie we mnie, jest prawdziwe. To jego. Zmienia mnie.

Następnego dnia zadzwoniłem do Zofii. Potrzebowałem pomocy. Przybiegła, objęła mnie mocno i wysłuchała wszystkiego: blask w brzuchu, sny, głos, dziecko. Nie śmiała się. Nie krzyczała. Zamilkła i szepnęła:

Musimy cię zabrać w miejsce.

Poprowadziła mnie do starego domu ukrytego za kościołem jej babci. Wewnątrz czekała staruszka z długimi szarymi warkoczami i bladymi oczami. Spojrzała raz i powiedziała:

Nie jesteś pierwsza. Musisz być ostatnia.

Zapytałem, co to znaczy, a odpowiedź zamarzła mi krew w żyłach.

Nosisz w sobie dziecko duszy, która jest uwiązana. To błogosławieństwo i ostrzeżenie. Jego ojciec nie powinien był wrócić. Teraz brama jest otwarta, a inni przechodzą.

Czy przyjdą po niego? dopytałem.

Przyjdą po ciebie.

W tym momencie światła zgasły, a lodowaty podmuch przeszedł przez okna. Z cieni usłyszałem znów głos Kacpra:

Biegnij.

Pokój zamroził się. Staruszka otworzyła oczy w przerażeniu, a cienie rozciągały się po ścianach niczego nie znając, jak pazury.
On jest tutaj wyszeptała, trzymając różaniec z koralików i kości.
Zofia pchnęła mnie za plecy.

Nie bałem się już Kacpra. Strach wywołały inni ci, o których staruszka mówiła, iż przychodzą, bo on złamał zasady.

Staruszka rozrzuciła popiół, tworząc koło i kazała mi stanąć w środku.

Nie wychodź, cokolwiek się stanie. Słyszysz? ostrzegła. Jesteś mostem między życiem a śmiercią. Mosty łączą w dwie strony.

Wszedłem w koło. Moje dziecko rozbłysło tym samym niepokojącym światłem. Kopnięcia były silniejsze niż kiedykolwiek. Nagle usłyszałem setki głosów krzyki, jęki, prośby, śmiechy. Wszystko dochodziło z ciemności.

Kacprze, proszę wyczułem co się dzieje, iż się dzieje?

Wtedy zobaczyłem go. Jego oczy były puste, pełne smutku i lęku.

Przepraszam powiedział nie chciałem wciągać cię w to. Tęskniłem tak bardzo, chciałem jedną noc, jeden moment. Nie wiedziałem, iż otwieram bramę.

Podszedłem, łzy spływały po policzkach.

Dlaczego ja? Dlaczego dziecko?

Spojrzał na mój brzuch, potem na mnie.

Bo nasza miłość była silniejsza niż śmierć. Ale taka miłość łamie prawo.

Nagle z cieni wyłoniła się potworna postać pół twarz, płonące oczy. Zawodziła mnie swoim gwizdkiem. Kacper stanął przed nami.

Nie możesz jej mieć! ryknął. Nie możesz zabrać naszego dziecka!

Potwór roześmiał się.

Złamałeś zasadę, duchu. Dotknąłeś żywych. Teraz my się ucztujemy.

Pokój wstrząsnął. Staruszka zaczęła śpiewać w obcym języku. Zofia chwyciła mnie za rękę, płacząc.

Michał! Nie wychodź z koła!

Krzyczałem, gdy potwór rzucił się na mnie. Kacper uderzył go w powietrzu. Staruszka krzyknęła:

TERAZ! Wybierz, dziewczyno! Życie czy miłość?

Kacper, krwawiąc, drzemał i odchodził.

Musisz mnie zostawić, kochanie. Dla naszego dziecka. Dla ciebie.

Machałem głową, nie mogąc uwierzyć.

Nie mogę stracić cię po raz drugi!

Nigdy mnie nie straciłaś. Żyję w nim, w tobie. jeżeli się przywiązujesz, oni wszystko zabiorą.

Światła wybuchły. Podłoga pękała. Cienie wyłały. Z całym bólem w sercu wykrzyknąłem jego imię i pożegnałem się.

W tej chwiliżce uśmiechnął się i zniknął.

Ciemność się cofnęła. Potwór wydał z siebie krzyk i roztopił się w dym. Nastąpiła cisza.

Upadłem. Koło zgasło. Dziecko w środku kopnęło raz, potem jeszcze raz i zasnęło.

Dziewięć miesięcy później urodziłem chłopca. Nie płakał jak inni. Spojrzał mi prosto w oczy, spokojny, jakby już wszystko rozumiał. Jego skóra lekko połyskuje w mroku. A kiedy wieczorem mu śpiewam, słyszę drugą głos, który harmonizuje z moim głos Kacpra.

Nazwę go Kacperek, co znaczy Kacper należy do Boga. Nie był naprawdę mój.

Zanim odszedłem na drugą stronę, zostawił mi ostatni dar kawałek siebie, którego żadna cień nigdy nie zabierze.

Lekcja, którą wyniosłem: miłość, której nie da się zamknąć w jednym, przyciąga zarówno światło, jak i ciemność. Trzeba wybrać, co jest ważniejsze życie w samotności, czy życie z cieniem przeszłości. Nie pozwól, by niewyjaśnione uczucia prowadziły cię po drodze, którą nie możesz powstrzymać.

Idź do oryginalnego materiału