Spacerem do gwiazd

newsempire24.com 4 dni temu

– Kowalska, śniadanie. – Salowa wjechała do sali z wózkiem. Kasia niechętnie uchyliła oczy i odwróciła głowę w stronę drzwi.
– Nie chcę. Dziękuję. – Odpowiedziała.

– No, no, no, panienko, trzeba nabierać sił. – Za salową wszedł do sali lekarz.
Kasia milczała. Salowa gwałtownie postawiła na stoliku talerz z owsianką i szklankę herbaty. Wyszeptała:
– Jedz, proszę, Paweł Jasiński ma rację. – I równie gwałtownie wyszła z sali.
– Jak nastroje? Wiosenne? – Paweł Jasiński uśmiechnął się.
– Niezupełnie. – Odpowiedziała Kasia, z żalem spoglądając przez okno.

– To dobrze. – Mimo tonu pacjentki, kontynuował lekarz. – Operacja jest zaplanowana na jutro. – Już poważnie dodał.
– Szanse się zwiększą? – Spytała Kasia, zwracając się do niego.
– Bez wątpienia. Chociaż na pełne wyzdrowienie jeszcze nie pora. – Przyznał Paweł Jasiński.
– Będę mogła chodzić? – Kasia się napięła.
– Nie chcę dawać złudnych nadziei… – Po chwili namysłu odpowiedział Paweł Jasiński. – Ale trzeba wykorzystać wszystkie szanse.
– Rozumiem… – Kasia znów odwróciła się do okna. Nie usłyszała, jak wychodził Paweł Jasiński ani, iż za oknem śpiewały już wiosenne ptaki.

Wypadek był straszny. Za kierownicą była przyjaciółka Kasi, Ania. Próbując uniknąć zderzenia czołowego, Ania gwałtownie skręciła kierownicą; samochód wpadł w poślizg na śliskiej drodze, zderzenia nie udało się uniknąć. Główne uderzenie trafiło w stronę pasażera. Kasia odzyskała przytomność dopiero w szpitalu. Jak się później dowiedziała, Ania ucierpiała mniej, złamanie ręki, wstrząśnienie mózgu. Kasia miała kilka złamanych żeber, otwarte złamanie nogi, a co najważniejsze, uszkodzony kręgosłup. Rokowania były niepocieszające, szanse na to, iż Kasia znów będzie chodzić, były znikome. Może ktoś inny cieszyłby się już z tego, iż pozostał przy życiu, ale dla Kasi świat przestał istnieć w jednej chwili. Taniec był dla niej wszystkim: życiem, zarobkiem, inspiracją. Ruch był dla niej, jak dla innych powietrze. A co teraz?

Kolejnym bolesnym ciosem była reakcja Michała. Spotykali się już dwa lata, a niedawno Michał oświadczył się Kasi. Dwa tygodnie temu, kiedy Michał siedział tutaj, w sali, obok Kasi, ona bez słów zrozumiała, iż ślubu nie będzie. Kiedy Kasia opowiedziała o prognozach lekarzy, Michał długo siedział zamyślony, wpatrzony w podłogę, potem powiedział jakoś niepewnie:
– Musisz mimo wszystko myśleć o dobrym. Wszystko się ułoży.

Przez kolejne trzy dni nie przyszedł. Potem przyszła od niego krótka wiadomość: „Przepraszam. Nie dam rady”. Wewnątrz pękła ostateczna cienka nić nadziei. Kasia już nie płakała, pustymi oczami patrzyła w biały sufit i wyobrażała sobie, iż zaraz ten sufit zawali się na nią i wszystko się skończy.

Mama, głaszcząc Kasię po ręce, próbowała ją pocieszyć, próbowała się uśmiechać, twierdziła, iż jeszcze nie wszystko stracone, iż trzeba walczyć, iż będą razem walczyć. Ale Kasia widziała, iż oczy mamy są czerwone od łez, które wylewała zaraz po wyjściu z sali. Paweł Jasiński, jej lekarz prowadzący, też ciągle powtarzał, iż trzeba walczyć.
– Po co? – Zapytała kiedyś Kasia.
– By być szczęśliwą. – Odpowiedział prosto Paweł Jasiński.

– Już nigdy nie będę szczęśliwa. – Odparła Kasia. Paweł Jasiński przyglądał się jej uważnie:
– Na pewno będziesz. Ale to zależy bardziej od ciebie niż od innych. Nie mam dużego doświadczenia, ale wiesz, spotkałem ludzi, którzy pokonywali, wydawałoby się, niemożliwe, zostawiali w szpitalnych salach choćby nieuleczalne choroby, bo chcieli żyć, chcieli cieszyć się życiem, chcieli być szczęśliwi.
Kasia nie odpowiedziała. Nie chciała żyć. Nie chciała żyć w ten sposób. I gdzie tu może być szczęście? – zapytałaby lekarza, ale postanowiła nie kontynuować tej rozmowy. W końcu lekarze chyba mają takie zasady, by dodawać pacjentom otuchy.

– Nie śpisz? – Paweł Jasiński delikatnie otworzył drzwi, wpuszczając w mrok sali promień światła.
– Nie śpię. – Odpowiedziała Kasia, nie zauważając nawet, iż lekarz zwraca się do niej na „ty”.
– Denerwujesz się? – Spytał, siadając na krześle przy oknie.
– Nie. – Kasia wzruszyła ramionami.
– Możesz sobie wyobrazić, iż wypadku nie było. Minęło dziesięć lat. Jakie życie byś miała? – Spytał Paweł Jasiński, patrząc nie na Kasię, a przez okno.
– Nie wiem. Pewnie dalej bym występowała. A może już nie występowała, tylko córkę na tańce prowadziła. – Kasia choćby się lekko uśmiechnęła, ale potem przypomniała sobie, iż jej ślub się nie odbył. – Wie pan, a on mnie zostawił. Zaraz jak się dowiedział, zostawił.
– Kto? – Paweł Jasiński domyślał się odpowiedzi. – Myślisz, iż cię kochał?
– Nie wiem. – Kasia znów wzruszyła ramionami. – Może to tylko w romantycznych filmach kochają tak, iż są gotowi do ognia i wody za tobą, a w życiu tylko obiecują gwiazdkę z nieba, a w rzeczywistości… – Kasia przerwała. Paweł Jasiński przecież też był mężczyzną. I to dość młodym i przystojnym, jak właśnie zauważyła Kasia. Pewnie ma żonę lub dziewczynę i całkiem inaczej ją traktuje. On by nie stchórzył w takiej sytuacji. Przychodzi przecież choćby do niej, całkiem obcej osoby.
– No dobrze, Kowalska, śpij. Będą i dla ciebie gwiazdy z nieba. – Paweł Jasiński wyszedł. Kasia spojrzała przez okno. Widoczny był kawałek nieba pełen gwiazd. „Zaraz spadnie jakaś gwiazda” – pomyślała Kasia, ale gwiazdy nie spadały, przynajmniej żadna nie spadła, póki Kasia nie zasnęła.
– Jak się czujesz? – Paweł Jasiński stał naprzeciwko Kasi łóżka. – Lekarz powiedział, iż operacja poszła dobrze.
– Chyba tak. Ale nóg i tak nie czuję. – Kasia westchnęła.
– Zobacz, co ci przyniosłem. – Paweł Jasiński podał Kasi małe pudełeczko. Kasia otworzyła je i uśmiechnęła się. Pudełeczko było pełne błyszczących maleńkich gwiazdeczek-konfetti. – Jak będziesz pilnie ćwiczyła, dojdziesz pieszo do prawdziwych gwiazd. – Obiecał lekarz.

Rehabilitacja była długa, męcząca i, jak się Kasi wydawało, nie przynosząca rezultatów. Paweł, teraz Kasia też zwracała się do niego po imieniu, często ją odwiedzał. Rozmawiali jak starzy znajomi, dyskutowali na różne tematy. Paweł potrafił odciągnąć Kasię od smutnych myśli i zaczynała choćby wierzyć jego słowom, iż wysiłek nie pójdzie na marne.

– Jak dzisiaj? – Paweł przyszedł do sali po codziennych ćwiczeniach Kasi, gdy pielęgniarka próbowała ożywić drewniane nogi.
– Nic. – Kasia rozłożyła ręce.
– Kwiaty bzu zakwitły. – Paweł podał Kasi ukrytą za plecami puszystą gałązkę. Kasia wdychała świeży, łaskoczący nozdrza aromat. A potem z dziecięcym zapałem zaczęła szukać pięciolistnego kwiatu.
– I tu nic. – Kasia nadęła usta i podniosła wzrok.
– A tu? – Paweł podał Kasi kolejne małe pudełeczko. Uśmiechnęła się, oczekując kolejnej porcji gwiazdek. Ale otwierając pudełko, na chwilę zamarła. Na małym pierścionku w promieniach słońca błyszczała zupełnie inna gwiazda – mały kamyczek.

– Wyjdziesz za mnie? – Spytał Paweł, gdy Kasia skierowała wzrok z pierścionka na niego. Kasia milczała. Paweł wziął głęboki oddech i usiadł na łóżku.
– Usiadłeś mi na nogę… – Powiedziała cicho Kasia. – Usiadłeś mi na nogę! – Już głośno krzyknęła i zaczęła się śmiać. – Na nogę usiadł! Czuję! Czuję nogę!
Paweł zerwał się na nogi i też się zaśmiał. A wtedy Kasia rozpłakała się. Uśmiechała się, ale z jej policzków płynęły łzy.

– Co się stało? Boli? – Zapytał zaniepokojony Paweł. Kasia pokręciła głową:
– Pamiętasz, mówiłam, iż już nigdy nie będę szczęśliwa. Naprawdę tak myślałam. A dzisiaj tyle szczęścia od razu. No skoro już nie bałeś się poprosić kaleki o rękę, to płaczem cię, mam nadzieję, nie przestraszę? – Kasia znów się zaśmiała.
– Nic mnie nie przestraszy. – Odpowiedział Paweł i z czułością spojrzał na narzeczoną.
***
– Mamo, widziałaś? Udało mi się! – Ania podbiegła do ławki, na której siedziała Kasia.
– Oczywiście, iż widziałam. Wszystko nagrałam dla taty. Jesteś mądrą dziewczynką. – Kasia przytuliła córkę.

– Pani Kasia powiedziała, iż będę tańczyć w centrum. – Pochwaliła się Ania. – To znaczy, iż tańczę najlepiej?
– Tak. – Szepnęła Kasia i równie cicho zdradziła córce sekret. – Ale cii, bo się przyzwyczaisz i nic z tego nie wyjdzie. – Ania kiwnęła ze zrozumieniem głową. – A teraz zbieraj się, pojedziemy po tatę.

Minęło dziesięć lat. Kasia nie mogła już tańczyć na dużej scenie, ale na własnym weselu tańczyła całkiem nieźle. Jak zauważył Paweł, na pewno lepiej niż on. Droga do gwiazd była dla Kasi długa, ale razem z Pawłem dali radę. I aby nigdy nie zapomnieć o tym, oraz iż trzeba wierzyć w lepsze, marzyć, cokolwiek się zdarzy, Kasia zaproponowała, by na suficie w sypialni namalować gwieździste niebo. Paweł ją wsparł. Otwierając rano oczy, Kasia wiedziała, iż do gwiazd można sięgnąć ręką, wystarczy tylko chcieć. Do każdej i zawsze.

Idź do oryginalnego materiału