Ślub syna, a serce matki niespokojne…
Wojciech i Kinga świętowali swój wielki dzień. Goście zjawili się od rana – suknie, wino, muzyka. Wszystko jak należy. Mama Wojciecha, Barbara Janowska, przybyła dwa dni przed ceremonią, by poznać rodziców panny młodej i pomóc w przygotowaniach.
— Mamo, wyglądasz przepięknie — uśmiechnął się Wojtek, witając ją przed domem. — Zupełnie jakbyś się zakochała — dodał żartobliwie.
Nagle spostrzegł, jak jej policzki zarumiały się, a wzrok natychmiast spuściła. Zdziniało go to, ale nie powiedział nic więcej.
Następnego dnia, w sam dzień ślubu, przyjechał stary przyjaciel zmarłego ojca — Marek Bogucki. Towarzyszył mu nieznajomy mężczyzna około czterdziestu pięciu lat. Postawny, zadbany, w eleganckim garniturze.
— Wojtek, poznaj mojego kuzyna, Rafała — przedstawił go Marek. — Teraz pracujemy razem, a on zna się na mechanice jak mało kto.
Wojciech uścisłnął mu dłoń — i wtedy dostarzeł dziwnie długie spojrzenie swojej matki. Patrzyła na Rafała z takim wyrazem, jakby czekała na tę chwilę od lat. W jej oczach pojawiła się nieśmiała czułość, której nie da się pomylić z niczym. I wtedy wszystko stało się dla niego jasne.
Mama jest zakochana. W tego Rafała.
Odszedł na bok. Czuł się nieswojo. Jego własny ślub, a tu matka zaczyna nowy romans? I to z mężczyzną młodszym od niej o dobre dziesięć lat?
— Mamo — podszedł do niej później. — To ty go zaprosiłaś?
— Tak. Wybacz, jeżeli to niewłaściwe, ale chciałam, by tu był.
— Zastanowiłaś się, jak to wygląda? Minęło zaledwie pół roku od śmierci taty. A ty już…
— Nie proszę cię o zgodę, synu. Po prostu chcę być szczęśliwa. Milczałam latami. Twój ojciec… był dobrym człowiekiem, ale nie zawsze wiernym. Cierpiałam, byś miał pełną rodzinę. A teraz — pozwól mi żyć.
Gdy jeszcze rozmyślał nad jej słowami, podszedł do niego Marek Bogucki.
— Nie się na matkę. Wiedziałem od dawna, ile dla ciebie poświęciła. Teraz ma szansę. A uwierz mi, Rafał jest porządnym człowiekiem. Szanuje ją.
Wojciech milczał. Było mu ciężko. ale miał już trzydzieści lat. Sam wybrał, z kim chce dzielić życie. Dlaczego miałby zabraniać tego swojej matce?
Rafał podszedł do niego sam.
— Rozumiem twój niepokój. Ale kocham twoją matkę. Naprawdę. To nie kwestia wieku. Nie chcę majątku, nie potrzebuję niczego. Sam na siebie pracuję. A z nią — czuję się naprawdę dobrze.
Wojciech spojrzał na niego. Pewny wzrok, szczere słowa, spokój. Mężczyzna, nie chłopiec.
— Dobrze. Tylko nie rób jej krzywdy. Tego bym ci nie darował — szepnął i uścisnął mu dłoń.
Wesele minęło wspaniale. Goście bawili się do białego rana. Barbara Janowska promieniała. Tańczyła, śmiała się, jakby odnalazła drugą młodość. Dwa miesiące później Rafał oświadczył się, a Wojciech choćby się nie zdziwił.
Powiedział tylko:
— jeżeli mama będzie szczęśliwa, znaczy, iż dobrze zrobiłem, pozwalając ci zostać tamtego dnia.
I wszystko potoczyło się dobrze. Wojciech i Kinga doczekali się syna, a babcia i „nowy dziadek” pokochali go od pierwszego wejrzenia.