Skrzydła miłości w gruzach: gdy przeszłość puka do drzwi

polregion.pl 3 dni temu

Złamane skrzydła miłości: gdy przeszłość puka do drzwi

Monika wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Projekt, nad którym pracowała dniem i nocą, został wreszcie oddany, postanowiła więc sprawić sobie i mężowi – Krzysztofowi – małą przyjemność. Wstąpiła do sklepu, kupiła jego ulubione przysmaki – ser, owoce, owoce morza, i z lekkim gwizdem na ustach weszła po schodach.

– Krzysiu, jesteś?! – zawołała, widząc jego buty i kurtkę w przedpokoju.

Cisza. Żadnego telewizora, żadnych kroków, ani choćby zwykłego: „O, już jesteś! Co przyniosłaś?”

Monika zaniepokoiła się. Odstawiła torby na podłogę i przeszła przez mieszkanie. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy Krzysztofa – koszule, skarpetki, pasek. W sypialni wreszcie go znalazła. Stał tyłem do niej, przy otwartej szafie, w jednej ręce trzymał torbę, w drugiej – koszule.

– A, więc tu jesteś! Przygotuję kolację – powiedziała wesoło, ale jej głos zadrżał. – Znowu wyjazd służbowy?

Krzysztof odwrócił się. Jego twarz była dziwnie spokojna. Podszedł do niej, wziął ją za ręce.

– Monika, idź na chwilę do kuchni. Przygotuj coś. Zaraz przyjdę. Muszę ci coś wyjaśnić.

Monika nie rozumiała, ale posłuchała.

W kuchni jej ręce drżały, nogi odmawiały posłuszeństwa. Włączyła piekarnik, zaczęła przygotowywać ulubioną zapiekaną rybę Krzysztofa, przystroiła sałatkę, ułożyła ser. Odrobinę się uspokoiła. *„Pewnie znowu sobie wszystko wymyśliłam”* – próbowała się przekonać.

Ale gdzieś głęboko w środku już rodziło się przeczucie burzy.

Minęło dwadzieścia minut. Z sypialni nie dochodził żaden dźwięk. Wtedy otworzyła okno – do pokoju wdarł się ciepły wiatr. I nagle, niemal bezszelestnie, za jej plecami pojawił się Krzysztof. Objął ją od tyłu.

– Kolacja gotowa – szepnęła, próbując się odwrócić. Ale on jej nie puścił. Przeciwnie, przycisnął mocniej.

– Monika… Zawsze byłaś mądra. Wyrozumiała. Mam nadzieję, iż zrozumiesz i teraz. Odchodzę.

Czas się zatrzymał.

– To silniejsze ode mnie… Wybacz.

Długo się wahał, męczył, nie mógł się zdecydować. Pół roku rozdarty między przeszłością a teraźniejszością. Ale dziś wszystko stało się jasne.

– Jesteś wspaniała. Dobra. Mądra. Ale nie kocham cię. Kochałem, może. Albo myślałem, iż kocham…

Gwałtownie się odsunął, chwycił torbę i wybiegł, zostawiając Monikę w osłupieniu. Za jej plecami stygło z miłością przygotowane jedzenie.

Stała tam nieruchomo – z pustym wzrokiem, w ciszy wypełnionej pustką.

Noc spędziła bez snu. Płakała, wyła w poduszkę, wpatrywała się w sufit. Nad ranem, gdy wreszcie zaczynała zasypiać, rozległo się pukanie do drzwi.

Na progu stał Krzysztof. W tym samym, w czym odszedł. Obok niego szczupła blondynka z zimnymi niebieskimi oczami.

– To Kinga – powiedział. – Pamiętasz, opowiadałem ci o swojej szkolnej miłości?

Tak, pamiętała. To po Kingi był złamany. To po jej zdradzie Monika składala go na nowo, gdy spotkali się pierwszy raz na parkingu przed sklepem. Wtedy omal nie wjechał w jej samochód.

Zabrała go do swojego życia, dała mu troskę, czułość, dom. A on… wrócił do tej, która go kiedyś porzuciła.

– Spotkaliśmy się ponownie – ciągnął Krzysztof. – Kinga się rozwiodła. Zaczęliśmy się spotykać. Jeździłem do niej, gdy mówiłem ci, iż jestem w delegacji…

– Po co przyszliście?

– Żebyś usłyszała prawdę ode mnie, a nie od obcych ludzi. Kinga chciała ci podziękować. Za to, iż wtedy mnie podtrzymałaś. – Kinga skinęła głową w milczeniu.

– Chcesz, żebym był szczęśliwy, prawda? – zapytał Krzysztof, zaglądając jej w oczy.

Monika bez słowa zamknęła drzwi przed jego twarzą.

– Czym? Czym ona jest lepsza ode mnie? – szlochała w ramionach przyjaciółki, Oli. – Tak, jest piękna. Efektowna. Ale przecież go zdradziła, zostawiła. A teraz wróciła – i on jej wszystko wybaczył!

Ola chciała przypomnieć: *„Mówiłam ci. Nie wiąż się z mężczyzną, który wciąż żyje przeszłością.”* Ale milczała. Tylko gładziła Monikę po ramieniu i szeptała:

– Wszystko minie. Też będziesz szczęśliwa. Na pewno.

– Ale ja już spotkałam swojego. Był mój! Moim księciem…

Dwa tygodnie Monika nie wychodziła z mieszkania. Potem wróciła do pracy. Chodziła jak cień, nie słysząc szeptów za plecami. Była wyprana z uczuć.

– Tak nie może być – oświadczyła Ola po kilku miesiącach. – Pakuj się. Jedziemy nad morze.

Monika się opierała. Wpatrywała się w telefon, w zdjęcia Krzysztofa i Kingi, w jej zaokrąglony brzuch.

– Będą mieli dziecko, Ola… Im się układa…

– A tobie też będzie! Ale tylko jeżeli przestaniesz patrzeć wstecz! – uc– Chodź, pokażę ci, iż szczęście czeka właśnie przed tobą – powiedziała Ola, biorąc ją mocno za rękę i prowadząc w stronę bramy, za którą rozpościerał się bezkres morza.

Idź do oryginalnego materiału