Sklepy, które pachniały mydłem i tytoniem – czy jeszcze wrócą cypryjskie pantopoleia?

cypr24.eu 4 godzin temu

Jeszcze kilkanaście lat temu były w każdej wiosce. Skromne, lokalne, otwarte na ludzi, nie na zysk. Sprzedawca znał wszystkich po imieniu, chleb był zawsze świeży, a kreda w zeszycie – oczywista. Dziś małe cypryjskie sklepy znikają w cieniu supermarketów. Znika też coś więcej – rytuał codzienności.

Były duszą cypryjskich miasteczek i wsi. Pantopoleia – małe sklepy ogólnospożywcze, które miały wszystko i nic jednocześnie. Półki uginały się pod konserwami, makaronem, płynem do naczyń, mydłem w kostkach i papierosami bez filtra. Lodówka z colą ledwo chłodziła, a radio grało cicho ze starego głośnika schowanego za ladą.

To nie były sklepy. To były punkty kontaktowe. Miejsca, w których można było dowiedzieć się, kto się rozwiódł, kto wrócił z Londynu, a komu urodziła się wnuczka. Dzieciaki kupowały słodycze „na sztuki”, starsi – chleb na kreskę. Nikt nie pytał o kartę lojalnościową, ale każdy wiedział, komu w tym tygodniu trudniej się wiedzie.

W Larnace był sklep, gdzie starsza kobieta codziennie przychodziła po cytrynę i zioła – nie dlatego, iż ich potrzebowała, ale dlatego, iż chciała porozmawiać. W Limassol dzieci po szkole biegły po lizaki, a sprzedawca znał ich imiona lepiej niż niejedna nauczycielka. W Pafos sklepikarka miała na ladzie rodzinne zdjęcia i nikomu nie przeszkadzało, iż czasem znikała na kilka minut – wszyscy wiedzieli, iż poszła nakarmić kota za rogiem.

Dziś większość z tych sklepów jest już zamknięta. Ich okna pokrywają warstwy kurzu, a szyldy wyblakły od słońca. Czasem jeszcze można je spotkać – samotne, trwające z uporem, prowadzone przez ludzi, którzy nie chcą się poddać. Ale coraz rzadziej.

Może nadszedł czas, by o nich przypomnieć? By zrozumieć, iż te miejsca były czymś więcej niż tylko handlem. Były tłem życia. A może choćby jego cichym bohaterem.

Idź do oryginalnego materiału