Siostra męża uważa, iż to my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci

polregion.pl 2 miesięcy temu

Żona mojego brata ma dziwne przekonanie, iż to właśnie my powinniśmy rozpieszczać jej dzieci.

Zawsze posługuje się mglistymi zwrotami. Gdy mówi: „Nowa bajka w kinie, szkoda by było przegapić”, to znaczy, iż mam natychmiast zabrać jej pociechy do multipleksu. A gdy wzdycha: „Taka piękna pogoda, a wy w domu się męczycie”, to znaczy, iż mamy iść z jej dziećmi do parku rozrywki. Oczywiście, za nasze pieniądze.

Ja nigdy nie łapię aluzji. A gdy stają się zbyt wyraźne, udaję, iż nic nie rozumiem. jeżeli chcesz o coś prosić — mów wprost. Bez tych cyrków. Za to mój mąż od razu skacze, gdy tylko siostra rzuci sugestię.

Kocha siostrzeńców. I, moim zdaniem, rozpieszcza ich za bardzo. Rozumiem, iż Weronika chce, żeby jej dzieci miały fajne wspomnienia. Ale uważam, iż to obowiązek rodziców — organizować im czas. Babcie, dziadkowie, wujkowie i ciotki nie powinni być do tego zmuszani.

No dobra, czasem można sprawić przyjemność cudzym dzieciom. W końcu to rodzina. Ale to nie powinno być obowiązkiem! Niedawno nasz siostrzeniec, Kuba, obchodził imieniny. Urodziny już miał za sobą, a my i tak wręczyliśmy mu porządny prezent. Ale Weronika, jak zwykle, zaczęła rzucać aluzje. Najwyraźniej markowy rower to dla niej za mało. Choć wydaliśmy na niego niemałe pieniądze. Stwierdziła, iż fajnie by było, gdyby Kuba pojechał na weekend do Włoch. Oczywiście z nią, bo przecież małe dziecko nie może podróżować samo.

W jej języku aluzji brzmiało to tak: „Kuba zawsze marzył, żeby zobaczyć Wenecję”. A tłumaczenie dostałam dopiero w dniu imienin, gdy mój mąż wręczył siostrze tort zamiast vouchera. Mnie nie było na przyjęciu — pracowałam. Mąż pojechał sam i podarował Kubie poduszki z wyszytym imieniem. Długo szukaliśmy w sieci czegoś wyjątkowego, bo w domu Kuby raczej nie świętowano imienin.

Z każdym rokiem wymagania Weroniki rosną. Mnie to już porządnie wkurza. Ale mój mąż zbyt kocha siostrzeńców, więc nie mogłam nic zrobić. Zawsze pragnął własnych dzieci, ale jakoś nie wyszło. Więc przelał całą miłość na dzieci siostry. Wystarczyło, żeby Weronika skinęła palcem, a maluchy robiły słodkie minki i błagały miękkim głosem. A mąż natychmiast spełniał ich zachcianki. Ja to widziałam, ale on wierzył, iż jego siostra nie jest aż tak podła, by wykorzystywać dzieci. Aż w końcu zaszłam w ciążę.

Powiedziałam mu od razu. Wpadł w euforię i tańczył wokół mojego brzucha. Gdy Weronika znów zaczęła marudzić o wyjeździe, mąż odmówił i oznajmił, iż niedługo będzie miał własne dziecko. Wtedy siostra się obraziła i kazała mu wyjść. Potem zadzwoniła do mnie i zaczęła wrzeszczeć. Pytała, jak śmiałam zajść w ciążę. Oskarżała mnie, iż to celowy plan, by jej dzieci cierpiały. Nie wysłuchałam tych bzdur i po prostu się rozłączyłam.

Niedługo potem siostrzeńcy przynieśli manualnie robione kartki. Napisali na nich: „Wujku, nie zostawiaj nas” i „Po co ci własne dzieci, skoro masz nas?”. Zaczaili się pod jego pracą. Ciekawe, kto podsunął im ten genialny pomysł. Raczej nie wpadliby na to sami. Ale Weronika się przeliczyła — efekt był odwrotny od zamierzonego.

Mąż wrócił do domu z tymi kartkami i przeklinał swoją głupotę.

— Jestem kompletnym idiotą! „Wujku, mamy zepsutą kuchenkę mikrofalową, boimy się podgrzewać jedzenie na gazie, a mama nie ma pieniędzy na nową. Kup nam, prosimy” — przedrzeźniał dzieci. — Zawsze tak robiła! Namawiała je, żeby żebrały, a ja jak dureń dawałem się nabrać!

Zmienił się w jednej chwili. Wcześniej oddawał siostrze ostatnie grosze, byle tylko jej dzieciom było dobrze. Teraz usiadł i spisał w notesie wszystkie wydatki na siostrzeńców.

Weronika była jednak tak bezczelna, iż przyszła do nas pogadać.

— Skoro niedługo będziecie mieli własne dziecko, to może, braciszku, podarujesz nam ostatni prezent? Już więcej nie przyjdę. Potrzebuję samochodu, żeby wozić dzieci — oświadczyła od progu.

Zamiast odpowiedzi, mąż wcisnął jej w ręce swoje obliczenia i kazał zwrócić każdą złotówkę. Dał pół roku czasu. I wyrzucił ją za drzwi.

— Idź już. Masz teraz czas, żeby znaleźć pracę — rzucił za nią.

Teraz koleżanki Weroniki zasypują mnie wiadomościami w mediach społecznościowych. Oskarżają, iż przez mnie dzieci są głodne i pozbawione męskiej opieki. Odsyłam je wszystkie tam, gdzie pieprz rośnie. Weronika i tak ma niezłe życie — mój mąż zrzekł się spadku po rodzicach, więc wszystko dostała ona, w tym mieszkania. A jej były mąż zostawił jej drugie lokum „dla dzieci”. Więc w jednym mieszka, drugie wynajmuje, a do tego dostaje alimenty.

Nie sądzę, żeby zginęła. A u nas też wszystko w porządku.

Dziś już wiem: czasem trzeba twardo postawić granice, choćby przed rodziną. Inaczej będą żyć twoim życiem.

Idź do oryginalnego materiału