SERCE PULSUJE NA NOWO

newsempire24.com 1 tydzień temu

SERCE ZNOWU BIJE

Krysia urodziła swoją Zosię niewiadomo od kogo. Jak to się mówi – „poślizgnęła się” przed ślubem.
Tak, owszem, kręcił się wokół niej przystojniak, Leszek. Do ołtarza wprawdzie nie zapraszał, ale za to błyszczał jak gwiazda z reklamy pasty do zębów. Krysia prowadzała go pod rękę dumna jak paw, mijając babcie „słoneczniki” z ławki pod blokiem – te zawsze, niczym kwiaty za słońcem, obracały głowy za każdym mijającym je człowiekiem.

Leszek nie pracował. Wolał fruwać przez życie jak motyl. Krysia go karmiła, poiła, układała do snu. Gotowa była choćby stanąć na głowie, byle tylko on był szczęśliwy.
Aż pewnego pięknego dnia oznajmił, iż nudzi się z Krysią, iż nie docenia go jako mężczyzny, no i w ogóle – mogłaby go chociaż raz zabrać nad morze, jeżeli go kocha…

Krysia wypłakała oczy przez tydzień. Potem podarła zdjęcia „niedokochanego” i spaliła je. Przez miesiąc cierpiała w samotności. Aż poznała Jacka.

Pewnego ranka Krysia spieszyła się do pracy. Nerwowo dreptała na przystanku, gdy zatrzymała się taksówka. Kierowca otworzył drzwi i zaproponował podwiezienie. Krysia, bez zastanowienia, wskoczyła do środka.

W drodze kierowca zagaił rozmowę. Krysia od razu oceniła faceta – średniego wieku, ogolony, uczesany, wyprasowany. A do tego ta jego taksówkarska galanteria! Cały jego wygląd krzyczał: „tu pracowała troskliwa kobieca ręka”. Krysia uznała, iż to na pewno ręka jego mamy.

Jacek (bo tak się przedstawił) był przeciwieństwem Leszka. Krysia bez wahania zostawiła mu swój numer. To był jedyny raz, gdy przejechała się taksówką za darmo.

Zaczęli się spotykać. Jacek obsypywał ją kwiatami, rozpieszczał prezentami, kochał czule.

Pewnej wiosny spacerowali po lesie. Krysia zbierała przebiśniegi, Jacek pomagał, uśmiechając się do jej zapału. „Zbiory” były obfite. Krysia z bukietem usiadła w aucie, Jacek swoją wiązankę ostrożnie położył na tylne siedzenie.

„Dla żony” – błyskawicznie pomyślała Krysia. Nie spytała. A nuż jest żonaty? A już zdążyła się przyzwyczaić do tego uprzejmego Jacka… Wolała słodkie złudzenie. Milczała.

Ale niedługo do drzwi Krzysi zapukała żona Jacka. Przyszła z dwójką malutkich dzieci i oznajmiła:
– Proszę, kochanie, zajmij się nimi! Tak bardzo kochają swojego tatusia!

Krysia osłupiała, ledwo wyjąkała:
– Przepraszam, nie wiedziałam. Nie chcę burzyć waszej rodziny. Nie będę wić gniazda pod cudzym dachem.

Tego samego wieczoru dała „żonatkowi” kosza.

Następnym wybrankiem był Goga. Gruzin. Romans był krótki, ale intensywny – wdarł się w jej życie jak huragan i zniknął bez słowa.

Poznali się na urodzinach koleżanki. Goga od razu otoczył Krysię opieką, a ona, zaskoczona jego charyzmą, dała się porwać.

Ujął ją swoją szczodrością, optymizmem, otwartością. Z Gogą nie było czasu w nudę czy smutek. Zawsze miał w zanadrzu jakieś szalone pomysły. Krysia gotowa była biec za nim na koniec świata. Ale niestety…

Rok nosił ją na rękach, aż pewnego dnia wrócił do Gruzji. Może klimat w Polsce mu nie służył, a może chora mama wezwała…

Krysia znów poczuła się porzucona. „Wystarczy! Będę żyć sama. Przynajmniej bez łez” – postanowiła.

Aż tu nagle okazało się, iż pod jej sercem rośnie nowe życie. Krysia oniemiała! Po pierwsze – kto jest ojcem? Po drugie – jak teraz żyć? Po trzecie – jak nie zwariować?!

Urodziła się dziewczynka. Krysia nazwała ją Zosią. Stała się jej całym światem. Zosia była podobna do Gogi – te same czarne loki, błyszczące oczy i uśmiech, od którego robiło się ciepło na sercu. I to jakoś cieszyło Krysię. Może dlatego, iż Gogi nie kochała tak, jak nikogo dotąd.

Czasem, oczywiście, miała ochotę wyć z bezradności, zazdroszcząc zamężnym koleżankom. Ale wychowanie Zosi pochłaniało cały czas. Nie było choćby chwili na łzy.

Pierwszego września Zosia poszła do szkoły. W ławce posadzono ją z Kubą. Od razu się nie polubili. Kuba nazwał ją „kudłatą pajacową”, a ona odgryzła się, iż jest „głupim chłopakiem”.

Nauczycielka musiała ich rozdzielić, ale i tak co przerwa była awantura.

Krysia poszła do szkoły, by spytać, dlaczego Zosia wraca podrapana.

Nauczycielka, czując się winna, od razu podała adres Kuby. „Niech się pani z jego rodzicami dogada”.

Krysia, nie zastanawiając się długo, ruszyła na front.

Drzwi otworzył mężczyzna. Wycierał ręce o ręcznik zawieszony na szyi.

– Do mnie? Proszę wejść. Zaraz częstuję kawą, tylko nakarmię tego rozwydrzonego bachora – zniknął w kuchni.

Krysia rozzuła się i weszła do pokoju. Od razu było widać, iż kobieta tu nie bywa – kurz, rozrzucone rzeczy, zapach papierosów.

„No tak…” – pomyślała.

Gospodarz wrócił z tacą i dwiema filiżankami pachnącej kawy. (Ten zapach zapamięta na zawsze.)

– Czym zasłużyłem na wizytę tak pięknej damy? – zapytał.

– Jestem mamą Zosi – zaczęła Krysia.

– Aaa… Jasne. Mój Kuba jest zakochany w pani córce – uśmiechnął się.

– I dlatego moja Zosia jest poobijana? – zaatakowała Krysia.

– Hm… Nie rozumiem?

– Proszę, niech pan porozmawia z synem. Dziękuję za kawę – zebrała się do wyjścia.

– Oczywiście, iż to zrobię – zapewniał.

„Bachor” siedział cicho w kuchni.

Krysia wróciła do domu.

Nie mogła zasnąć tej nocy. Wspominała spotkanie z ojcem Kuby. Coś w tym mężczyźnie ją urzekło – taki domowy, ciepły. I ta kawa! Żaden z jej dotychczasowych adoratorów nie częstował jej kawą! Szampan, wino – owszem. Ale kawa? Chciała wiedzieć więcej o tej rodzinieNastępnego dnia Zosia wróciła ze szkoły z uśmiechem, bo Kuba podarował jej rysunek serca i powiedział, iż już nigdy jej nie zaczepi.

Idź do oryginalnego materiału