Sekret Pysznych Kotletów

newsempire24.com 6 godzin temu

**O KOTLETACH**

Nie wiem, jak z innymi samotnymi kobietami, ale do mnie ciągle lgnie jakaś dziwota. Wczoraj późnym wieczorem, na przykład, leżałam w łóżku, wzdychając. Naczytawszy się dramatycznych wiadomości i objadłszy kotletami, cierpiałam z całych sił.

Nagle zza szafy dobiegło ciche skomlenie. Cienki, żałosny głosik.

— Pluskwy czy co? — pomyślałam. — W Paryżu pisali, iż epidemia. Dotarły aż do Częstochowy? Zmęczone pewnie.

Po dziesięciu minutach “pluskwy” przestały skomleć, zaczęły drapać coś po podłodze.

— Zaraz wstanę i walnę w łeb — skłamałam.

Przecież nie wstanę po talerzu kotletów. Jakby mi się w nocy zachciało siku, musiałabym się turlać.

— Nie wal w łeb — poprosiły grzecznie “pluskwy”.

— Gadające — pomyślałam przez mgłę kotletową. — Więc nie pluskwy. Sąsiad oszalał. Z drugiej strony, kto teraz nie oszalał? No dobra, ja. Mnie i szaleć nie z czego, a inni się męczą.

“Pluskwy” przestały drapać, a w półmroku zaczęło się do mnie skradać coś włochatego i wysokiego. Wzrok mam kiepski, więc mrużyłam oczy, próbując rozgryźć trzy rzeczy: Czy kotlet to idealna tabletka nasenna i już śpię? To trzy uszy, czy trzy rogi? I skąd u nas w klatce taki wysoki, nieodnotowany lokator? Wszystkich wysokich zapisuję w notesiku, mam kolekcję.

— Wiesław Genowefowicz? — spróbowałam zidentyfikować intruza.

— Zimno — odparła słupowata postać i momentalnie walnęła czołem w żyrandol. — Aaaaa!

— No to kto?

— Dziad Piżmo — zarechotał długi, wyciągnął ku mnie czarne, przydługie łapy i warknął: — Uuuuu!

— Na Halloween też czarnym lakierowałam paznokcie. To u ciebie hybryda czy naturalne?

— Naturalne — obraził się długi.

— Niewygodnie pewnie z takimi drapakami w głowie się dłubać.

— Nie rozumiem! Nie boisz się, czy jak?

Przysunął swoją straszną mordę tak blisko, iż wreszcie zobaczyłam: to były trzy uszy. Dwa normalne, trzecie — na skroni, jak ogromna narośl.

— Mam książkę do oddania za tydzień, a napisałam trzy strony. Do tego kredyt i rozwód. Jestem dorosłą kobietą, wybacz. Strasz mnie jakimś ptosisem, faflunami.

— U nas mówią, iż jak miałaś pięć lat, to jednego dziada garnkiem w łeb walnęłaś. Do dziś ma głowę na bakier.

— To po coś przyszedł?

— U ciebie przytulnie.

— To przez kotletową aurę. Chcesz?

— Chcę.

— To sam leć, mi się nie chce.

Strasznomordy gość mignął czJak cień przemknął do kuchni i wrócił z herbatą, kotletami na talerzu i kanapką, a w paszczy trzymał jabłko, jakby chciał powiedzieć, iż choćby potwory mają swoje małe, ludzkie słabości.

Idź do oryginalnego materiału