Sąsiad, który odmienił moje życie: historia miłości, która zaczęła się od sprzątania
Gdy Weronika po raz pierwszy ujrzała Jakuba, nowego sąsiada z szóstego mieszkania, choćby nie podejrzewała, jak gwałtownie jej życie się zmieni. Wszystko zaczęło się zwyczajnie — od jesiennego wieczoru, siatek z zakupami i skrzypiących schodów w podwórku przedwojennej kamienicy pod Warszawą.
Wspinając się na drugie piętro, Weronika natknęła się na mężczyznę z małym pieskiem. Kundelek natychmiast zaczął obwąchiwać jej torby, a sam Jakub, w okularach, zmarszczył brwi:
— Burek, daj spokój, idziemy na spacer — rzucił sucho, nie kryjąc irytacji.
Weronika nie wytrzymała:
— U nas mieszkańcy sami sprzątają klatkę. Jutro moja kolej, potem twoja.
— Jak to sami? — zdziwił się sąsiad. — Nie ma tam sprzątaczki?
— A kto by za nią płacił? Kamienica mała, więc wszystko na nas.
Mężczyzna tylko pokiwał głową i odszedł.
Weronika pomrukiwała pod nosem, zdejmując płaszcz i słuchając, jak z kuchni dobiega dźwięk babcinej patelni.
— Z kim się tak wykłócałaś na korytarzu? — zainteresowała się babcia, zajmując swoje miejsce przy oknie. — Nowy sąsiad? Sympatyczny, podobno samotny. Tylko z tym pieskiem ciągle chodzi.
— jeżeli z psem, to już nie sam — zaśmiała się Weronika.
Późnym wieczorem zabrała się za sprzątanie. Myjąc balustrady i okna, zauważyła, iż Jakub wyjrzał, by zobaczyć, kto tak hałasuje mopem.
— A, to pani… Przejmuję dyżur. Dam radę — powiedział, poprawiając okulary. — Nie jestem leniem. I nigdy nie byłem żonaty.
Weronika była zaskoczona. Pomyślała nawet: „Grzeje, stara się… Może wcale nie taki zamknięty?”
W następnym tygodniu znów go spotkała — tym razem uśmiechniętego. Burek przestał na nią szczekać, a zaczął merdać ogonem. Weronika widziała, jak Jakub niezgrabnie kiwa głową, poprawia okulary, jakby się wstydził.
Aż w końcu Jakub sam zaczął sprzątać klatkę schodową. Z takim zapałem, iż sąsiedzi szeptali: „U nas teraz generalne porządki co weekend!” choćby Weronika przyznała:
— Teraz wszyscy musimy podnieść poprzeczkę czystości… Z góry uprzedzajcie, jeżeli zamierzacie błyszczeć!
— Nie zawsze taki jestem — zaczerwienił się Jakub. — Po prostu… no, starałem się dla pani.
I Weronika zrozumiała, iż coś między nimi iskrzy.
Gdy Jakub musiał wyjechać służbowo, poprosił ją, by zaopiekowała się Burkiem. Zgodziła się. A babcia wtedy zauważyła:
— Aha, więc o to chodzi — żebyś z psem chodziła. A może on po prostu samotny…
Weronika opiekowała się psem, sprzątała klatkę, myła podłogi w jego mieszkaniu i nagle poczuła, iż brakuje jej Jakuba. Gdy wrócił, przyniósł jej kwiaty i zaprosił na herbatę, w jej sercu zagrała muzyka.
— Dostałem awans — cieszył się, częstując ją sernikiem. — Teraz jestem kierownikiem działu.
Później podarował jej perfumy. I wszystko byłoby idealne, ale…
Następnego dnia Weronika zobaczyła nieznajomą kobietę, która myła podłogi na klatce.
— Za kogo pani sprząta? — zapytała.
— Za szóste mieszkanie. Pomagam bliskiej osobie.
Weronika zdrętwiała. Bliska? Kim ona jest? Siostrą? Przyjaciółką? A może… kimś więcej?
Wątpliwości gryzły. Siedziała przy oknie, myślała o spacerach, herbacie, kwiatach… Czy to wszystko była gra?
A rano zobaczyła, jak Jakub wychodzi z domu pod rękę z tą kobietą. I oczywiście babcia to zauważyła:
— Patrz, twój „cichy” z dziewczyną spaceruje. A ciebie choćby nie zaprosił…
— Może to siostra — próbowała bronić Weronika.
— Pod rękę z siostrą? Nie żartuj. Zakochałaś się w nim?
Weronika nie odpowiedziała.
Tego samego wieczoru Jakub zapukał do drzwi.
— Nie pójdę już z Burkiem na spacer… — zaczęła powściągliwie.
— Nie zapraszam cię na spacer, tylko na kolację. Mnie i moją mamę — powiedział, uśmiechając się.
— Mamę?! To była twoja mama?!
— Tak, ma 45 lat, urodziła mnie mając 18. Często wyglądamy jak rodzeństwo — roześmiał się.
Weronika jadła kolację z Jakubem i Krystyną. Ciepło, przytulnie, domowo. Mama okazała się otwarta, życzliwa i zaprosiła Weronikę na wieś.
W drodze powrotnej szli przez park, Burek biegał obok.
— On cię kocha — powiedział Jakub. — I mama też.
— A ty? — cicho spytała Weronika.
Wziął ją za ręce.
— Codziennie czekam na wieczór, żeby cię zobaczyć. Jestem szczęśliwy, iż mieszkasz obok. A jeżeli się zgodzisz… Chcę, żebyś była obok zawsze.
Pocałowali się. I w tym pocałunku była odpowiedź na wszystkie wątpliwości.
— Babciu, chyba wychodzę za mąż… — powiedziała później Weronika.
— Już? Oświadczył ci się?
— Po pocałunku. Powiedział, iż kocha i iż tylko o mnie marzy…
— A ty go kochasz?
— Bardzo — szepnęła. — Może i nie modny, ale najczulszy, najwierniejszy i najkochańszy.
— To znaczy, iż będzie szczęście — powiedziała babcia, ocierając łzę. — Bo jeżeli w miłości jest wiarA potem byli razem, zawsze, choćby gdy życie stawiało przed nimi kolejne schody do umycia.