Samemu sobie jakoś poradzisz

newsempire24.com 7 godzin temu

Nie, Ewa, nie licz na mnie. Wyszłaś za mąż trzymaj się teraz męża, a nie mnie. Nie potrzebuję tu obcego człowieka w moim domu odcięła Halina.

Ewa przełknęła ślinę, ściskając telefon mocniej. W gardle stanął jej guzek. Nie spodziewała się takiego chłodnego odmówienia.

Mamo… Przecież on nie jest obcy. To mój mąż, twój zięć. Nie prosimy, żebyś kupiła nam mieszkanie, tylko żebyśmy mogli u ciebie trochę pomieszkać, zanim uzbieramy na wkład własny.

W słuchawce rozległ się krótki, zirytowany śmiech.

Znam te historie. Wpuścisz na chwilę, a potem nie wyrzucisz. Najpierw wkład własny, potem remont, a potem coś jeszcze. A ja spokoju nie zaznam. Nie, Ewa, nie gniewaj się, ale ja z twoim ojcem wszystko robiliśmy sami, nikogo nie obciążając. Wy też dajcie radę jakoś sami.

Mamo, jakie sami? nie poddawała się Ewa. Przecież wiesz, iż oboje pracujemy, oszczędzamy na wszystkim. Prawie wszystkie pieniądze idą na czynsz. W takim tempie, z tymi cenami, uzbieramy co najwyżej na pudełko po lodówce.

A komu teraz łatwo? głos matki stał się ostry. Ja z twoim ojcem ani dnia nie mieszkaliśmy z rodzicami. Sami przez to przeszliśmy i nikomu się nie żaliliśmy.

Sami, sami… Mamo, tylko nie opowiadaj mi. Ja wszystko pamiętam! Pamiętam, jak babcia wam pomogła.

Nie porównuj, to co innego. Babcia pomogła, bo chciała i mogła. My niczego nie prosiliśmy. Ja to mieszkanie uczciwie wywalczyłam z twoim…

A ja nie prosiłam, żebyś mnie rodziła w pustkę wyrzuciła z siebie Ewa i rozłączyła się.

W środku gotowało się od złości. Może matka miała prawo odmówić, ale sposób, w jaki to zrobiła… Jakby zbudowała własne imperium, a Ewa, ta niegodziwa, chciała wjechać do raju na cudzym grzbiecie. A przecież prawda wyglądała zupełnie inaczej.

…Gdy Halina dowiedziała się o ciąży, choćby nie była mężatką. Andrzej, ojciec Ewy, był lekkoduchem, jeszcze się nie wyszumiał i nie szukał dodatkowych obowiązków. Jego matka była taka sama dawno rozwiedziona, w wiecznym poszukiwaniu szczęścia. Dlatego Halina zwróciła się o pomoc do Weroniki Stanisławy babci Andrzeja.

Weronika Stanisława, usłyszawszy o sytuacji Haliny, aż się rozpłakała z radości, mocno ją uściskała i obiecała pomóc.

Ty, wnuczko, choćby nie myśl, rodź. A ja z Andrzejem pogadam zapewniała. A skoro tak wyszło, to chyba dom wam przepiszę. Do córki się przeniosę. I tak już ciężko mi samej, a Kasia pomoc w gospodarstwie się przyda. A wam będzie gdzie dziecko wychowywać.

Weroniko Stanisławo, co wy mówicie? Halina nie wierzyła własnym uszom. Toż to cały dom, nie pudełko od zapałek!

Ja go przecież na tamten świat nie zabiorę. Ja szczęśliwa nie byłam, to niech ty będziesz westchnęła kobieta.

Weronika Stanisława dotrzymała słowa, a choćby zrobiła więcej. Darowiznę sporządziła na Halinę, wiedząc, iż wnuk to nie najpewniejszy materiał na męża. Halina wymieniła później dom na dwupokojowe mieszkanie.

Z narodzinami Ewy nic się nie zmieniło. Andrzej wciąż imprezował i zdradzał, a jego wkład w życie rodzinne ograniczał się do pensji. I to nie zawsze często nie donosił jej do domu.

Halina wszystko wiedziała, ale postanowiła znosić. Narzekała, czasem płakała, ale męża nie wyrzucała.

Dzieciom zawsze lepiej w pełnej rodzinie mówiła swojej matce, gdy ta radziła rozwód. Jak Ewa osiemnaście skończy, to odejdę.

Ewa miała jednak zupełnie inne zdanie. Wolałaby żyć z samotną matką i szybciej dorosnąć, niż być wieczną pociechą dla cudzych łez, słuchać awantur i rozdzielać rodziców.

Halina jakoś dotrwała do pełnoletności Ewy i, jak planowała, wzięła rozwód. Córka już się ucieszyła, ale za wcześnie.

Ewa, jesteśmy teraz tylko we dwie. Obie dorosłe, więc i ze wszystkim sobie poradzimy oznajmiła jej matka. W tym miesiącu jeszcze odpocznij, a od następnego czynsz i jedzenie na pół.

Ewa studiowała wtedy dziennie, więc przeraziła się. Stypendium dostawała, ale to były grosze, których nie starczyłoby choćby na chleb. Matka zaś przyzwyczaiła się do pełnych obiadów z mięsem, rybą i warzywami. Ewa próbowała dogadać się o osobne półki w lodówce, ale to nie miało sensu. Żadna dorywcza praca nie dawała tyle, ile musiała oddawać matce co miesiąc. Musiała znaleźć stałą posadę.

Po pół roku Ewa rzuciła studia. Można było przejść na zaoczne, ale dobrze wiedziała i tam trzeba by się uczyć, a czasu nie miała. I któ

Idź do oryginalnego materiału