Zastanawiam się właśnie, przy okazji jakiej imprezy powstała sałatka z pomidorami, fetą i sosem bazyliowym. Nie pamiętam. I to zupełnie, totalnie bez znaczenia. Wiecie czemu? Bo zagra dobrze z potrawami z grilla, z kiełbasą z ogniska, zagra na drugie śniadanie i na kolację. Tak, my dość często jemy takie rzeczy na kolację, głównie w postaci sałatki greckiej (nawet na dziś mamy takie plany). Piszę oczywiście o sezonie letnim. Zimą i wiosną nie jadamy pomidorów (nad czym My strasznie ubolewa). Serio, ma zakaz kupowania pomidorów poza sezonem. Więc, o ile sezon trwa, je ile się da.
Jeżeli chodzi o rodzaj użytych pomidorów, ja dałam po prostu te ładne. Takie, które będą fajnie wyglądać na talerzu – kolorowe. Kolor szedł w parze także ze smakiem, spokojnie. Teraz naprawdę trzeba się postarać, żeby kupić niesmaczne pomidory. Możecie więc dodać jakiekolwiek chcecie. Małe, średnie, krzywe i idealnie idealne. Egal.
Feta? Nie wiem ile razy już Wam pisałam… prawdziwa. Nie kupuję seropodobnych dziwactw, nie mam potrzeby. Ta na zdjęciu jest lekko miękka, bo z tego co pamiętam, sałatkę zrobiłam jakoś zaraz po rozmrażaniu lodówki. Wszystkie produkty były więc poza nią, w tym feta. A może to był ser owczy, ten bałkański? Kule… no nieważne. I jeden i drugi sprawdzi się tak samo dobrze.
Wiem. Wiem już do czego zjedliśmy tę sałatkę. Do pieczonego pstrąga. Wiecie jak to wszystko dobrze smakowało? Lekka ryba, letnia sałatka. Namawiam. Zdecydowanie.
Robiąc tę sałatkę, na początku pomyślałam, iż zrobię osobny post dotyczący sosu bazyliowego. Zrezygnowałam po tym, jak zupełnie nie radziłam sobie ze zrobieniem mu zdjęć. Olałam więc dłuższe starania. Może jeszcze kiedyś mi się zachce powalczyć. Sporo osób pyta o sosy do sałatek, w sumie byłoby dobrze zrobić zbiorczy post. Muszę pomyśleć jak to ugryźć, bo to jest naprawdę bardzo dobry pomysł. Wieczorem pogadam z My, może mi coś doradzi.
Dziś to tyle, jutro znowu się tutaj pojawię.
Ciao.
Jeżeli ktoś z Was wszedł na ten przepis ze względu na candidę, przeczytajcie tekst poniżej.
Parę słów jeszcze na temat diety. Będę musiała wklejać takie informacje prawie pod każdym przepisem, który podepnę sobie pod candidę, żeby mnie nikt nie zjadł.
Nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem. Jestem żoną faceta, który jest w trakcie leczenia boreliozy. A przy tymże konkretnym leczeniu (ILADS) niezbędna jest właśnie dieta przeciwgrzybicza (która w naszym przypadku może potrwać choćby rok).
Ogólne założenie tej diety to rezygnacja z cukru (w tym słodkich owoców, miodu, itp.), mąki pszennej, drożdży, grzybów, alkoholu, czerwonego i tłustego mięsa, produktów zawierających ocet (poza octem jabłkowym, który jest dopuszczalny), sklepowych wędlin z kiepskim składem, itd.
Co można jeść? Jajka. Kiszonki (ogórki, kapusta, rzodkiewka), warzywa (zwłaszcza zielone), przeciwgrzybiczo działa cebula, czosnek (tych używam sporo), świeże zioła, kaszę jaglaną (jest bardzo wskazana) i gryczaną (najlepiej niepaloną), soczewicę, ciecierzycę, oleje tłoczone na zimno (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, z wiesiołka, lniany, kokosowy), ryby, drób, pestki dyni, niektóre orzechy, sezam, makarony żytnie, orkiszowe (od czasu do czasu), brązowy ryż, mąkę żytnią. Wskazane jest używanie przypraw jak: curry, kurkuma, imbir. Z owoców można jeść grejpfruta, awokado. Czasem można pozwolić sobie na kwaśne jabłko lub niedojrzałe kiwi. Coraz częściej spotykam się także z informacją, iż granat także jest dopuszczalny.
Co z nabiałem? Z nabiału można jeść od czasu do czasu jogurty naturalne (najlepiej te zawierające bakterie lactobacillus acidophilus lub bifidobacterium infantis), chude twarogi i mozzarellę. Preferowane jest jednak raczej mleko owcze i kozie (można np. jeść fetę zrobioną na bazie tylko tych mlek, sery pleśniowe oczywiście są zabronione).
Ogólnie jemy produkty jak najmniej przetworzone.
Nie rezygnujemy z warzyw takich jak burak, pomidor, papryka. Na początku miałam co do nich wątpliwości, ale dietetyk powiedział, iż można. Oczywiście wszystko będziemy jeść z umiarem. Do naszego jadłospisu wjeżdżają także z powrotem suszone pomidory i passaty (o jak dooobrze), co do których też nie byłam pewna.
Ważne jest żeby czytać składy produktów i z automatu wyrzucać te, w których jest cukier, ocet, chemia i inne niewskazane badziewia lub po prostu zabronione składniki.
Jeżeli macie jednak jakieś wątpliwości odnośnie któregoś z moich przepisów, po prostu go pomińcie. Ja też je długo miałam i też omijałam niektóre przepisy znalezione w internecie. Na dodatek przez cały czas spotykam się ze sprzecznymi informacjami, o ile chodzi o dozwolone produkty. To dotyczy nabiału (niektórzy mówią, iż jest kategorycznie zabroniony, inni piją kefiry, zsiadłe mleka, jogurty), warzyw pokroju czerwona papryka, burak, pomidor, mąki orkiszowej, owoców, itp. I bądź tu mądry.
Ja inspiracje czerpię z książki „Leczenie dietą. Wygraj z candidą” Marka Zaręby, z bloga qchenne-inspiracje, sugeruję się także wytycznymi lekarza zakaźnika i przede wszystkim dietetyków.
Mam nadzieję, iż przepisy z kategorii candida będą dla Was inspiracją. Tylko inspiracją. Lub aż.
Składniki:
500 g pomidorków koktajlowych (ja użyłam żółtych, czerwonych i czarnych)
150-200 g sera bałkańskiego lub sera feta (polecam owczo-kozią)
pół pęczka bazylii
sok z połowy cytryny
2 łyżki oliwy extra virgin
sól
pieprz
Liście bazylii myjemy, wrzucamy do blendera (lub rozdrabniarki). Dodajemy do nich oliwę i sok z cytryny, sól i świeżo zmielony pieprz. Chwilę miksujemy. o ile macie ochotę to zrobić w moździerzu, nie krępujcie się.
Pomidory myjemy i kroimy na pół, wrzucamy do miski. Dodajemy do nich pokrojoną w kostkę fetę i sos bazyliowy. Doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem, mieszamy.
Podobne przepisy:
Sałatka z pomidorami, ogórkami i fetą
Sałatka z pomidorkami koktajlowymi i fetą
Sałatka grecka