"Są symbolem tego, z czym kobiety zmagają się od dawna". Psycholożka o "szon patrolach"

natemat.pl 2 godzin temu
Czym adekwatnie są "szon patrole"? To nowa moda wśród części nastolatków, która polega na urządzaniu swoistych "polowań" na "zbyt skąpo" ubrane dziewczyny – głównie w galeriach handlowych czy na ulicach – i nagrywaniu ich zachowania lub stroju. Filmiki trafiają później do sieci, często opatrzone obraźliwymi komentarzami czy hasztagami. Dla uczestników to rodzaj gry, dla ofiar – publiczne upokorzenie. Skąd wzięło się to zjawisko, jakie niesie konsekwencje i jak chronić młodych ludzi przed jego skutkami? O tym rozmawiamy z Żanetą Rachwaniec, psycholożką i socjolożką.


Aleksandra Tchórzewska: Jaka była pierwsza reakcja, kiedy dowiedziała się pani o "szon patrolach"?


Żaneta Rachwaniec, psycholożka i socjolożka: Pierwszą reakcją było oburzenie. Pojawiła się też refleksja, iż niestety polityka "szczucia wszystkich na wszystkich" niesie za sobą realne konsekwencje.

Skąd bierze się potrzeba tworzenia takich patroli wśród dzieci? I czy naprawdę ci chłopcy wierzą, iż stoją na straży moralności dziewczynek?

Chciałabym podkreślić, iż problem w dużej mierze został wygenerowany przez media. Zjawisko hejtu istnieje od dawna – można je śledzić choćby na platformach typu Wykop, gdzie hashtagi takie jak "przegryw" funkcjonują od co najmniej dekady. Natomiast sprawa "szon patrolu" została niestety nagłośniona i rozdmuchana przez media. Zwykłe zdjęcie obrazujące hejt przerodziło się w ruch społeczny, który wcześniej praktycznie nie istniał.

Wiem, iż są dziewczynki, które boją się chodzić do szkoły, obawiając się, iż trafią do lokalnych grup "szon" w swojej miejscowości. To pokazuje, iż zjawisko ma realne konsekwencje i dlatego, moim zdaniem, warto o nim rozmawiać.

Tak, bo w tym przypadku w oczywisty sposób mamy do czynienia z hejtem. Zauważmy jednak, iż "szon patrole" są dziś jedynie symbolem czegoś, z czym kobiety zmagają się od dawna. Kiedyś pracowałam jako psycholożka w jednej ze szkół podstawowych. Tam siostra katechetka stworzyła regulamin określający, jak dziewczynki powinny się ubierać, a jak nie. Na przykład napisała, iż nie można nosić koszulki, w której widać zarys stanika.

Podobnie kilka lat temu na Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach kontrowersje wywołała komisja opracowująca regulamin dla studentek, zakazujący noszenia biżuterii i określonych wzorów na paznokciach.

Z jednej strony mamy więc "szon patrole", ale w istocie stanowią one jedynie ilustrację zjawiska, które istnieje od lat.

Podobne tendencje widać także w mediach – częściej komentuje się strój obecnej Pierwszej Damy niż jej działania. Niedawno czytałam artykuł, iż źle się ubrała do Watykanu, bo miała "zbyt obcisłe" spodnie.

Jednak dotychczas normy te narzucali dorośli. Teraz to dzieci kontrolują dzieci.

Warto pamiętać, od kogo dzieci się uczą. Z jednej strony powtarzamy im zasady: co wolno, czego nie wolno, co wypada, a co nie. Najszybciej jednak przyswajają nasze zachowania.

Nie zawsze jesteśmy wzorem do naśladowania – przykładem jest kampania edukacyjna, w której mężczyzna wraz z kolegami komentował wygląd kobiet na siłowni, używając sformułowań typu "ale du**, ale cycki". Później jego córka płakała, iż została w taki sam sposób zhejtowana przez rówieśnika, syna kolegi ojca. To pokazuje, iż dzieci kopiują zachowania dorosłych i otrzymują przyzwolenie na powielanie ocen i krytyki.

Nie czytałam jeszcze komentarzy broniących tych chłopców, ale sporo osób pisze coś w stylu: "Nie jestem za tymi patrolami, nie jestem za tymi chłopcami, ale dziewczynki teraz ubierają się jak dz***".

Gdy ktoś mówi "nie jestem za tym, ale…", w rzeczywistości de facto popiera zjawisko. To tylko przykrywka, żeby tłumaczyć: "nie jestem, ale jednak racja jest po ich stronie". To trochę jak stwierdzenie: "jestem tolerancyjna, ale niech czarnoskóry koło mnie nie mieszka".

Albo mamy dla jakiegoś zjawiska tolerancję, albo jej nie mamy. Albo uznajemy, iż ktoś może ubierać się, jak chce, albo wprowadzamy ograniczenia. W tym przypadku de facto odbiera się dziewczynkom prawo do wolności w ubiorze.

Dziewczynki mogą ubierać się jak chcą?


Oczywiście, iż tak. Warto jednak tłumaczyć im, iż w niektórych sytuacjach pewne ubrania mogą być bardziej adekwatne, a inne mniej – na przykład z punktu widzenia wymagań rynku pracy. W granicach prawa, w sferze dozwolonej, każda osoba ma prawo decydować o własnym ubiorze.

Niedawno głośno było o nauczycielu, który skarżył się, iż nie może się skoncentrować, bo jego nastoletnie uczennice ubierają się "zbyt skąpo".

Moim zdaniem ten pan powinien zmienić zawód. o ile ktoś nie potrafi opanować swojego popędu i koncentracji, bo pod***ca go widok nieletniej, to świadczy o jego problemie.

Dlaczego tak bardzo nam przeszkadza wygląd innych? Dlaczego społeczeństwo działa w ten sposób?


Wygląda na to, iż jako społeczeństwo przyjęliśmy rolę stróżów moralności. Widać to choćby w zjawiskach typu "strefy wolne od LGBT". jeżeli dajemy sobie prawo wnikać w to, kto z kim sypia i dlaczego, w ten sam sposób czujemy, iż możemy decydować o ubiorze innych.

W Polsce sprawy intymności, prywatne wybory i wygląd wciąż interesują społeczeństwo, które często daje sobie prawo do wtrącania się w nie. Warto też zwrócić uwagę na rolę Kościoła czy niektórych polityków w podsycaniu tej agresji – byli tacy, którzy twierdzili, iż kobiety "trzeba bić, żeby były posłuszne" lub iż "kobiety to się zawsze trochę g*ałci". Przykład idzie z góry i daje przyzwolenie – dziecko obserwuje dorosłych i powiela ich zachowania.

Wczoraj przyszła do mnie pacjentka w krótkich spodenkach i koszulce – kobieta po czterdziestce przepraszała, iż ubrała się "wakacyjnie". Spojrzałam na nią i pomyślałam: jest ciepło, jest fajnie – o co chodzi? Skąd pomysł, iż to coś nieadekwatnego? Zaczynamy internalizować takie zasady, czujemy, iż "nie wypada", iż mamy tyle czy tyle lat i nie możemy czegoś założyć. Ale kto ma o tym decydować?

Chyba my? W końcu to nasze ciało.

Dokładnie. Ale po takich komentarzach czasem sami zaczynamy czuć "nie tak". Z tego mogą wynikać późniejsze zaburzenia, na przykład problemy z odżywianiem. Kiedy ktoś komentuje nasz wygląd, często nie chodzi tylko o sam strój – może to być także komunikat w rodzaju: "z taką grubą d*pą w mini to nie bardzo". To już tylko krok do sprawienia komuś przykrości, zadania bólu i wywołania problemów natury psychicznej.

A co my, dorośli, możemy zrobić? Jak rozmawiać z nastolatkami, aby uświadamiać im granicę między żartem – bo czytałam, iż to miał być najpierw niewinny trend na TikToku – a przemocą?

Definicja żartu jest prosta. Żart to coś, co śmieszy obie strony, jest naprzemienne – dzisiaj ty żartujesz ze mnie, jutro ja mogę pożartować z ciebie, czyli jest to partnerskie. Trzecie kryterium: żart kończy się tam, gdzie drugiej osobie zaczyna sprawiać przykrość. Kiedy mówi "stop", "nie podoba mi się to", "jest mi przykro" – wszystko, co przekracza tę granicę, staje się przemocą.

I często staje się viralem. Przeraża mnie to, iż coś, co trafi do internetu, natychmiast jest masowo udostępniane. Jak możemy rozwijać u dzieci empatię i krytyczne myślenie wobec takich modnych zachowań w sieci?

Na zajęciach proszę dzieciaki, aby przyniosły zdjęcie z dzieciństwa, którego najbardziej nie lubią. Takie, na którym jest nago, na nocniku, z fałdkami na brzuchu. Przynoszą je na zajęcia, ale nie pokazują nikomu. Mają wyobrazić sobie, iż nagle to znienawidzone przez nich zdjęcie jest wszędzie i może je zobaczyć każdy. To uczy refleksji nad tym, jak taka osoba może się czuć.

Uczulamy też, iż kiedy coś wysyłamy lub wrzucamy do internetu, to natychmiast tracimy nad tym kontrolę. W gabinecie mam przypadki zrozpaczonych nastolatek, które mówią: "Pozwoliłam chłopakowi zrobić mi zdjęcie nagie albo podczas czynności se**ualnych, a on teraz mnie nim szantażuje albo już wrzucił je gdzieś do sieci".

Nie uczymy dzieci chronić swojej prywatności. Mówię im, iż jeżeli już muszą koniecznie wysyłać takie zdjęcia, niech nie pokazują twarzy ani charakterystycznych znaków, aby można było powiedzieć: "to nie moje zdjęcie".

Rodzice często nie zdają sobie sprawy, iż kiedy wrzucą zdjęcie swojej córeczki z plaży w majteczkach, czasem bez góry, ktoś może je ściągnąć i się do niego ma**urbować. Albo później pedofil znajduje tę dziewczynkę na mediach społecznościowych i zaczyna do niej pisać. Tak naprawdę nasze dzieci w ogóle nie powinny pojawiać się w mediach społecznościowych, bo stwarzamy im zagrożenie. Im więcej ktoś wie o naszym dziecku, tym łatwiej może podejść do niego i powiedzieć: "Znam twoją mamusię, mamusia poprosiła mnie, żebym cię gdzieś odprowadził". To jest narażanie dzieci na niebezpieczeństwo.

Jeżeli my, dorośli, nie mamy tej refleksji, to o czym w ogóle możemy mówić? Jak mamy uczyć dzieci adekwatnego zachowania? Powinniśmy pokazywać im, iż ich ciało i prywatność są ważne. Kiedy np. ciocia chce pocałować dziecko, a ono mówi: "Nie chcę", należy uszanować jego granice, a nie mówić: "No idź, bo ciocia się obrazi, przecież ciocia chce cię przytulić czy pocałować". To narusza intymność i prywatność dziecka oraz łamie jego naturalne poczucie granic. Dziecko, które od małego jest zmuszane do zachowań, które są dla niego nieprzyjemne, traci rozeznanie, co jest dla niego okej, a co nie.

Chciałabym jeszcze wrócić do tych chłopców w odblaskowych kamizelkach z napisem "Szon Patrol". Co im to daje?

Wydaje mi się, iż w dużej mierze chodzi o poczucie władzy – możliwość decydowania, co jest "okej", a co nie. Niektórym chłopcom, którzy mają pewne problemy psychologiczne, może to podnosić samoocenę. Dodatkowo mogą czerpać satysfakcję z poklasku – obserwują rosnące zasięgi w mediach społecznościowych. Dzisiaj ludzie zarabiają na patostreamingu.

Takie sytuacje mogą też wzmacniać poczucie siły i wpływu, a czasem choćby chęć zemsty wobec koleżanek. W takich zachowaniach zwykle współistnieje wiele czynników – cechy osobowości, wzorce wyniesione z obserwacji dorosłych, a czasem po prostu nuda.

Jakie predyspozycje lub cechy osobowości mogą wpływać na takie zachowania?


Zazwyczaj obserwujemy podwyższony poziom agresji, obniżoną samoocenę, mniejszą empatię oraz ograniczoną zdolność do refleksji nad własnymi czynami. To w zasadzie te same cechy, które występują przy innych formach agresji i zachowań przemocowych.

A co z dziewczynkami, które stają się ofiarami publicznego napiętnowania? Jakie mogą być konsekwencje emocjonalne i społeczne publikowania ich wizerunku w sieci z obraźliwymi hashtagami?

Konsekwencje mogą być naprawdę różne – od smutku, stanów depresyjnych, płaczu i złości, po samouszkodzenia czy próby samob*jcze. Mieliśmy już kilka przypadków, w których publikacja filmików w internecie doprowadziła do prób targnięcia się na życie. Nie da się przewidzieć, gdzie leży granica odporności konkretnej osoby – jedna poradzi sobie z sytuacją, a inna może jej nie udźwignąć.

Znam przypadek maturzystki, którą koledzy sfilmowali podczas Sylwestra. Kiedy była w stanie upojenia alkoholowego, wykorzystali ją se**ualnie, a nagranie trafiło do sieci. Ta dziewczyna miała jednak w sobie zasoby, które pozwoliły jej wrócić do szkoły, i na pierwszy rzut oka dramatyczne konsekwencje się nie ujawniły. Jak sytuacja rozwinie się w dłuższej perspektywie – trudno powiedzieć.

Są osoby, które mają zasoby chroniące je przed najgorszymi skutkami takich doświadczeń. Niestety, są też takie, na które wpływ może być tak ogromny, iż mogą nie chcieć dalej żyć.

Co my, dorośli, możemy zrobić?


Przede wszystkim dawać pozytywny przykład. I reagować. Gdy widzimy niewłaściwe zachowanie, trzeba je nazwać wprost: "To, co robisz, jest przemocą. Krzywdzisz kogoś i powinieneś natychmiast przestać". Należy jasno pokazać, iż to nie jest żart.

Społecznie powinniśmy również zastanowić się nad prawem – tak jak mamy kary za nawoływanie do nienawiści wobec mniejszości narodowych, warto sprawdzić, czy przepisy dostatecznie chronią ofiary przemocy w sieci.

A co z dziećmi, które bawią się w "Szon Patrole"? Jakie konsekwencje powinny ponieść?


W pewnym sensie one też są ofiarami systemu. Psycholodzy zwykle nie są zwolennikami kar, bo rzadko przynoszą pozytywne skutki. Natomiast zachowanie uczestników Szon Patroli powinno być wyraźnie nazwane i napiętnowane. Możliwe konsekwencje to udział w zajęciach z edukacji antyprzemocowej, wolontariat czy działania na rzecz osób w trudniejszej sytuacji. Ważne, aby dzieci zrozumiały konsekwencje swoich czynów.

"Szon patrole" to dla nas też lekcja społeczna. Pokazują, iż dorośli powinni przemyśleć, jaki przekaz dają dzieciom.

Idź do oryginalnego materiału