Rolnicy z powiatu bialskiego: Działania rządu to "pudrowanie trupa"

slowopodlasia.pl 2 godzin temu
- Nasze postulaty są ogólnie znane. Drażliwe kwestie to umowa z Mercosur, umowa handlowa z Ukrainą, która która została teraz wprowadzona, kwestia cen skupu, które są dużo poniżej kosztów opłacalności, gdzie wielu rolników musi zniszczyć swoje uprawy, przeorać, przetalerzować, bo zbiór się nie opłaca, bądź ogłasza samozbiory. Ceny w sklepach są wysokie, bo pośrednicy je windują, czego tak naprawdę konsumenci nie są świadomi, bo medialnie jest to przedstawiane w ten sposób, iż to rolnicy sobie ceny windują nie wiadomo jakie, chociaż rolnicy tak naprawdę nie mają na nie żadnego wpływu – mówi Piotr Kisiel, lider Stowarzyszenia Polski Rolnik i zrzeszenia Ruch Młodych Farmerów.Niskie ceny produktów rolnych Lider podkreśla, iż rolnicy mierzą się dziś z wieloma problemami. Jednym z nich są niskie ceny zbóż. - Są to ceny sprzed 20 lat, można tak powiedzieć. o ile owies w tej chwili jest po niecałe 450 zł za tonę, no to te ceny są po prostu śmieszne, gdzie ceny środków ochrony roślin, nawozów, paliwa, energii elektrycznej i i różnych innych składowych, które składają się na produkcję rolną, są jak najbardziej aktualne i bardzo, bardzo wysokie. Koszt wyprodukowania tony owsa w tej chwili przekracza cenę, jaka jest w skupie – żali się Piotr Kisiel. I tak samo jest z warzywami typu cebula, ziemniaki. Ta sytuacja jest nie do przyjęcia dla środowiska rolniczego. Ze względu na to, iż wielu rolników bardzo dużo zainwestowało w swoje gospodarstwa, wzięło kredyty na rozwój. Niestety, my te kredyty musimy spłacać. Nam bank zobowiązania nie podaruje. Już dochodzi do dużej liczby upadłości, o ile chodzi o rodzinne gospodarstwa rolne. Poza tym są nam wytykane są nowe ciągniki, nowe maszyny, które są de facto naszym narzędziem pracy, a nie narzędziem szpanowania po wsiach. Rolnik wciąż jest postrzegany jako prosty chłop w gumowcach, w waciaku, który jeździ trzydziestką bądź sześćdziesiątką, ma kilka hektarów i tak dalej. A prawda jest taka, iż dziś rolnik wykonuje kilkanaście zawodów połączonych, bo tutaj wchodzi wiedza agrotechniczna, wiedza chemiczna, księgowość, mechanika, a o ile są to posiadacze zwierząt to jeszcze dochodzi zootechnika. Musimy połączyć wiele zawodów w całość – wyjaśnia lider Stowarzyszenia Polski Rolnik.Feralna umowa z Ukrainą i krajami MercosurPiotr Kisiel zauważa, iż polski rolnik nie jest dziś chroniony przez państwo. - Nam się ciągle zatyka usta jakimiś tam dopłatami, kredytami obrotowymi, rekompensatami, czyli próbuje się leczyć skutki w dosyć nieudolny sposób, ale nikt nie próbuje poznać przyczyny, dlaczego my, rolnicy, mamy problemy, bo nikt nie kontroluje handlu z Ukrainą. Podobnie jak podpisanie umowy Mercosur – mówi się nam, iż to przecież nie wpłynie na polskiego rolnika, nie wpłynie na polskiego konsumenta. A to jedna wielka bzdura! Wmawia się nam, iż ta żywność, po pierwsze, jest dobrej jakości, a po drugie jest tania. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego z prawdą. o ile chodzi o żywność, w krajach Mercosur czy w Ukrainie używane są środki ochrony roślin, zakazane u nas 30 lat temu. Po drugie, do produkcji zwierzęcej używa się sterydów i hormonów wzrostu. I teraz zapewnia nas się, iż ta żywność będzie tania. Na początku, na pewno, ale o ile polskie rolnictwo upadnie, my stracimy swoją niezależność żywieniową, ceny tej sprowadzanej żywności poszybują w górę. My już mieliśmy takie przykłady. Mogę podać przykład prosiąt, które były potem sprowadzane z Danii. Rolnicy na początku zastosowali ceny dumpingowe, wykańczając polskie hodowle prosiąt. Jak już polskie hodowle się skończyły, to podnieśli ceny. Z kolei teraz słyszymy też głosy, iż dobrze, bo przecież to zdrowe argentyńskie. Tylko, proszę zwrócić uwagę na to, iż nasza wołowina jest eksportowana na cały świat. I jako jedna z najlepszych na świecie. Spełniamy naprawdę ogromne wymogi i nasza wołowina jest ceniona na rynkach światowych, na rynkach europejskich, tak samo nasza wieprzowina. Dlaczego? Bo my nie stosujemy właśnie tych wszystkich ulepszaczy. Nasz byk rośnie dwa lata, a nie rok. Nasza świnia rośnie pół roku, a nie trzy miesiące. I teraz nam się to odbiera. o ile nam się zabierze niezależność żywieniową, to wtedy jesteśmy tak prości do sterowania i tak prości, jako społeczeństwo, do zniszczenia. Jesteśmy wtedy uzależnieni od zewnątrz – tłumaczy Piotr Kisiel.Podzielone społeczeństwo Lider Stowarzyszenia Polski Rolnik zaznacza, iż dziś zaufanie społeczne do rolników jest niskie. – 3/4 społeczeństwa nie potrafi docenić tego, co polski rolnik wnosi, bo każdy widzi tylko dopłaty, słyszymy głosy, iż nas trzeba utrzymywać. Taka nagonka medialna, która w tej chwili jest stosowana, jest to typowy zabieg po to, żeby społeczeństwo skłócić, nastawić inne grupy społeczne przeciwko rolnikom. Tutaj wchodzi zasada „dziel i rządź”. Starsi ludzie dokładnie pamiętają, na czym polega ta zasada, a dobrze wiemy, iż jeżeli przychodzi jakikolwiek kryzys, to wieś się utrzyma. Wieś da sobie radę. Natomiast miasto może mieć z tym ogromny problem – mówi Piotr Kisiel. Zaznacza, iż niezależność żywieniowa to jest podstawa, to jest filar każdego państwa. – A rolnicy bardzo się zawiedli na obecnym rządzie. Zresztą na poprzednim tak samo. Za rządów Prawa i Sprawiedliwości ministrowie nas uspokajali, iż przecież nie należy sprzedawać zboża, bo ono będzie dobre. Potem się okazało, iż niestety nie było. Tak samo rząd koalicji PO -PSL się nie popisał i rolnicy mają ogromny żal. Także do ministra Sikorskiego, który tylko zapraszał nas na rozmowę, ale z tych rozmów nic nie wychodziło. Dostaliśmy zapewnienia, iż umowa Mercosur będzie blokowana i nie będzie podpisana. No niestety. Mimo to rolnicy z Lubelszczyzny wiążemy nadzieję z nową wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi Barbarą Gromadzką. Na pewno my jako stowarzyszenie będziemy chcieli się z nią spotkać i będziemy chcieli z nią porozmawiać, przybliżyć nasze nasze problemy – zapewnia rolnik.Pikiety pod biurami poselskimiCzy do protestujących rolników z powiatów: bialskiego, radzyńskiego parczewskiego i łukowskiego dołączą gospodarze z pozostałej części Lubelszczyzny? I tak, i nie.Wiesław Sokołowski, przewodniczący Rady Powiatowej Lubelskiej Izby Rolniczej Powiatu Hrubieszowskiego, Wiesław Sokołowski twierdzi, iż udział rolników w proteście jest zasadny, ale nie w proteście, który odbędzie się 11 listopada w Warszawie. – Ten protest, moim zdaniem, nic nie da, bo to jest święto niepodległości, marsz niepodległości, także nie tylko rolnicy będą brali w nim udział i tak się zastanawiam, kto to będzie słyszał nasz głos? - pyta rolnik. Rolnicy mają inny pomysł na zwrócenie na zwrócenie na siebie uwagi. – Mamy zamiar protestować pod biurami poselskimi, ewentualnie pod mieszkaniami posłów. Będzie to protest pokojowy. Spotkamy się 13 listopada w miastach. Chcemy rozliczyć posłów z tego, jak głosowali, poinformować społeczeństwo o naszej trudnej sytuacji. Chodzi np. o zakaz hodowli norek w naszym kraju. Rynek nie zna próżni. Właściciele ferm już się przygotowali, już mają zapłacone miejsca, może już mają choćby firmy na Ukrainie. Także państwo zapłaci im za likwidację ferm w Polsce z naszych pieniędzy. Właściciele zlikwidują fermy, przyniosą produkcję na Ukrainę – opowiada Wiesław Sokołowski.Zwraca też uwagę na to, iż głównym powodem niezadowolenia rolników pozostało coś. – Kiedy się rozmawia ministrem czy z osobami z ministerstwa, to oni to doskonale rozumieją, iż to hipokryzja, iż nam się zabiera środki do produkcji, stara się, żebyśmy naprawdę produkowali w takich warunkach w prawie proekologicznych, bo tak UE nam każe. A z kolei produkty sprowadza się z obu Ameryk, Ukrainy. Po co nam masło ze Stanów Zjednoczonych, skoro mamy swoje. A na wschodzie kraju są najlepsze warunki do uprawy hodowli, z tego co wiem. Dlatego 13 listopada chcemy powiedzieć ludziom, iż jesteśmy dla nich. My walczymy o zdrowie wszystkich naszych dzieci, które żyją w mieście. Walczymy o to, żeby mieszkańcy miast jedli zdrową europejską żywność, a nie żywność spoza Europy – zaznacza Waldemar Sokołowski i dodaje, iż rolnicy z Lubelszczyzny spróbują ruszyć nie tylko do miast Lubelszczyzny, ale również innych części kraju.Priorytetem są przygotowania do wojny Wiesław Gryn, wiceprezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, przewodniczący "Porozumienia Rolników", a także lider ruchu "Oszukana Wieś" mówi, iż rolnicy z Zamojszczyzny prawdopodobnie nie wezmą udziału w proteście 11 listopada. – Na pewno się solidaryzujemy, ale widzimy jaka jest sytuacja i iż dużo nie damy rady zmienić. 30 października jedziemy spotkać się z ministrem. Będziemy postulowali, aby tworzyć jakieś dopłaty do eksportu, bo jedyną drogą polskich rolników jest szybsze wyeksportowanie nadwyżki produktów rolnych. Nasza cena, ta z dopłatą ,byłaby konkurencyjna na rynkach światowych – wyjaśnia.Rolnicy zrzeszeni w "Oszukanej wsi" prawdopodobnie nie wezmą udziału w proteście 11 listopada w Warszawie. fot. archiwum Dodaje, iż jesteśmy w okresie przedwojennym i w związku z tym są inne priorytety. – Chcielibyśmy, aby rolnictwo zostało włączone do obronności. Czy chcemy, czy nie, wojna się zbliża i lepiej się przygotować, niż nic nie robić, bo samo to, iż dostaniemy instrukcję jak spakować plecak, to jest za mało – mówi Wiesław Gryn. Twierdzi, iż po ewentualnym wybuchu wojny, rolnicy zostaną u siebie, będą dbać o swoje gospodarstwa. – I musimy być lepiej na ten okres zaopatrzeni i cały czas powtarzam, oby do tego nie doszło, ale „umiesz liczyć, licz na siebie”. Dlatego powinniśmy zacząć tworzyć inwestycje o podwójnym przeznaczeniu. Na czas pokoju użytkujemy sprzęt rolniczy, budynki, a na czas wojny przekazujemy lub udostępniamy je wojsku. Proszę zauważyć, iż np. budowle typu wiaty, budynki z podpiwniczeniem, ważne są ujęcia wody niepołączone z siecią. Przykładem inwestycji o podwójnym znaczeniu może być stacja paliw znajdująca się na terenie gospodarstwa. Dlaczego wojsko nie mogłoby postawić w gospodarstwie zbiorników na paliwo? W ciągu roku byłbym zobowiązany, żeby to paliwo obrócić, aby było świeże. No bo paliwo ma okres przydatności i się starzeje i wymiana paliwa to olbrzymie koszty. A ja bym to paliwo w gospodarstwie obrócił w ciągu roku i ono by było cały czas świeże. Gdyby była dywersyfikacja, to takie stacje byłyby przecież „porozrzucane po wsiach” i wrogowi trudniej byłoby je zniszczyć – mówi mężczyzna. Trzeba wyciągać wnioski - Teraz wojna wygląd inaczej niż kiedyś. Zrzucane są drony i na taką wojnę trzeba się zacząć przygotowywać i my musimy się uodpornić. I dzisiaj, moim zdaniem, to jest ważniejsze niż krótkotrwałe efekty polityczne. Dlatego wolimy zająć się tym, bo można robić protesty, ale jeżeli się coś robi, to trzeba żeby to było skuteczne. Tym razem nie widzę tu większej skuteczności. Poza tym protesty nie mogą być cykliczne, bo tracimy zaufanie społeczeństwa. Kilka lat temu mieliśmy 70 proc. zaufania społecznego. Dzisiaj wskaźnik spadł, a jak będziemy nagminnie protestować, to nasze protesty spowszednieją i nie osiągniemy zamierzonego efektu – zaznacza rolnik.Wiesław Gryn chce rozmów z rządem, a protestów w ostateczności. Podkreśla, iż to był dobry rok, jeżeli chodzi o plony, a nadwyżkę produktów łatwopsujących nie da się w prosty sposób wyeksportować, bo rynek europejski jest nasycony. – To dobry rok na to, żeby się obie strony nauczyły i rolnicy, i przetwórcy, iż robi się kontrakty. Nie można produkować w próżnię. Musimy liczyć się z tym, iż w takim wypadku mamy limit, ten limit produkujemy, nadwyżkę sprzedajemy po cenach bardzo niskich. No ale wiemy, iż jaki mamy limit z hektara i tego się trzymamy – opowiada.Poseł Dariusz Stefaniuk (PiS) twierdzi, iż rolnicy mają pełne prawo do protestu. – Ich głos musi być usłyszany, bo dziś to oni ponoszą największe koszty błędnej polityki rządu Donalda Tuska i ministra Czesława Siekierskiego. Ceny w skupach są dramatycznie niskie, a rynek został zalany importowanymi produktami, które nie spełniają tych samych standardów co polska żywność. To sytuacja nie do zaakceptowania. Zamiast chronić polskie gospodarstwa, rząd biernie przygląda się, jak upadają kolejne rodzinne firmy rolne. Dlatego rozumiem determinację rolników i solidaryzuję się z nimi. Polska wieś zasługuje na szacunek i realne wsparcie, a nie puste obietnice i propagandę sukcesu – zauważa poseł.
Idź do oryginalnego materiału