— Postanowiłaś urodzić dziecko bez męża? Nie wstydzisz się, mamo? — z wyrzutem spytała Kinga.
Zaraz po studniówce Kinga złożyła papiery na uniwersytet. Nie miała wątpliwości, iż się dostanie. Wyniki matur miała wysokie, choćby z zapasem, sądząc po zeszłorocznych progach.
Lato tamtego roku było upalne. Przyjaciółka zaproponowała wyjazd do cioci nad morze, do Sopotu. Kusiła perspektywa spędzenia dwóch, trzech tygodni nad wodą, bez rodzicielskiej kontroli, zanurzenia się w dorosłe życie. Ale gdy do wyjazdu został tylko dzień, Kinga zaczęła się denerwować. Nie dlatego, iż po raz pierwszy wyjeżdżała bez mamy, ale dlatego, iż przez ten czas nie zobaczy Wojtka.
Jej matka, Alina, niedawno skończyła trzydzieści siedem lat. Z mężem rozstała się, gdy Kinga miała trzy lata. Ojca dziewczyna nie zapamiętała. I nie miała co pamiętać. Rodzice pobrali się młodo, nie zdążyli się dobrze poznać. Dlatego nie wytrzymali pierwszych poważnych prób: nieprzespanych nocy, płaczącego dziecka, braku pieniędzy i wzajemnych pretensji.
Gdy Kinga podrosła, Alina próbowała ułożyć sobie życie. Ale albo kandydaci nie chcieli wychowywać cudzego dziecka, albo jej samej nie podobał się żaden z nich.
Dwa lata temu w ich życiu pojawił się Wojtek. Często przychodził w gości, choć nigdy nie został na noc. Z Wojtkiem było wesoło i ciekawie. Dawał jej prezenty, a na ostatnie urodziny podarował ogromny bukiet czerwonych róż.
I Kinga się zakochała. Wojtek był dwa lata młodszy od Aliny. Niby niewielka różnica, ale dla Kingi to była przepaść. Uznała, iż pasuje do niego bardziej niż matka. Każde jego spojrzenie interpretowała jako oznakę zainteresowania. No bo co? Miała osiemnaście lat, była dwa razy młodsza od mamy. Gdyby miał wybierać między nimi, wybrałby ją. Tak sobie tłumaczyła. I strasznie zazdrościła matce.
Przez te kilka tygodni nad morzem wszystko mogło się wydarzyć. Na przykład oświadczyny. A wtedy Wojtek byłby dla niej stracony na zawsze.
W przeddzień wyjazdu Alina krzątała się w kuchni, a Kinga rozmyślała, jak wyznać Wojtkowi uczucie.
— Kinga, skocz do sklepu. Zapomniałam sera, a majonezu zostało mało — poprosiła matka, wyglądając z kuchni.
— Mamo, jeszcze nie spakowałam wszystkiego — odparła Kinga.
Alina westchnęła i poszła sama.
Kilka minut później zadzwonił dzwonek. Wojtek! Serce Kingi zabiło mocniej. To była szansa, żeby z nim porozmawiać, bez mamy.
Przyjęła go jak gospodyni. Posadziła na kanapie, gawędziła o niczym, potem włączyła telewizor i usiadła obok. Spojrzał na nią, ale nie odsunął się.
Ich ramiona się stykały, a Kinga nie mogła opanować emocji. Nagle objęła jego rękę, przytuliła się. Jego policzek był tak blisko jej ust. Nigdy jeszcze nie siedziała tak blisko, nie czuła jego zapachu — męskiego, zmieszanego z wodą kolońską.
To ją upoiło, ośmieliło. Pocałowała go w policzek. Wojtek nie odskoczył, tylko odwrócił głowę i wstał. W jego oczach Kinga zobaczyła zmieszanie i niezrozumienie. Zrobiło jej się wstyd. Wymyśliła sobie wszystko — dla niego była tylko córką Aliny. Spuściła wzrok, zaczerwieniła się.
W zamku zgrzytnął klucz. jeżeli Wojtek chciał coś powiedzieć, stracił szansę. Do pokoju weszła Alina, zadyszana.
— Wojtek! Już jesteś? Wyobraź sobie, zapomniałam sera. A przy kasie przypomniałam sobie o majonezie. Z tym wyjazdem Kingi wszystko mi się miesza. Zaraz zrobię sałatkę i zjemy kolację — uśmiechnęła się.
Patrzyli na siebie z czułością. Serce Kingi pękało z bólu, rozczarowania i zazdrości. Wojtek na nią tak nie patrzył. Zerwała się z kanapy i uciekła do pokoju.
— Co się z nią dzieje? — zdziwiła się Alina. — Coś się stało?
— A co przygotowałaś na kolację? — Wojtek zmienił temat.
— Ach, pewnie jesteś głodny! Zaraz podam. — Poszła do kuchni, ale w drzwiach się zatrzymała. — Mam dla ciebie wiadomość. Powiem po kolacji.
— Ciekawe… Mam nadzieję, iż dobrą — mruknął Wojtek, myśląc o pocałunku Kingi.
A Kinga stała za drzwiami, próbując uspokoić serce. Modliła się, żeby Wojtek wyszedł. Bała się go teraz spotkać, wstydziła się swojego impulsu.
Gdy matka zawołała ją na kolację, usiadła naprzeciw Wojtka, nie patrząc mu w oczy. On opowiadał coś, Alina się śmiała. W końcu Kinga spojrzała. Wojtek zachowywał się, jakby nic się nie stało. I ona też się roześmiała, tak jak dawniej, gdy był tylko mamą.
A jednak między nimi był ten moment bliskości. To jej nie dawało spokoju.
— Co chciała powiedzieć? — spytał Wojtek, gdy Alina sprzątnęła talerze.
— Poczekaj, powiem później — odparła kokieteryjnie.
Kingę irytowało, gdy matka zachowywała się jak nastolatka.
— Kinga jutro wyjeżdża sama nad morze. Dorosła już, a ja nie mogę się przyzwyczaić. Może źle robię, iż ją puszczam? — Alina zwróciła się raczej do siebie.
— Jadę z przyjaciółkami, będziemy pod opieką dorosłych — zirytowała się Kinga.
— Kinga jest rozsądna, nic jej się nie stanie. Prawda? — Wojtek spojrzał na nią, a jej serce drgnęło.
— No, przez trzy tygodnie nie będę wam przeszkadzać w spotkaniach — rzuciła wyzywająco.
— Kinga! Co się z tobą dzieje? — zdziwiła się Alina.
— Nic! — warknęła i wstała od stołu.
Brzydki zgrzyt krzeseła po podłodze. Celowy. Kinga wiedziała, iż matkę to denerwuje. Wybiegła z kuchni, nie patrząc na nikogo.
Gdy Wojtek wyszedł, Alina przyszła do jej pokoju.
— Pogadajmy. Nigdy tak się nie zachowywałaś. O co chodzi? — usiadła na łóżku.
Kinga leżała zwinięta w kłębek, twarzą do ściany.
— Spakowałaś się? — Alina nie wiedziała, jak zacząć.
*„Oczywiście. Po co pytasz? Nie widzisz walizki pod oknem?”* — pomyślała Kinga.
— Dlaczego się na mnie złościsz? — próbowała dalej Alina.
— Zachowujesz się… głupio. RżnieszMinęły lata, mały Felek wyrósł na młodzieńca podobnego do Wojtka jak dwie krople wody, a Kinga i Alina, choć z bliznami na sercach, znalazły w sobie siłę, by iść dalej — razem.