„Rodzice nie mają fortuny, ale dają z serca. A mąż pyta: „Moi wspierają finansowo, a twoi co robią?”“

newsempire24.com 3 dni temu

Rodzice moi nie są milionerami, ale dają z siebie wszystko. A mój mąż raz rzucił: „Moi pomagają finansowo, a twoi co?”

Rodzice mojego męża, Wojtka, rzeczywiście mają pieniądze. Dobre zarobki, stabilny dochód, własna firma. Od początku nas wspierali: kupili mieszkanie w Warszawie, podarowali sprzęt AGD, opłacili część wesela. Nikt nie zaprzeczy — to wielka pomoc.

Moi rodzice żyją skromnie. Nie mogą obdarowywać nas mieszkaniami ani nowymi lodówkami, ale pomagają, jak potrafią: zabierają dzieci na weekendy, przywożą domowe jedzenie, pomagają w remoncie, doradzają przy wyborze mebli, wspierają słowem. I jestem im za to wdzięczna do łez.

Do niedawna Wojtek zdawał się tego nie zauważać.

Gdy pojawiła się potrzeba remontu w naszym mieszkaniu, jego rodzice bez wahania przekazali nam pieniądze. A Wojtek, nie pytając mnie o zdanie, oznajmił:
— Elżbieto, niech twoi znajdą dobrych fachowców. Oby chociaż w tym pomogli — zaoszczędzimy na robotach.

Drgnęłam na to „niech”.
— Wojtek, moi rodzice nie mogą płacić za innych. Ale tata sam potrafi wszystko zrobić — wyrównać ściany, wymienić gniazdka. Ma złote ręce.

Mąż skrzywił się, jakbym proponowała remont patykami i sznurkiem.
— Moi rodzice ciągle nas ratują. A twoi tylko jedzeniem pomagają i rady rozdają… — zaczął.

Nie wytrzymałam:
— Twoi pomagają złotówkami. Moi — czynem, pracą, czasem. I bez rozgłosu. Mój ojciec jest gotów u nas mieszkać, byleby nam pomóc. Mama noce traci, rysując układy mebli. Naprawdę tego nie widzisz?

Wojtek zamilkł. Ale w jego spojrzeniu czaił się cień niezadowolenia. Przez kilka dni chodził pochmurny, unikał tematu remontu. Jakby znalazł pretekst, by sabotować wszystko — tylko dlatego, iż moi rodzice nie mają tysięcy do włożenia.

Zabolało mnie to. Do głębi. Bo moja mama i tata to nie portfel na nogach. To prawdziwe oparcie. A to, iż nie mogą dać milionów, nie umniejsza ich pomocy.

Zebrałam się w sobie i zaczęłam rozmowę. Wyjaśniłam:
— jeżeli zrobimy remont sami, wyjdzie znacznie taniej. Tata wszystko ogarnie. Mama pomoże — ma świetne wyczucie. Wszystko wybierzemy, wszystko zorganizujemy. Trzeba im tylko dać szansę.

Mąż uległ. Odpowiedział:
— Dobrze. Róbcie, jak uważacie. Tylko żeby nie przeciągało się w nieskończoność.

I wtedy wszystko ruszyło.

Tata przywiózł narzędzia. Sam zdjął starą glazurę, sam tynkował, wiercił, kleił, naprawiał. Wojtek chodził za nim jak cień i nagle zaczął pytać:
— A jak to się robi? A dlaczego tak, a nie inaczej?
Po raz pierwszy ujrzałam w jego oczach szacunek.

Mama przyjeżdżała codziennie: zrywała tapety, malowała, myła okna, pomagała wybierać meble. Choć z wykształcenia jest księgową, ma niesamowity gust — razem wybrałyśmy piękną, a niedrogą kuchnię. To ona pomogła wszystko ustawić i posprzątać po remoncie.

Gdy już było po wszystkim, zorganizowaliśmy małe przyjęcie — zaprosiliśmy obie rodziny. Teściowa zachwycała się meblami, kolorem ścian, funkcjonalnością kuchni. Nie wytrzymałam i powiedziałam:
— To wszystko mama wybrała. Ma oko jak prawdziwy projektant.

Teść nagle zwrócił się do mojego ojca:
— U nas gniazdka od lat kapryszą. Mogłbyś kiedyś spojrzeć?

Gadali cały wieczór. A mama z teściową śmiały się, omawiając wystrój. Wtedy zrozumiałam: moi rodzice nie tylko zrobili remont. Zburzyli mur między naszymi rodzinami.

Następnego dnia Wojtek przyszedł do mnie:
— Wybacz. Byłem w błędzie. Twoi rodzice są niesamowici. Wstyd mi… Nigdy więcej nie będę porównywał.

Pocałował mnie w czoło i dodał:
— Najważniejsze to nie pieniądze. Najważniejsze, kto jest przy tobie, kto szczerze chce pomóc. Teraz to rozumiem.

Od tamtej pory nigdy nie kłóciliśmy się o to, „kto więcej daje”. Bo miłości i zaangażowania nie mierzy się złotówkami. A moi rodzice udowodnili, iż choćby z pustymi kieszeniami można dać więcej niż inni.

I wiecie co? Jestem z nich dumna. I z siebie — iż nie ustąpiłam.

Idź do oryginalnego materiału