**Puree, kurczak i rozwód, który się nie wydarzył**
Warszawa. Jesienny wieczór. Wilgotny wiatr, zmęczone oczy i jeszcze bardziej zmęczone serce. Ewa wróciła do domu po dziesięciu godzinach spędzonych w sklepowym alejkach hipermarketu. W głowie kołatała się tylko jedna myśl:
— Żeby choć Tomek przynajmniej ziemniaków podsmażył…
Mieszkanie powitało ją zapachem czegoś smacznego. Ewa zdjęła kurtkę, zrzuciła buty, weszła do kuchni – na stole stały talerze z parującym purée i pieczonym kurczakiem. Obok – łyżki, sól, chleb, czajnik. Tomek bez słów skinął na krzesło:
— Zjedz.
— Ojej, coś się stało? Urodziny zapomniałam? – Ewa wymusiła uśmiech. – Skąd taki luksus?
— Nic szczególnego – wzruszył ramionami. – Ale musimy pogadać.
Jedli w ciszy. Kurczak był delikatny, purée – w sam raz słone. Ewa zagotowała wodę, zaparzyła lipową herbatę. Usiadła naprzeciw męża.
— No to mów. Widzę, iż coś cię gryzie.
Tomek długo patrzył przez okno. W końcu spojrzał na żonę.
— Babcia i dziadek obchodzą złote gody w sobotę. Zaprosili nas.
— A, ci, co dali nam te pięćdziesiąt tysięcy na ślub? No i jak pojedziemy? Przecież mieliśmy się rozwieść.
— Wiesz… pojedźmy tak, po prostu. To starsi ludzie, ucieszą się. Oficjalnie wciąż jesteśmy małżeństwem.
Ewa spojrzała na niego z wahaniem. Nie miała siły – ani na kłótnie, ani na pogodzenie się.
— Dobrze, jedźmy. Może ostatni raz odwiedzimy kogoś razem.
Jechali samochodem ojca Tomka. On z tatą – z przodu. Ewa – z jego matką z tyłu. Cisza.
— Coś się między wami stało? – szepnęła teściowa.
— Nie – odparła Ewa, naciągając uśmiech.
— Zobacz, jakie pierścionki kupiliśmy im na rocznicę. Złote, piękne.
— Piękne – przytaknęła.
— Żyjcie w zgodzie. Za pięćdziesiąt lat wasze dzieci też wam takie podarują.
Ewa spuściła wzrok. Pięćdziesiąt lat? To cała wieczność…
Na jubileuszu było wesoło: młodzież, dorośli, staruszkowie. Uczta, śmiech, toasty. Ale Ewa trzymała się z dala od męża. Kobiety z rodziny Tomka gwałtownie wciągnęły ją w przygotowywanie programu rozrywkowego. Miały nieco ponad trzydzieści lat, tak jak ona. Sprzeczały się, przekomarzały z mężami, ale… widać było, iż je kochają.
Ewa zadawała sobie pytania:
— A ja go kocham? A on – mnie?
Może kiedyś kochała. Ale teraz… Dom – nieprzytulny. Pieniądze – zawsze ich brak. Nowej kurtki nie może sobie kupić od trzech lat. Dzieci? choćby o nich nie wspomina. Pracy porządnej nie może znaleźć. A przecież kiedyś był marzeniem…
Impreza skończyła się późno. Gości rozwieziono do domów. Babcia Hania podeszła do młodych:
— Zostańcie u nas. Przenocujecie. Pomóżcie trochę posprzątać.
Ewa i Tomek w milczeniu zaczęli zbierać ze stołów. Pracowali zgodnie, bez słów. Po dwóch godzinach w domu znowu było czysto.
Babcia postawiła herbatę.
— No, Józek, pięćdziesiąt lat razem wytrzymaliśmy – uśmiechnęła się do dziadka.
— A ile razy o mało nie rozwód – burknął tamten. – Aż pod USC dochodziliśmy.
— Ale wróciliśmy.
— Pamiętasz, jak bez pracy byłem? Grosza przy duszy nie mieliśmy – dodał dziadek.
— A ty zapomniałeś, jak się za mną oglądali? Księżniczką mnie nazywali. A ty świeciłeś jak lampka.
— No tak… Księżniczka – prychnął, ale w jego oczach błyskało ciepło.
Ewa patrzyła na nich – i coś w środku się ścisnęło. Kłócili się, przerywali sobie, ale… kochali. Naprawdę.
— My tacy byliśmy – pomyślała. – Młodzi, zapalczywi, urażeni. Pewni, iż mamy rację. A oni teraz śmieją się z tego, przez co prawie się rozstali.
Babcia Hania wyjęła z kieszeni kopertę:
— Macie, kupcie sobie coś. Na jesień. I nie sprzeczajcie się. Z dziadkiem nie zbiedniejemy.
Ewa chciała odmówić, ale Tomek wziął.
— Dzięki, babciu.
— No to idźcie spać. Pokój gotowy.
Pokój był znajomy – tu Tomek spędził dzieciństwo. Tylko teraz w łóżku było ich dwoje. Położyli się. Milczeli.
— Ewa… – szepnął.
Przytuliła się do niego. Ciepłe, znajome ramię. Nie bogactwo. Nie futro. Po prostu – on.
Tomek zasnął. A Ewa wpatrywała się w sufit.
— Dobrze, iż nie daliśmy rozwodu. Jutro kupię sobie płaszcz. A potem, może… Dziecko. A potem, kto wie, może i wnuki. I za czterdzieści dziewięć lat… złote obrączki. Takie same.
Uśmiechnęła się. Pierwszy raz od dawna. I zasnęła. Spokojnie. Obok niego.