Przywitaj gościa, mamo

newsempire24.com 17 godzin temu

Bohdan obudził się późno. Nie trzeba się spieszyć – jest już na emeryturze od siedmiu lat, nie ma nikogo, o kogo musiałby dbać. Może sobie poleżeć. Ale dziwnie niespokojnie i niepokojąco było mu na duszy. Dlaczego? Przecież wszystko dobrze, nie ma się czym martwić. A jednak.

Wstał, doprowadził się do porządku, postawił czajnik na kuchence i wyjrzał przez okno. Nad domem naprzeciwko niebo zabarwiło się na malinowy kolor – za chwilę wzejdzie niskie, zimowe słońce. Więc po dwutygodniowej odwilży wreszcie przymroziło. *„No to dobrze. Napiję się herbaty i pójdę do sklepu”* – pomyślał Bohdan i zdjął z kuchenki wrzący czajnik.

Nalał herbatę do kubka i pił małymi łykami. Ciepło rozlało się po ciele. Niski, drobnej budowy, choćby po urodzeniu jedynego syna nie przytył. A mąż był postawny. Czuło nazywał go *„Bochnuś”*, *„Bohdasz”*. Ale już dziesięć lat go nie było.

Podniósł kubek, gdy nagle rozległ się gwałtowny dzwonek do drzwi. Zaskoczony, drgnął, herbata wylała się, parząc wychudzoną, pokrytą brązowymi plamami skórę dłoni. Od bólu omal nie upuścił kubka. *„No i mamy problem. Przeczucie mnie nie oszukało. Czego jeszcze się spodziewać?”* Ledwo zdążył pomyśleć, gdy znów rozległ się natarczywy i długi dzwonek.

Bohdan dmuchnął na rękę i poszedł otworzyć, mrucząc pod nosem: *„Kogo licho przyniosło o takiej porze?”*. Nie od razu zrozumiał, iż tęgi mężczyzna w pomiętych ubraniach to jego syn. *„Jak on się zmienił”* – westchnął. Krzysztof najwyraźniej też był zaskoczony widokiem postarzałego ojca.

– Witaj gościa, tato – odezwał się, jakby ocknięty, i uśmiechnął się.

– Krzysztof, to ty? Dlaczego nie dałeś znać? Nie spodziewałem się ciebie. – Przytulił się do jego klatki piersiowej. Syn niezgrabnie objął go jedną ręką.

Bohdan wyczuł zapach drogi, nieświeżych ubrań i jeszcze coś, co wzbudziło w nim niepokój. Odsunął się i przyjrzał się synowi. Zauważył niechlujny zarost na opuchniętej twarzy, opuchnięte worki pod zaczerwienionymi oczami.

– Jesteś sam? A gdzie Ania, córka? – zapytał Bohdan.

– A samemu to nie jestem mile widziany? – Krzysztof patrzył gdzieś ponad głową ojca.

– Tylko się zagapiłem. – Bohdan cofnął się, robiąc miejsce synowi w mieszkaniu. – Wchodź, rozbierz się, synku.

Krzysztof przekroczył próg, postawił na podłodze dużą sportową torbę i rozejrzał się po przedpokoju.

– Jestem w domu. Nic się nie zmieniło.

– Przyjechałeś na urlop? W środku zimy? – Bohdan nie spuszczał wzroku z torby.

– Pogadamy później, tato. Zmęczony jestem. – Krzysztof zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku.

– Tak, tak, oczywiście. Właśnie mam gorącą herbatę. – Zabrał się na kuchnię, wyciągając z szafki stary kubek syna.

Krzysztof wszedł za nim, usiadł bokiem do stołu, szeroko rozkraczając nogi i zajmując prawie całą przestrzeń w maleńkiej, czystej kuchni. Bohdan postawił kubek na stole.

– Może coś zjesz po drodze? Mam kapuśniak. Wczoraj, jakby przeczuwając, ugotowałem – zatrzymał się, czekając na reakcję syna.

– No dawaj – rzucił obojętnie Krzysztof. – Stęskniłem się za twoim kapuśniakiem. – Na jego wargach pojawił się uśmiech.

Bohdan gorączkowo wyjął garnek z lodówki. Podgrzał kapuśniak, postawił dymiącą miskę przed synem, położył obok ciężką łyżkę, którą lubił jeść mąż, gruby kawałek chleba, usiadł naprzeciwko i podparł głowę ręką.

– A jest coś mocniejszego do kapuśniaku? – Krzysztof rzucił ojcu szybkie spojrzenie, mieszając łyżką w misce.

– Nie trzymam – odparł oschle Bohdan.

Patrzył, jak syn je łapczywie i głośno, mrużąc oczy z zadowolenia, jak kot na słonecznym parapecie.

– Jak Ania? A córka, do której klasy chodzi? Dlaczego nie przyjechały z tobą?

Krzysztof jadł dalej, nie patrząc na ojca, jakby nie słyszał.

Bohdan i tak po jego wyglądzie zrozumiał, iż syn pije. Żona nie wytrzymała i go wyrzuciła. A dokąd miał iść, jeżeli nie do ojca? Innego wyjścia nie miał. Oczywiście, cieszył się, iż syn przyjechał. Ale niepokój nie ustępował, wręcz narastał.

Syn odsunął pustą miskę. Bohdan natychmiast poderwał się z krzesła, nalał do kubka gorącej herbaty, postawił przed synem i przysunął wazonik z cukierkami.

– Rozwiedliśmy się z Anią. Przyjechałem na stałe – oznajmił Krzysztof, nie podnosząc wzroku na ojca.

– No nic. Odpoczniesz, znajdziesz pracę. Wszystko będzie dobrze – mruczał Bohdan, odkładając pustą miskę do zlewu. Potem znów usiadł naprzeciw syna.

Krzysztof hałaśliwie popijał gorącą herbatę, patrząc gdzieś obok. W końcu odsunął kubek i wstał od stołu.

– Dobrze, tato. Zmęczony jestem. Położę się, dobrze? Pogadamy później – powiedział i wyszedł do pokoju.

Bohdan mył naczynia i myślał, iż serce go nie oszukało – przeczuwało przyjazd syna. Zrozumiał, iż z nim nie będzie łatwo. Kiedy wszedł do pokoju, Krzysztof wyciągnął się na kanapie przed telewizorem. Usiadł obok niego.

– Opowiedziałbyś, co się stało? Mieszkanie im zostawiłeś? To słuszne, po męsku. Tutaj twój dom.

– Co tu opowiadać? Rozwiedliśmy się i tyle – odparł Krzysztof, nie odwracając głowy.

Bohdan wpatrywał się w syna i nie poznawał go. Postarzał, w oczach miał zastygły ból i smutek, głęboka zmarszczka przecinała czoło. Wyglądał na zagubionego i zmęczonego. Może po prostu droga z Gdańska była długa i wyczerpująca. Sam nigdy nieOdeszła na emeryturę z nadzieją, iż syn kiedyś wróci, ale do końca swoich dni słuchał tylko milczenia pustego mieszkania.

Idź do oryginalnego materiału