„Przyjdź, kiedy będziesz mogła”
– Halo, Kasia? – rozległ się znajomy głos.
Od nagłego wzruszenia, które ścisnęło jej gardło, nie mogła wydobyć z siebie słowa. Gdyby nie cichy pomruk telewizora, stukot jej serca z pewnością obudziłby męża.
– Stęskniłem się. Nie mogłem już czekać. Cały czas o tobie myślę. Spotkajmy się – mówił przyjemny męski głos w słuchawce.
Kasia wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi. Oparła się o ścianę w przedpokoju. Nagle nogi stały się jak z waty, zupełnie nieposłuszne.
– Kasia, jesteś tam? – głos wołał, kusił, przerażał swoją realnością.
Nie powinna była odbierać. Szkoda, iż nie spojrzała na wyświetlacz.
Starała się zapomnieć, za wszelką cenę wymazać z pamięci tę szaloną noc. Powtarzała sobie, iż ma stabilne małżeństwo, dobrego męża, iż są razem od lat. Nic więcej jej nie potrzeba…
Z przyszłym mężem chodziła do jednej klasy. Witek był prymusem, wygrywał olimpiady z matematyki i fizyki. W liceacie zaczął nosić okulary, więc gwałtownie przylgnęło do niego przezwisko „Mądrala”. I słusznie. Był spokojny, trochę pulchny, z rumianymi policzkami – żywcem wyjęty z powieści Prusa.
Kasia, jak wszystkie dziewczyny w klasie, nie widziała w nim obiektu westchnień. Poprosić o ściągę, podpowiedzieć na klasówce – to co innego. Lubiła chłopaków wyrazistych, przystojnych, sportowych, z poczuciem humoru i odrobiną brawury.
Pewnego dnia spotkali się przypadkiem na ulicy, pogadali, wspomnieli kolegów z klasy. Witek nosił już soczewki. „W sumie całkiem miły” – pomyślała wtedy Kasia.
Witek skończył warszawską politechnikę, a Kasia jeszcze studiowała medycynę. Wymienili się numerami, tak na wszelki wypadek. Od matury minęło pięć lat, planowali zjazd klasowy. Witek obiecał zadzwonić, powiedzieć, gdzie i kiedy się spotkają. Kasia dała mu swój numer, ale nie zamierzała iść. gwałtownie o nim zapomniała.
Ale po kilku dniach zadzwonił i zaprosił ją do kina. Chłopaków miała od czasu do czasu, ale nigdy nie wychodziło nic poważnego. Ci, których lubiła, nie zwracali na nią uwagi. A ci, którzy się nią interesowali, jej nie pociągali.
– Idź, rozejrzyj się, bo zostaniesz starą panną – prorokowała mama.
I Kasia poszła z Witkiem do kina. Tak zaczęli się spotykać. Witek gwałtownie wyznał miłość i oświadczył się. Było z nim spokojnie. Pracował w dużej firmie, miał przed sobą świetlaną przyszłość.
– I jeszcze się wahasz? Bierz go i ulep, co chcesz – radziła mama. I Kasia się zgodziła.
Ich relacja była stabilna. jeżeli dochodziło do kłótni, to tylko z jej winy.
Później urodziła się córka. Teściowa nie wtrącała się, ale chętnie zajmowała się wnuczką. Rodzice Kasi też zawsze pomagali.
Na drugie dziecko Kasia się nie zdecydowała. Nigdy nie było między nimi namiętności. W łóżku też nie grzeszył wyobraźnią. Kasia czasem myślała, iż ich życie intymne jest zbyt rzadkie i przewidywalne. Ale z drugiej strony – była pewna jego wierności. Wielu koleżanek z pracy opowiadało ze łzami o zdradach mężów, rozwodach, samotnym wychowywaniu dzieci.
Córka dorosła, skończyła szkołę. Nie poszła w ślady rodziców – studiowała w Warszawie projektowanie i prowadziła dość burżuazyjne życie. Kiedy Kasia dzwoniła i pytała o pieniądze, córka śmiała się, iż babcie rywalizują, która bardziej ją rozpieszcza.
Tak, babcie kochały jedynaczkę ponad wszystko. Teściowa kiedyś namawiała Kasię na drugie dziecko – żeby każda miała wnuka. Kasia nie żałowała swojej decyzji. Czasem tylko dziwiła się, iż w ogóle udało im się córkę począć, biorąc pod uwagę jego podejście do spraw łóżkowych.
Tak płynęło im życie. A pół roku temu Kasię mianowano ordynatorką w przychodni, na miejsce przechodzącej na emeryturę poprzedniczki. Nowa praca pochłaniała mnóstwo czasu i energii. Ciągle jakieś zebrania, konferencje.
Na jednej z nich poznała Darka. Mężczyzn na sali było znacznie mniej niż kobiet. Wysoki, młody, zadbany – od razu zwrócił uwagę wszystkich pań. Starsze koleżanki traktowały go po macierzyńsku, ale również chętnie z nim gawędziły. Młodsze otwarcie flirtowały, przysiadały się w restauracji, rzucały spojrzenia.
Podczas bankietu kończącego konferencję Kasia chciała już wyjść. Nie lubiła takich imprez. Ale koleżanka z pokoju namówiła ją, żeby została.
– Najciekawsze rzeczy dzieją się właśnie na bankietach. Nigdy nie wiesz, kto może się kiedyś przydać – mówiła z przekonaniem.
I Kasia została.
Przemówienie organizatora przeciągało się w nieskończoność. Po godzinie szanowani lekarze i dyrektorzy klinik nie byli już do siebie podobni. Rozluźnieni winem opowiadali zabawne historie z pracy, bardziej przypominające dowcipy.
Kasia prawie nie piła, tylko dla towarzystwa. Śmiała się z żartów, ale myślami była już w domu. Gdy zaczęły się tańce, odsunęła się na bok, szukając dogodnego momentu do ucieczki.
– Też się pani nudzi? – podszedł Darek. – Uciekajmy stąd.
I Kasia z euforią przyjęła propozycję.
Szli długim korytarzem hotelowym, Darek opowiadał o swojej klinice.
– Chodźmy do mnie. Mam dobre francuskie wino, a nie ma z kim wypić. Jestem sam.
I Kasia się zgodziła. Sama nie wiedziała dlaczego. Może dlatego, iż nie chciała wracać do pustego pokoju. Albo dlatego, iż podobał jej się ten mężczyzna. I czuła, iż on też ją zauważył.
Siedzieli w jego pokoju, identycznym jak jej. Z sali bankietowej dobiegała znajoma melodia. Darek zamilkł, wsłuchując się w muzykę. Za oknem rozciągał się nocny Kraków, rozświetlony tysiącem lampek.
Kiedy ją pocałował, Kasia nie odepchnęła go. Ocknęła się już w jego łóżku. Nagle całe jej dotychczasowe życie wydało się nie do zniesienia nudne. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła z Witkiem.
W jego ramionach zapomniała o wszystkim. Nie wiedziała, iż to możliwe – raz unosiła się na fali emocji, by za chwilę runąć w przepaść, z której nie chciała wracać.
Ale wszystko ma swój konKiedy po latach stanęła przed lustrem w swoim nowym mieszkaniu, wiedziała już, iż czasami życie pisze scenariusze, których nie sposób wymazać, choćby gdyby bardzo się chciało.