Przyjaźnić się czy nie przyjaźnić?

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Przyjaźnić się czy nie przyjaźnić?

— Tato, no przestań już wybrzydzać jak mały! Nie każę ci się zapisywać do Ministerstwa Głupków, tylko do „Szkolnych Kumatych” — już od kwadransa Tomek bezskutecznie próbował zdigitalizować ojca i wrzucić go jako cyfrowego narybka w bezkresny ocean mediów społecznościowych. Ale ten się opierał.

— Nic mi nie trzeba! — ojciec chował stary telefon z klawiaturą, na który przyszedł już dziesiąty kod aktywacyjny. — Niech się wy tam w swoich sieciach wiercą jak śledzie, a mnie zostawcie w spokoju. Mam już wystarczająco nałogów — po co mi kolejny?

— Żebyś miał z kim pogadać. Znajdziesz dawnych kolegów z klasy, z pracy, z wojska…

— Obyś tego nie przeżył! — przerażony ojciec wyrzucił telefon przez okno. Na szczęście nie rozbił się — mieszkali na parterze. — Połowa z nich już na tamtym świecie! Jeszcze zdążę się z nimi spotkać.

— No to druga połowa żyje. Z nimi możesz porozmawiać. Bo teraz poza mną i Kasią kontaktujesz się tylko z oszustami telefonicznymi.

— A w przeciwieństwie do was, oni mnie słuchają! Wczoraj gadałem trzy godziny z menadżerem Eweliną z Zakładu Karnego nr 7. Wiesz, jak ciężko im proponować usługi dodatkowe po capstrzyku?

— Możesz chociaż spróbować? Jeden tydzień. Jak ci się nie spodoba, odpuszczę.

— Dobrze. Ale w takim razie pójdziesz ze mną na mecz w maju — postawił warunek ojciec.

— Mówiłem ci już, iż będę w pracy w Gdańsku — Tomek wypowiedział te słowa już na zewnątrz, przeszukując krzaki pod blokiem.

— Mówiłeś, iż może nie pojedziesz — wychylił się przez okno ojciec.

— Może nie pojadę. Dam ci znać. Dobra, daj mi pięć minut, wszystko ogarnę. Będziesz jak normalny człowiek rozmawiał z całym światem.

Syn wrócił z telefonem i usiadł przy starym komputerze.

— Na co mi ten wasz świat…

— Coś mówiłeś?

— Rejestruj już, cyfrowy dilerze.

Pomysł z „Szkolnymi Kumplami” od dawna forsowała żona Tomka, której teść uwielbiał dzwonić w najmniej odpowiednich momentach i zaczynać trzydziestominutowe monologi. Po pierwsze, niech innym opowiada swoje nudne historyjki. Po drugie, może rzadziej będzie wychodził z domu. Bo tych starych ciągnie gdzieś w siną dal. Wyjdą po promocyjny chleb — i szukaj potem po całym województwie z psami.

— Mówisz teraz o moim ojcu — przypominał Tomek.

— No to się na swoim wzoruję — ripostowała żona.

Na tym zwykle się kończyło.

— Tomek, jakiś nieznany typ prosi się do znajomych — zdenerwowany ojciec zadzwonił jeszcze tego wieczoru.

— No i super! Dodaj go, pogadacie.

— Tomek, pierwszy raz go widzę. Skąd on w ogóle wie, iż istnieję? choćby nie zaglądałem do tych waszych sieci. Co za bezczelność włazić tak bez zaproszenia na czyjąś stronę?

— No przecież wypełnialiśmy dane: szkoła, praca, wojsko, zainteresowania. Może razem chodziliście do podstawówki…

— Tomek, kiedy to było? Przed potopem?

— No to pewnie wspólnie mamuta w jaskini ćwiartowaliście. Spróbuj, pogadaj. Może macie wspólne tematy. Dobra, tato, muszę pracować.

— Oj, Tomek, narobiłeś mi problemów…

Następny telefon odezwał się dopiero po czterech dniach:

— Tomek, odbierzesz mnie z dworca?

— Z dworca? Co ty tam robisz o tej porze? — spytał syn, spoglądając na zegarek. Chyba żona miała rację — ojciec zmieniał się w wędrownego staruszka.

— Czterdzieści minut czekam na ten przeklęty autobus. Lepiej by było iść piechotą, ale złamało mi się kółko w walizce.

— Nie ruszaj się, zaraz będę!

— Jasne, iż nie ruszę, skoro dogadałem się do osobistego szofera na chińskiej furmance.

Tomek znalazł ojca na ławce przed dworcem. Mężczyzna wyglądał niecodziennie schludnie: ogolony, wyprasowany, w nowych butach.

— Skąd taki wystrojony? — spytał Tomek, ładując walizkę do bagażnika.

— Od Darka Żurawskiego. Mieszka w Kielcach — burknął zmęczony ojciec.

— Byłeś w Kielcach? Przecież to pięć godzin drogi! I kto to w ogóle ten Darek Żurawski? Pierwsze słyszę.

Tomek zapiął pas, potem ojca i ruszył.

— Kolega. Z tych twoich „Szkolnych Kumplów”… — ojciec patrzył przez okno, intensywnie o czymś rozmyślając. — Chociaż przyjaźń jeszcze pod znakiem zapytania. On kibicuje Legii, a wiesz, jak ja się do tego klubu odniosę…

— Czekaj — Tomek zwolnił przed leżącym policjantem. — Dopiero się poznaliście, a ty już pojechałeś go odwiedzić?

— Oczywiście! — ojciec zdziwił się pytaniu. — Nie dodaję byle kogo. Trzeba sprawdzić, jaki to człowiek: pogadać, spojrzeć w oczy, dowiedzieć się, czym oddycha, za kogo głosuje.

— Tato, przyjaźń w sieci nie wymaga tego wszystkiego. Możecie się poznać zdalnie. Na tym polega urok.

— A dzieci też teraz zdalnie się robi?

— Co to ma do rzeczy?

— Ma, Tomek! Nie nawiązuję relacji z kimś, kogo nie poznałem na żywo. Otaczam się tylko sprawdzonymi ludźmi. Kropka.

— Dobra, dobra, uspokój się! — Tomek zrozumiał, iż może odstraszyć ojca, który znów zamknie się w sobie. — Ale następnym razem daj znać, jeżeli gdzieś pojedziesz. Żebym wiedział, gdzie cię szukać.

— Rozkaz! — ojciec przyłożył dłoń do niewidzialnej czapki, a potem poprosił syna o zakup nowego telefonu z internetem.

Następny telefon odezwał się w sobotę, gdy Tomek był w delegacji:

— Lecę do Olsztyna, wrócę w poniedziałek.

— Tato, mam słaby zasięg. Wydawało mi się, czy powiedziałeś, iż lecisz do Olsztyna?

— Zasięg masz dobry. Właśnie tam lecę. Mam nowego znajomego. A adekwatnie dwóch. Okazało się, iż służyliśmy w tej samej jednostce, tylko w różnych latach. Nie martw się — zamówię taksówkę z aplikacji, już się nauczyłem.

— Tato, oszalałeś! Siedź w domu! niedługo wracam i pójdziemy na twój mecz. Nie leć nigdzie! — Tomek zrozum”Tomek spojrzał na ekran, gdzie migotała nowa wiadomość od tajemniczej Zuzanny z Gdańska, i postanowił, iż tym razem to on wyruszy w nieznane, zostawiając kluczyk od mieszkania na stole i uśmiechając się pod nosem, jakby wreszcie zrozumiał, iż świat jest zdecydowanie za mały, by trzymać go w telefonie.”

Idź do oryginalnego materiału