Przygotowujemy na przyszłość

newsempire24.com 5 godzin temu

— Właśnie po to was wychowałam.

Głos mamy w telefonie brzmiał tak stanowczo, iż Lila niemal poczuła, jak po jej nerwach przejeżdża walec. Przycisnęła słuchawkę ramieniem, jedną ręką trzymając garnek, a drugą mieszając owsiankę.

— Mamo, ale już się umówiliśmy. W sobotę jedziemy do rodziców Jacka — powiedziała Lila, starając się ukryć nerwowość w głosie. — Obiecaliśmy pomóc w ogrodzie. Tam pracy jak w urzędzie.

— A u mnie to się samo zrobi? — syknęła Krystyna, prychając. — Znowu ten spawacz się rozpił. Trzeba pudła przenieść. Wpadnijcie rano — do obiadu się wyrobicie. Potem możecie jechać na swoje grządki.

Lila opadła na krzesło, czując, jak przyspiesza jej puls. Te rozmowy zawsze wyglądały tak samo. Mama nigdy nie prosiła. Wymagała. A jej argumenty były ciężkie jak bryła, z posmakiem moralnego długu. Albo choćby — długu hipotecznego.

— Mamo, już obiecaliśmy. Oni i tak rzadko nas widzą. Nie mogę tak odwołać z dnia na dzień — powtórzyła, choć wiedziała, iż to bez sensu.

— A, tak? — Krystyna podniosła głos. — Więc ja tyle dałam swojej córce, a ona i tak patrzy w lewo?

Lila zamknęła oczy. No i zaczęło się.

— Pamiętasz swój ślub? Kto wam dał na mieszkanie? Teściowie? Oni sami ledwo remontują tę swoją ruderę. Gdyby nie ja, do dziś byście skakali po wynajmowanych.

Jacek słyszał wszystko z sąsiedniego pokoju. No, prawie wszystko. Resztę mógł się domyślić po reakcji żony. Już stał w drzwiach kuchni, oparty o futrynę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Lila niemal *czuła* jego wzrok na sobie. Przerwała rozmowę i spojrzała na męża.

— Wszystko słyszałeś? — spytała ostrożnie.
— Wszystko, co trzeba — odparł krótko. — Niech więcej nie dzwoni. Myśli, iż nas kupiła?

Lila chciała zaprotestować, ale słowa utknęły jej w gardle. Rozumiała Jacka. Za każdym razem, gdy mama „przypominała” im o swojej pomocy, czuła się, jakby mieszkała nie u siebie, tylko na wynajmie. A właścicielka była jej własną matką.

Jacek wyszedł na balkon, wyciągając po drodze paczkę fajek z kieszeni. Drzwi zatrzasnęły się tak, iż Lila aż drgnęła.

Siedziała ze spuszczoną głową. Kiedyś myślała, iż mama po prostu się martwi, iż chce, by córka miała lepiej. Ale teraz w tej beczce miodu pływał smolisty łyk.

Na ślubie Krystyna była w swoim żywiole. Weszła w ognistoczerwonej sukni, jakby to nie córka wychodziła za mąż, tylko ona sama. Wystawny stół, zespół na żywo, dwóch konferansjerów… Wszystko dzięki niej.

Gdy przyszło do prezentów, matka wstała, uniosła kopertę i oznajmiła z uśmiechem:

— Drogie dzieci, to wasz start w życie. Życzę wam wszystkiego najlepszego…

I podała kwotę. Nie po cichu, nie na ucho, tylko tak, by słyszeli wszyscy, w tym teściowie.

Lila poczuła, jak Jacek ściska jej dłoń pod stołem. Jego rodzice — Zofia i Marian — wręczyli swój prezent później, skromnie, bez cyfr, ale z ciepłem w oczach.

— Bogaci nie jesteśmy, ale to od serca — powiedział Marian, lekko się czerwieniąc. — Szczęścia i cierpliwości. I żebyście umieli słuchać siebie nawzajem.

Krystyna w tym momencie zajęta była rozmową z dalekim kuzynem. Słowa teściów ją nie wzruszyły. Dla niej liczyły się liczby.

Lila spojrzała na swoje bladokremowe ściany kuchni, na ekspres do kawy, na porcelanowy serwis. Wszystko w ich mieszkaniu zaczęło się od tamtej koperty. Remont, sprzęt, meble.

Zawsze myślała, iż mama po prostu chce pomóc. Ale teraz zaczynała rozumieć: to nie był prezent, tylko inwestycja. A każda prośba to kolejna próba ściągnięcia raty.

Minął tydzień. Potem drugi. Kontakt był, ale suchy, tylko z inicjatywy Krystyny. Lila czasem sięgała po telefon, ale od razu się powstrzymywała. Nie, nie była zła. Po prostu nie chciała kolejnego prysznica z pretensji.

Jacek teraz w ogóle nie odbierał u teściowej.

— jeżeli chcesz, chodź sama — powiedział żonie. — Ja nie zamierzam wysłuchiwać, iż mam „odpracowywać” prezent. W mojej rodzinie nie mamy inwestorów.

To zabolało, ale Lila przemilczała. W czym on nie miał racji?

Czuła, iż nie da rady wiecznie omijać drażliwych tematów. Kiedyś zebrała się na odwagę i spróbowała porozmawiać z matką.

— Mamo, naprawdę bardzo nam pomogłaś i doceniamy to — zaczęła ostrożnie. — Ale wdzięczność to nie obowiązek.

Krystyna uniosła brwi, szeroko otworzyła oczy i spojrzała na córkę, jakby usłyszała największą bzdurę świata.

— Jak to? A o oddawaniu nie słyszałaś? O szklance wody na starość? Dzieci mają pomagać rodzicom. Właśnie po to was wychowałam.

W sercu Lili coś pękło. Chyba od dawna to czuła, ale te słowa…

Przypomniał jej się inny moment. Wybór mieszkania. Godzinami przeglądała Otodom i Gumtree. Jacek sprawdzał odległość do metra, porównywał remonty, układ. Trafili na prawie idealne — kawalerkę na przedmieściu, schludną, z balkonem, nową podłogą. Nie pałac, ale przytulnie. I *w ich budżecie*.

Krystyna, gdy się dowiedziała, zaproponowała dołożenie się do dwupokojowego.

— Co wy tam będą się tłoczyć? A z dziećmi później jak? Mogę pomóc, bez problemu. Potem podziękujecie.

— Ta nam wystarczy — odparł krótko Jacek. — Chcemy sami.

Lila wtedy uznała, iż przesadza.

— Jacek, spinasz się, jakby mama miała domagać się odsetek — śmiała się. — To nie bank.

Krystyna skrzywiła się, ale w końcu ustąpiła.

— Róbcie, jak uważacie. Chciałam dobrze.

Teraz Lila była Jackowi wdzięczna za jego podejrzliwość. Inaczej ich dług byłby znacznie większy.

Ostatnio choćby teściowie, zawsze mili i życzliwi, trzymali jakiś chłodny dystans. Zofia rozmawiała z nią oschle, bez dawnego zapału. Marian rzucał kąśliwe żarty,— W końcu któregoś wieczoru, gdy siedzieli z rodz— W końcu któregoś wieczoru, gdy siedzieli z rodzicami Jacka w ogrodzie, patrząc na rozgwieżdżone niebo, Lila zrozumiała, iż spokój jest więcej wart niż wszystkie pieniądze świata.

Idź do oryginalnego materiału