Przeżyliśmy 30 lat małżeństwa, a rozstaliśmy się z zabawnego powodu

przytulnosc.pl 1 dzień temu

Cóż tylko nie było w naszym życiu rodzinnym przez te 30 lat.

Pewnie w każdej rodzinie jest podobnie – czasem miłość na wieczność, a czasem kłótnia.

Dwa razy pokłóciliśmy się na tyle, iż prawie doszło do rozwodu.

Jednak najważniejsze jest to, iż w rzeczywistości przez cały ten czas nie zamierzaliśmy się rozwodzić.

A jednak rozstaliśmy się, można powiedzieć, w podeszłym wieku.

A powód rozwodu – zabawny jak to powiedzieć – jedzenie.

Tak, tak! Zwykłe jedzenie.

Ale pozwólcie, iż opowiem wszystko po kolei.

Pierwsza kłótnia

Nie rozstaliśmy się w takich okolicznościach, jakoby sam Bóg nakazał.

Na przykład, kiedy przyłapałam męża na zdradzie.

No nie do końca, to nie była zdrada z intymem.

Jednak czy to nie zdrada, jeżeli mój mąż całował się z moją przyjaciółką w naszej własnej kuchni?

Od tego momentu wyeliminowałam przyjaciółkę, znaczy, z mojego życia.

A męża zostawiłam przy sobie.

Trochę go podrażniłam – groziłam rozwodem, choćby machałam dokumentami, mówiąc, iż złożę pozew rozwodowy.

A potem wybaczyłam.

Powiedziałaś sobie, iż uwierzyłam jego wyjaśnieniu, iż był mocno pijany i nie zorientował się, kto go całował w tej kuchni.

– Przecież pamiętasz, było ciemno, a on był pijany – tłumaczył się mąż, a potem dodał ciężką artylerię – nie do przełamania argumentem. – A o twojej Ludmiwie już dawno ci mówiłem, żebyś się z nią nie przyjaźniła… Jest skręcona, słaba w jednym miejscu… A ty nie uwierzyłaś. Czekałaś, aż zacznie uwodzić twojego męża.

Druga kłótnia na temat „rozwodu i dziewczęcego nazwiska”

Po raz drugi oboje przypuknęliśmy i groziliśmy sobie nawzajem rozwodem.

A wszystko dlatego, iż przez dziesięć lat znosiłam terror teściowej podczas jej inspekcyjnych kontroli, które przeprowadzano prawie co tydzień według jednego algorytmu:

1. **Kontrola lodówki** pod kątem obecności gotowego i przygotowanego jedzenia oraz produktów na przekąski;
2. **Kontrola stanu sanitarnego wszystkich pomieszczeń**;
3. **Dyskusja, a częściej krytyka** zakupionych przeze mnie nowinek ułatwiających domowy trud – na przykład długo nie mogła pogodzić się z pojawieniem się u nas multicookera i zmywarki.

Pierwsze lata wstydziłam się sprzeciwić teściowej, a ona miała dość. Mój mąż najwyraźniej przyzwyczaił się do takiego zachowania mamy i też nie sprzeciwił się.

Aż po dziesięciu latach wybuchłam.

– Słuchaj, – powiedziałam mężowi. – Albo ty sam porozmawiasz z Anną Maciejewską, albo będę musiała to zrobić ja.

– A co takiego ona robi – no, pogląda, doradzi. Wyrazi swoje zdanie, więc co? Nie wybiegaj!

– A co tu jest takiego… Wyobraź sobie, gdyby mój ojciec przyszedł i zacząłby… zacząłby… – tu się zatrzymałam, bo nie mogłem wymyślić, gdzie teściarz mógłby włożyć swój nos, żeby obrazić zięcia. I nic lepszego nie wpadło mi do głowy, jakby powiedzieć następujące. – Zacząłby wkręcać się pod maskę twojego samochodu i sprawdzać stan…

– Ha-ha-ha… To ja sam mu otworzyłbym maskę… niech tato spojrzy doświadczeniem… – mój mąż, nie do przełamania, zaśmiał się, wystawiając mnie na kompletną idiotkę.

– Jeden słowem, nie chcę, żeby twoja mama przychodziła i wtykała swój nos w nasze sprawy domowe, zrozumiała?!

Tak się początkowo pokłóciliśmy z mężem.

Potem pokłóciłam się z teściową.

Potem jeszcze bardziej z mężem.

– Koniec! Jesteś psychopatką! Rozwód! – krzyczał na mnie mąż.

– A ty jesteś koszyczkiem mamusi, a nie mężem! Rozwód! – naśladowałam go.

W końcu po tygodniu pogodziliśmy się z mężem.

A Anna Maciejewska była wkurzona aż do Nowego Roku, a potem zaczęła powoli zbliżać się do nas w kuchni.

Jednak siedziała spokojnie i nie przesiadywała długo.

Rozwód po 30 latach małżeństwa

A teraz, gdy nie ma już szczególnych powodów do takich wielkich kłótni, doszliśmy do rozwodu.

Zaczęło się od różnych koców.

Nie kłóciliśmy się.

Po prostu nagle chciało mi się spać pod różnymi kocami – gdzieś czytałam, iż to choćby wprowadza nowość w intymne relacje.

Nowości w intymie nie poczułam, ale podzielne spanie z mężem mi się spodobało.

I to był pierwszy krok.

Drugim stała się moja zazdrość. Nieuzasadniona.

Po prostu zauważyłam, iż wśród znajomych męża jest sporo pięknych, zadbanych kobiet, które nie wstydzą się wystawiać swoich zdjęć w kostiumach kąpielowych do ogólnego podziwu. Mają świetne figury, jak młode dziewczyny.

– Koleżanka z klasy, koleżanka z uczelni, koleżanka z pracy… – odpowiadał mężowi, gdy zazdrosnie wskazywałam na nie palcem.

– Ta-a-a-ak… – zasmuciłam się i pomyślałam. – A dlaczego tak się sama zaniedbałam?

I poszłam na siłownię, gdzie zaczęłam pilnie spalać tłuszcz na kardio i wzmacniać mięśnie na różnych ciężarach.

Po pół roku przemieniłam się, zrzucając 10 kg.

Lubiłam patrzeć na siebie w lustrze, zaczęłam kupować modne ubrania.

A potem zrozumiałam, iż jeżeli będziemy jeść razem z mężem, to musiałabym całe życie pocić się na tych sprzętach, żeby znowu nie przytyć.

I powoli przeszłam z mężem na osobne odżywianie.

Najpierw coś mu gotowałam, ale jedliśmy o różnych porach, żeby nie kuszyć się kalorycznym jedzeniem.

A potem w ogóle zaczęliśmy jeść osobno – mąż ma swoją półkę w lodówce, a ja swoją.

Tak, w ogóle, nie potrzebuję półek – bo kolacjauję szklanką kefiru lub jogurtu.

Śniadam filiżanką kawy. A obiadam w kawiarni przy pracy.

Po roku zrzuciłam jeszcze siedem kilogramów i z przerażeniem zrozumiałam – oto jestem taka szczupła… Zupełnie nie gorsza od tych dziewczyn, które są wśród znajomych męża.

A samego męża już u mnie nie ma.

Ani w łóżku.

Pamiętasz, iż zaczęło się od osobnych koców? Tak więc potem mąż przeniósł się na osobną sofę.

Ani w domu.

Zniknęły nasze duchowe wieczorne rozmowy przy kolacji, ponieważ zniknęły same kolacje.

Przestaliśmy być bliskimi ludźmi, potrzebnymi sobie nawzajem.

A kiedy to zrozumiałam, było już za późno.

– Na kogo się podobasz? – z zdziwieniem patrząc na mnie, powiedział. – Byłaś kobietą w soku, a przekształciłaś się w wyczerpaną mamutnię.

A potem się rozwiedliśmy.

Cicho, bez kłótni, podzieliliśmy mieszkanie i się rozprowadziliśmy.

Mąż niedługo zaczął się spotykać z dużą, różową „babanecją”, z którą wieczorami narządzał sobie niezdrową, kaloryczną żywnością, na przykład kurczakiem grillowanym czy smażonymi ziemniakami. O tym dowiedziałam się od wspólnego znajomego.

A ja piję swoją szklankę kefiru wieczorami w samotności…

Idź do oryginalnego materiału