Przeszłość nie puszcza, dopóki nie naprawisz…
W kawiarni tłok. Wojciech zawczasu zarezerwował stolik, by świętować urodziny, bo inaczej nie mieliby gdzie usiąść. Przyszli, gdy jeszcze świeciło słońce, a teraz za oknami panowała ciemność. Klimatyzatory pracowały na pełnych obrotach, grała muzyka. Wokół okien migotały niebieskawym światłem świąteczne lampki, nadając sali świąteczny nastrój. Brakowało tylko choinki.
— Wojtku, chodź, świętujmy — szepnęła żona Wojciecha, Weronika, opierając głowę na jego ramieniu. Na małym parkiecie przed barem tańczyły już dwie pary.
— Zaproś Adama, ja posiedzę — mrugnął do przyjaciela.
— Chcę z tobą. Choć raz — nalegała Weronika.
— Naprawdę, idźcie, nie patrzcie na mnie. Ja już pójdę. Mama zasypuje mnie sms-ami. Nie chcę wystawiać jej cierpliwości na próbę. Wojtek, jeszcze raz — wszystkiego najlepszego — Adam wstał, uścisnął dłoń przyjaciela i skierował się ku wyjściu.
— My jeszcze posiedzimy, co? Tak tu przyjemnie — usłyszał za sobą głos Weroniki.
Po klimatyzowanej sali ulica przywitała go wilgotnym skwarem, mimo późnego wieczora. Pił niewiele, a w głowie miał mgłę, nogi jak z waty. Pewnie przez upał. W kieszeni zadrgał telefon. Adam z trudem go wyjął.
— Adaś, gdzie jesteś? Kiedy wrócisz? — zapytała zmartwionym głosem matka.
— Mamo, już idę, nie martw się.
— Jak nie mam się martwić? Już prawie jedenasta — w jej głosie zabrzmiał wyrzut.
— Zaraz będę… — rozłączył się.
Przyspieszył kroku, próbując głęboko oddychać, by wytrzeźwieć.
W sercu zrodziła się irytacja. Ma już dwadzieścia cztery lata, a matka dzwoni, gdy tylko się spóźni, jakby wciąż był małym chłopcem. Jak tu się umawiać z dziewczyną? „Przepraszam, kochanie, mama kazała wrócić wcześniej?” W duchu złościł się na nią, ale rozumiał jej lęk i nigdy się nie sprzeciwiał. Nie był maminsynkiem — po prostu wiedział, dlaczego tak się o niego trwoży.
Trzynaście lat temu zginęła jego siostra, Kinga. Nazajutrz po pogrzebie ojciec umarł na zawał, nie przeżywszy straty ukochanej córki. A Adam wiedział, iż to jego wina — śmierci siostry i ojca. Tak przynajmniej myślał. Żadne słowa pociechy nie mogły uwolnić go od tego poczucia winy.
— Miałeś jedenaście lat. Co mogłeś zrobić przeciw trzem dorosłym chłopakom? I tak było za późno, by jej pomóc. Nie stchórzyłeś, tylko pobiegłeś po pomoc — mówił mu Wojciech.
Tak było, ale Adam wciąż się obwiniał. To odbierało mu odwagę, by zbliżyć się do kobiet. Wydawało mu się, iż i one wiedzą o jego tchórzostwie. choćby Weronika. Poznał ją pierwszy, chodzili kilka razy do kina, choćby się całowali — to ona w ciemnej sali pierwsza wzięła go za rękę. Ale potem przedstawił ją Wojciechowi.
— Weronika i Wojciech — to przeznaczenie — zaśmiał się przyjaciel.
Wkrótce Weronika wyznała, iż zakochała się w Wojtku i wybiera jego. Co miał zrobić? Miłość nie da się zmusić. Pół roku temu wzięli ślub, a Adam był ich świadkiem. Żałował tylko trochę. Weronika w białej sukni wyglądała przepięknie.
— Kiedy ty przyprowadzisz narzeczoną? — pytała matka.
— Jak znajdę taką jak ty, od razu się ożenię — żartował.
I nie kłamał. Matka była smukła i piękna, choćby w swoich pięćdziesięciu dwóch latach, choćby po podwójnej stracie i posiwieniu. Kinga była do niej podobna — smukła jak brzózka, o regularnych rysach, śniadej cerze i szarych oczach. Adam lubił patrzeć, jak czesze długie włosy. W domu zwykle wiązała je w kucyk albo spinała na karku. Gdy wychodziła, zdejmowała spinkę i potrząsała głową. Lśniące, jasne włosy rozsypywały się po plecach jak wodospad. Z wiekiem stałaby się jeszcze bardziej podobna do matZ czasem rany się zabliźniły, a Adam zrozumiał, iż nie musi już uciekać od przeszłości, bo nauczył się z nią żyć.