— Krzysztof, na pewno wszystko zabrałeś? Nie musisz sprawdzić jeszcze raz? — krzyknęłam, zatrzymując się przed zamkniętymi drzwiami do łazienki.
— Kasia, przestań! Spakowałem wszystko — całą walizkę, sama widziałaś — odpowiedział przez szum prysznica. Ale jego głos… głos zadrżał. Czy mi się wydawało?
— Walizkę widziałam. Ale co do niej wepchałeś — to już nie — mruknęłam, odchodząc w bok.
— Kasia, zrób mi kawę, dobrze? Mocną. Bez mleka — dodał już spokojnym tonem, zakręcając wodę.
Poszłam do kuchni, wyjęła turek, nalałam wody, wsypałam zmieloną kawę, szczyptę soli — tak lubił. Mieliśmy ekspres, ale Krzysztof uwielbiał kawę gotowaną przeze mnie. „Jesteś taka opiekuńcza” — powiedział wczoraj, wracając późno z pracy i widząc, jak po babcinemu zawinęłam kolację w ręcznik, żeby nie ostygła.
Ostatnio coraz częściej zostawał po godzinach — niby w pracy. Budował karierę. Szykował się do awansu. A ja? Cicho go wspierałam. Gotowałam, prasowałam, znosiłam.
— Boski zapach boskiego napoju! — powiedział Krzysztof, wchodząc do kuchni i odgarniając mokre włosy z czoła. Usiadł przy stole, sięgnął po kubek.
— Kasia, dziś przychodzi dostawa — zamówiłem pokrowce do auta. Odbierz, dobrze? Płatne przy odbiorze — powiedział, wsypując do kawy łyżeczkę cukru.
— Jasne. Jak zawsze — siadłam naprzeciwko.
— Wyjazd służbowy w najgorszym możliwym momencie — westchnął. — Ale nie mogę odmówić. Sam rozumiesz — szansa, może jedyna. Starszy menedżer — to nie żarty.
— Tak… Nie sądziłam, iż na takim stanowisku będziesz musiał jeździć po Polsce.
— Kaprysy szefa. Dobra, mam jeszcze pół godziny, sprawdzę coś na telefonie.
Wstał, poszedł do drugiego pokoju. Kubka po sobie nie zabrał. Jakby mi na tym zależało. I tak był już na krawędzi.
Sięgnęłam po jego kubek, gdy nagle telefon zadrżał — wiadomość. Otworzyłam.
*„Kasia, Krzysztof kłamie. To nie służbówka. Leci z Martą Kowalską do Włoch. Powstrzymaj go, póki nie jest za późno. Zrujnuje sobie życie.”*
Ania. Jego młodsza siostra.
Coś we mnie pękło. On… z Martą? Niemożliwe. Żart? Ale Ania nie była typem, który żartuje w ten sposób. I na pewno by nie kłamała.
Świat przed oczami zamglił się. Powietrze stało się ciężkie jak beton. Ledwo łapałam oddech. Wstałam, nalałam sobie wody — i opadłam z powrotem na krzesło.
Chciało mi się wyć. Krzyczeć. Roztrzaskać wszystko w drobny mak. Ale w głowie tylko jedno: *„Za co?”*
Zwinęłam złość w pięść. Chciałam rzucić się na niego, urządzić scenę, zerwać maskę. Ale… nie zrobiłam tego. Nie zasłużył.
Niech leci. A ja przygotuję mu niespodziankę. Nie awanturą — działaniem.
Otworzyłam aplikację bankową. Na wspólnym koncie — sto dwadzieścia tysięcy złotych. Niespodzianka — brakowało już trzydziestu. Mojego. Moich honorariów za projekty, mojej pracy po nocach. A on… moimi oszczędnościami wozi swoją dawną miłość na wakacje.
O Marcie wiedziałam. Krzysztof sam opowiadał, Ania też kiedyś wspomniała. Szkolna miłość, przelotny romans. Porzucała go dwa razy — raz dla starszego faceta, raz dla kogoś „z perspektywami”. A teraz wróciła. Krzysztof znowu dał się złapać. I znowu kłamie.
Mógł powiedzieć wprost: *„Kasia, kocham inną. Przepraszam.”* Byłoby boleśnie. Ale nie tak podle. A on? Jak szczur. Wziął pieniądze, nakłamał o wyjeździe, walizkę spakował…
No cóż. Resztę wypłacę ja. Dziś. Do ostatniego grosza. Potem — rozwód. Jego rzeczy — kurierem do rodziców.
Sprawdziłam kalendarz — jutro w południe ważna prezentacja online. jeżeli pójdzie dobrze — wezmę urlop. Nie do Włoch, oczywiście. Do Portugalii, na przykład. Albo gdzie indziej, gdzie nie było jeszcze jego śladu.
— Kasia, wychodzę, wcześniej muszę wyjechać — zajrzał do kuchni, elegancki, w krawacie.
— Pa. Udanej służbowki — wycharczałam, ściskając kubek w dłoni.
— Co za ton?
— Wydało ci się.
— Będę tęsknił…
— Wątpię, żebyś miał na to czas.
— Nie odprowadzisz?
— Wolę pozmywać.
— No dobra, lecę.
— Idź.
Drzwi zatrzasnęły się. Krzysztof choćby nie podejrzewał, iż odchodzi na zawsze. Jutro zmienię zamki.
Usiadłam na krześle. Rozpłakałam się. Gorzko. Z rozpaczy, z upokorzenia. Zdrajca.
Znowu wiadomość od Ani:
*„Kasia, jak tam?”*
Otarłam łzy, wybrałam jej numer.
— Ania, skąd informacje?
— Koleżanka Marty powiedziała. Znów się do niego przyczepiła. Krzysztof dał się złapać. Kasia, przepraszam, że…
— Dzięki, iż mnie uprzedziłaś. Nie zatrzymałam go. Niech leci.
— On jest idiotą. Ona po raz trzeci go wykorzysta.
— Jego wybór. Ania, nie mów mu, iż wiem.
— I tak nie mam ochoty z nim gadać. Ma mnie dość!
— Dzięki. Chcę, żebyśmy zostały w kontakcie. choćby po rozwodzie.
— Oczywiście, Kasia. Trzymaj się.
Znowu otworzyłam bank. Kolejne pięćdziesiąt tysięcy mniej. Spieszno mu? Nie. Uspokoiłam się. Po prostu przelę resztę mamie. Swojej. On już nie ma tu prawa.
— Mamo, przelewam ci sto dziesięć tysięcy. Resztę on zabrał.
— Co się stało, córeczko?
— Rozwodzimy się. Leci z kochanką do Włoch.
— Jezu… Kasia, trzymaj się. Jesteśmy z tobą. To minie. Jeszcze spotkasz kogoś godnego.
— Nie, mamo. Nie szukam nikogo. Może po prostu urodzę sobie dziecko. I tyle.
— Cóż… to też sposób. Swoją drogą, ciocia Ewa ma siostrzeńca… przystojny…
— Mamo, nie teraz.
— No dobrze. Ważne, żebyś się nie załamywała.
Rozłączyłam się. Wzięłam się w garść. Jutro będzie nowy dzień. Krzysztof odsJutro obudzę się silniejsza, a jego wspomnienie będzie tylko pyłem na drodze do mojego szczęścia.