Przepraszam, iż tak długo…
Dawid dawno nie był w domu. Pierwsze dwa lata, studiując w innym mieście, jeszcze przyjeżdżał na wakacje. Mama, oczywiście, karmiła go na zabój, gotując wszystko, co lubił. Po trzech, czterech dniach, gdy się już oporządził, zaczynał się nudzić. Wszyscy znajomi rozjechali się po świecie, nie było co robić.
Miasteczko niewielkie, znał je na wylot, w parę godzin można je było obejść. Prześpiąc się i pomęczywszy jeszcze tydzień, zaczynał się wyrywać z powrotem do dużego miasta.
Mama namawiała go, żeby został jeszcze, ale Dawid wymyślał nieistniejące sprawy i z lekkim sercem wyjeżdżał. Wielkie, hałaśliwe miasto go przyciągało. Tam się nie umierało z nudów, tam było wesoło. A tu? Nuda i pustka aż zęby bolały.
Na trzecim roku zaczął pracować w barze szybkiej obsługi. Pracował wieczorami, aż do zamknięcia, akurat gdy młodzież się zlatywała. Takie życie mu się podobało. No i grosz do grosza. Ze stypendium by nie przeżył. Odmówił pomocy mamy. Mama dzwoniła, prosiła, żeby przyjechał chociaż na święta. Obiecywał, choć w barze zaczynał się wtedy sezon.
Minęły ferie, zaczęły się zajęcia. Wyjazd do domu Dawid odłożył na letnie wakacje. Ale gdy nadeszło lato, przeszedł na pełny etat. Życie w dużym mieście buzowało, czas leciał jak szalony. Nagle już miał dyplom w ręku. Świętowali z rocznikiem kilka dni – kto wie, kiedy się jeszcze zobaczą?
A potem kolega zaproponował wyjazd do pracy w Turcji.
– Jedź ze mną. Idealnie się nadajesz. Tylko musisz zdecydować teraz. Trzeba zdążyć z dokumentami. Typ, z którym miałem jechać, się wycofał. Dziewczyna wpadła, postanowił się ożenić. Więc decyduj się, nie pożałujesz. Kontrakt na rok. Angielski znasz, turecki podszkolisz.
Póki młodzi, świat zobaczymy. Później praca, żona, dzieci, wyjazdy do zagranicy raz na trzy lata na tydzień. Tańcz, póki młody, chłopcze – zanucił fałszywie kolega.
Dawid się zgodził. Zaczęły się gorączkowe dni biegających po lekarzach za zaświadczeniami, formalnościami. Tuż przed wyjazdem zadzwonił do mamy. Z poczuciem winy obiecał, iż wróci za rok i na pewno przyjedzie.
– Jak to, synku? Na cały rok wyjeżdżasz? Chociaż na jeden dzień przyjedź. Już zaczynam zapominać, jak wyglądasz – błagała mama.
– Przepraszam. Jutro lecę, bilety już mam. Nie mogę zawieść firmy i kolegi. No już, mamo, kocham cię, będę dzwonił…
W Turcji mieszkali w hotelu, tam też jedli. Kto chciał, wynajmował sobie mieszkanie. Pieniędzy nie wydawali, oszczędzali. Robili tam, co się dało. Nie można było się rozluźnić, za najmniejsze przewinienie kara. Ale Dawidowi się podobało.
Wrócił po trzech latach. Od razu wziął kredyt na mieszkanie, znalazł pracę. Do mamy dzwonił, ale w biegu. Obiecywał przyjazd, tylko musi się zorientować w sprawach. Ale jedne sprawy zastępowały drugie.
W weekend poszli z kolegą odpocząć do klubu. Pili, tańczyli, bawili się. Dawid obudził się w łóżku z dziewczyną. Czy ładna, czy nie – nie potrafił ocenić. Na jej twarz spadł kosmyk ciemnych włosów. Nie śmiał ich odgarnąć, żeby jej nie obudzić. Nie pamiętał ani jej imienia, ani jak się znalazła w jego mieszkaniu.
Ostrożnie wysunął się spod kołdry i poszedł do kuchni. Wypił wodę prosto z kranu, potem wskoczył pod prysznic. Długo stał pod mocnymi strugami wody, zastanawiając się, jak grzecznie ją wykopać.
A gdy wyszedł z łazienki, roznosząc wokół zapach żelu pod prysznic, już niemal trzeźwy, dziewczyna właśnie gospodarowała w kuchni. Na szczęście okazała się ładna. Miała na sobie tylko jego koszulę, która odsłaniała zgrabne nogi. Wyglądała tak oszałamiająco, iż Dawid od razu zapomniał, iż chciał ją wyrzucić. W kuchni unosił się zapach kawy, na talerzu leżały plasterki sera.
– Przepraszam, ale w lodówce nie znalazłam nic więcej… – uśmiechnęła się do niego.
Po kawie wrócili do łóżka…
Dziewczynę nazywała się Lana. Dawid wątpił, czy to jej prawdziwe imię, ale nie pytał. Co za różnica? Ważne, iż bez zahamowań i konwenansów. Lana została u niego miesiąc.
Lubiła go, pociągała go seksualnie. A czego więcej miałby chcieć młody facet? Z nią było łatwo i wesoło. Gotować nie lubiła i nie umiała. Zamawiali jedzenie na wynos albo chodzili do knajp.
Przez ten miesiąc Dawid ani razu się nie wyspał. Lana nigdzie nie pracowała. Mówiła, iż szuka siebie. On wychodził do pracy, a ona spała. A wieczorem ciągnęła go znów do klubu, gdzie pili do późna.
Zmęczenie i drażliwość rosły. Dawid zdawał sobie sprawę, iż takie życie mu nie służy. Szef patrzył na niego podejrzliwie. I co do Lany nie miał złudzeń. Żyła za chłopaków, którzy płacili za jej ciało. Trzeba było kończyć z hulanką, zanim straci pracę. A zmierzał ku temu. Pieniądze topniały w palcach. Ale nie wyrzuci jej przecież na ulicę.
Nie wymyślił nic lepszego niż uciec na weekend do rodzinnego miasta, trochę odpocząć, pomyśleć, licząc, iż Lana zrozumie i sama wyjdzie. Kupił mamie prezenty i z dworca zadzwonił do Lany, iż wyjechał do domu, nie wie, kiedy wróci.
– A co ze mną? – przeciągnęła obrażonym tonem.
Dawid wyobraził ją sobie, jak siedzi na kanapie, wyciągnąwszy długie nogi, w krótkim szlafroczku, z telefonem w ręce. Ale ten obraz już go nie poruszał tak jak kiedyś.
– Rób, co chcesz – powiedział i rozłączył się.
Całą drogę myślał, jak przyjedzie, wciśnie dzwonek, usłyszy zza drzwi melodię, potem kroki. Mama otworzy i aż krzyknie, rozłoży ręce, żeby go przytulić…
Trochę się wstydził, iż tak rzadko dzwonił, nie przyjeżdżał. Mama miała prawo się gniewać. Tata umarł, gdy Dawid miał piętnaście lat. Mama jeszcze młoda, mogła ułożyć sobie życie prywatneDawid spojrzał w szeroko otwarte oczy córki i nagle zrozumiał, iż to właśnie jego miejsce jest tutaj, z nimi – w domu, gdzie pachniało świeżo ugotowanym barszczem i miłością, której nie mógł już dłużej odrzucać.