Przełamujące serce słowa: „Mamo, nie dzwoń codziennie

twojacena.pl 9 godzin temu

„Mamo, nie dzwoń do mnie codziennie” — słowa, które złamały mi serce

— Mamo, co nowego może się u mnie wydarzyć w ciągu jednego dnia? Po co w ogóle dzwonić codziennie? — rzucił spokojnie, ale lodowato mój syn. Mój jedyny, ukochany syn.

Te słowa wbiły mi się w pamięć jak nóż. Szłam wtedy przez park z przyjaciółką — Jadwigą. Często razem spacerujemy, dzielimy się radościami, smutkami i drobnymi dolegliwościami. Zwykłe rozmowy dwóch starszych pań. Wtedy zadzwonił jej telefon, odeszła na bok, pogadała z dziesięć minut i wróciła rozpromieniona.

— Synowa dzwoniła, wyobrażasz sobie? Wnuczkowi wyrżnął się pierwszy ząb! Zauważyła, jak go karmiła. Starsza wnuczka później ząbki pokazywała, a ten wcześniej, wyobrażasz? Tak się martwiliśmy! Pójdę po spacerze do sklepu, kupię sernik i odwiedzę ich — będziemy świętować. Sama mnie zaprosiła.

— I tyle o tym gadaliście? — zapytałam z zazdrością w głosie.

— Nie tylko o zębie. O życiu, o rodzinie, o różnych głupotach. Z synową prawie codziennie plotkujemy. Z synem też rozmawiamy — zawsze znajdzie chwilę. A z synową potrafimy zaczynać od jednego tematu, a kończyć na zupełnie innym. choćby nie pamiętam później, od czego się zaczęło. Jesteśmy jak rodzina.

A u mnie inaczej. U mnie zupełnie inaczej…

Mój syn mieszka z rodziną w tym samym mieszkaniu, które mu zostawiłam, gdy przeprowadziłam się na wieś, do niego, do nieżyjącego już męża. Pracę ma, żona na macierzyńskim z malutką córeczką. Nie było między nami żadnych konfliktów — wszystko układało się spokojnie, grzecznie. Ale bliskości też nie było. A kiedy próbuję ją stworzyć, uderzam w zimną ścianę.

— Mamo, wszystko po staremu. Pracowałem, jadłem, spałem. Żona w domu, wszystko w porządku. Po co dzwonić codziennie? — i tyle z naszej rozmowy.

Nie dzwonię do nich od rana do nocy. Nie narzucam się. Po prostu chcę wiedzieć, jak im się wiedzie. Jak rośnie wnuczka. Jak zdrowie. Ale kiedy dzwonię, syn odrzuca połączenie: „Zajęty”. Albo odpowiada sucho, zirytowany. A jeżeli uda mi się dodzwonić do synowej — w najlepszym razie usłyszę „tak”, „nie” i „wszystko dobrze”. Ani odrobiny duszy, ani ciepła.

Idę dalej z przyjaciółką — ona po drodze do sklepu, kupi sernik, pójdzie w odwiedziny do synowej. U nich święto. A u mnie — cisza. Nie wiedziałam nawet, kiedy mojej wnuczce wyrżnął się pierwszy ząb. Dowiedziałam się później, od znajomych. Nikt mi nie powiedział. Nikt mnie nie zaprosił. Moje delikatne sugestie, żeby wpaść — ignorowane. Jakbym była niewidzialna. Albo udają, iż mnie nie rozumieją.

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę. Upiekłam szarlotkę, włożyłam najlepszą sukienkę i poszłam bez zapowiedzi. Synowa otworzyła drzwi z miną pełną zdumienia. Zjedliśmy ten placek, owszem… ale atmosfera była dziwna. Napięta. Jakbym przyszła nie do domu, ale do obcych ludzi. Potem syn podszedł do mnie i cicho, niemal przepraszająco, powiedział:

— Mamo, następnym razem uprzedź, zanim przyjdziesz.

Uprzedzać? Do własnego mieszkania? Do syna? Do wnuczki? Do rodziny, dla której łamałam się przez całe życie? Wszystkiego sobie odmawiałam, żeby on miał lepiej. A teraz — jestem obca. Niepotrzebna.

Przez dwa miesiące dzwoniłam, żeby umówić się na spotkanie z wnuczką. Zawsze były powody — „chorujemy”, „niewygodnie”, „nie teraz”. A później okazało się, iż rodzice synowej mieszkają za granicą i choćby przez wideorozmowę nie kontaktują się z wnuczką. Ale ich córka, moja synowa, nie tęskni. Nie stara się. Rozumiem — jest taka sama, zimna. A syn? Mój syn stał się taki jak ona. Wycofany.

— Mamo, ty ciągle narzekasz. Nic ci się nie podoba. Psujesz mi humor tymi rozmowami. Masz przyjaciółki — to z nimi gadaj. Po twoich telefonach nie mogę się zebrać. I w ogóle — o czym gadać codziennie? — powiedział kiedyś wprost. Bez skrupułów. Bez współczucia.

I teraz siedzę sama w cichym mieszkaniu. Bez telefonów, bez gości, bez sernika i bez wnuczki. Wiem, iż jeżeli coś mi się stanie, on choćby się nie dowie. Chyba iż ktoś z moich znajomych wpadnie na pomysł, żeby do niego zadzwonić. Moja przyjaciółka żyje życiem swoich dzieci i wnuków, a ja — wspomnieniami o tym, jak kiedyś miałam syna, który nazywał mnie „mamo” z miłością… a teraz po prostu prosi, żebym nie dzwoniła.

I tak żyję. W ciszy. Z bólem…

Idź do oryginalnego materiału