Dzisiaj obudziło mnie dziwne przeczucie, iż coś się wydarzy. Chociaż adekwatnie wszystko, co ważne, już się w moim życiu zdążyło wydarzyć. Miłość, rodzina, a teraz jestem sam. Żona, z którą przeżyłem trzydzieści sześć lat, odeszła dwa lata temu. Syn ma swoją rodzinę, dwoje dzieci – wszyscy zdrowi. To chyba tylko ta przedświąteczna atmosfera, uświadomiłem sobie. Jutro ósmy marca.
I wtedy przypomniałem sobie o żonie. Nikt mi już nie przyniesie tulipanów. Chociaż moment – przecież jest przecież mój syn Paweł. Na pewno wpadnie z życzeniami.
Kiedyś mieliśmy działkę. Niewielki domek na tych przepisowych sześciuset metrach. Kupiliśmy go po tych wszystkich kryzysach lat dziewięćdziesiątych. Dopóki pracowałem, jeździłem tam tylko w wakacje i na weekendy. Na emeryturze spędzałem tam całe lato, wracając do miasta tylko po zakupy i żeby się wykąpać.
Tamtego roku lato było wyjątkowo suche. Codziennie musiałem podlewać grządki. Żona przyjechała jak zwykle w piątek po pracy. Od razu zauważyłem, iż jest jakaś blada.
“Wszystko w porządku, po prostu duszno” – machnęła ręką, gdy o to zapytałem.
“Odpocznij, ja sam skończę podlewanie. Usiądź w cieniu” – powiedziałem.
Usiadła, opierając się plecami o nagrzaną słońcem ścianę domu, patrząc, jak polewam warzywa. Kiedy skończyłem i podszedłem do niej, od razu zrozumiałem, iż coś jest nie tak. Wyglądała, jakby drzemała. Ale kiedy dotknąłem jej ramienia, pochyliła się na bok. Zasnęła na zawsze na tej ławce.
Działkę sprzedałem jeszcze tej jesieni. Nie mogłem tam już jeździć. Wciąż wydawało mi się, iż widzę ją siedzącą w tym samym miejscu. Syn mnie zrozumiał.
“Od dawna powinieneś się tego pozbyć. Po co się męczyć, skoro wszystko można kupić w sklepie przez cały rok.”
On sam z żoną i dziećmi jeździł na wakacje nad morze. Pieniądze z działki oddałem synowi. Ma dwoje dzieci – jemu są bardziej potrzebne. A mnie emerytura wystarczy. Chciałem znaleźć jakąś pracę, ale syn odradził.
“Będziesz zarabiał grosze, a nerwów stracisz za trzy złote” – stwierdził. Zawsze tak mówił.
“Żeby teraz uczyć w szkole, trzeba mieć nerwy ze stali. jeżeli brakuje ci lekcji, ucz wnuki. Masz mnie. jeżeli czegoś potrzebujesz, pomogę.”
I tak żyłem sam. Oczywiście, brakowało kobiecej ręki. Ale syn zawsze zorganizował fachowca, gdy coś się zepsuło lub kapał kran.
W ostatnich latach z żoną żyliśmy w zgodzie. Ale za młodu bywało różnie. Kłóciliśmy się tak, iż omal nie doszło do rozwodu. Żona zawsze wyczuwała, gdy spojrzałem w stronę innej kobiety. Pewnego dnia nie wytrzymała, wyrzuciła mnie z domu. Jeszcze bym jakąś chorobę przyniósł.
Spakowałem walizkę, usiadłem na kanapie. I wtedy wrócił Paweł ze szkoły. Miał wtedy trzynaście lat. Zobaczył walizkę i od razu zrozumiał. Był już duży, wszystko słyszał i rozumiał. Te kłótnie też go męczyły.
“Będziesz mnie nienawidził?” – zapytałem.
“Będę” – odpowiedział i zatrzasnął drzwi do swojego pokoju.
“Nie mogę tak!” – powiedziałem, uderzając dłońmi w kolana. Wstałem i odstawiłem walizkę za kanapę. – “Nakarmisz mnie kolacją?” – spytałem, nie patrząc na żonę.
Byłem zmęczony awanturami. Jaka to różnica, czy wyjdę dziś, czy jutro. Niech będzie jak najszybciej. Żona nakryła do stołu, wezwała Pawła. Jedliśmy w milczeniu.
Następnego dnia po pracy wróciłem później niż zwykle. Od razu zajrzałem za kanapę – walizka zniknęła. Zrobiło mi się niedobrze. Powoli zacząłem się rozbierać w przedpokoju, aż nagle podniosłem wzrok i zobaczyłem walizkę na półce pod sufitem. Wpadłem do sypialni – w szafie wisiały jej sukienki. Uff.
Ale kiedy wróciła, rzuciłem sarkastycznie, iż szkoda, iż rozłożyła walizkę – może jeszcze się przyda.
Nic nie odpowiedziała, ale od tej pory już nie zostawała po godzinach w pracy. jeżeli miało się coś opóźnić, dzwoniła. Od tamtej pory kłóciliśmy się coraz rzadziej. A w ostatnich latach żyliśmy jak dwie połówki jabłka. Szkoda, iż nie od razu.
Staram się pamiętać tylko dobre chwile. Po co wracać do złych? Wszystkie urazy odeszły razem z nią. Czasem dopada mnie smutek, ale gwałtownie mija.
Samotność ma też swoje plusy. Rzadziej sprzątam. Komu miałbym przeszkadzać? Gotuję prosto i zdrowo. Za to więcej czytam, oglądam seriale. Żona ich nie znosiła. Siedziała na kanapie, oglądając mecze i wiadomości, a ja na twardym taborecie w kuchni wpatrywałem się w mały telewizor na lodówce, aż kark mi drętwiał. Kuchnia była mała – nie było gdzie postawić większego.
Teraz mogę leżeć na kanapie jak król i oglądać, co chcę. Myślałem o kocie, ale sierść wszędzie. I nigdy specjalnie nie lubiłem zwierząt.
Jutro ósmy marca. Może kupię tort? Ale kto go będzie jadł? Syn na pewno wpadnie. Sam coś upiekę. Zacząłem przeglądać zeszyt z przepisami.
Może kwiaty? Rozejrzałem się po pokoju. Nie, jeszcze bardziej przygnębią. Kwiaty powinna dawać kobieta. I po co? Żeby po dwóch dniach je wyrzucić?
Upiekłem babeczki z czekoladą i pomarańczą. Wnuki je uwielbiają. Syn im przekaże. Zmęczony, usiadłem przed telewizorem. Leciał jakiś film, który już widziałem. Oczy same się zamknęły i zasnąłem.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Podskoczyłem ze zdziwienia. Serce waliło jak oszalałe. Dawno nikt mnie nie odwiedzał, odzwyczaiłem się od gości. Dzwonek powtórzył się, tym razem bardziej natarczywy.
Syn? Nie, on ma klucz. Zawsze najpierw dzwonił, a jeżeli nie otworzyłem, wchodził sam.
Przed lustrem w przedpokoju poprawiłem rozczochrane włosy i otworzyłem drzwi. Na progu stał nieznajomy mężczyzna z bukietem tulipanów. Nie powiedziałbym, iż przystojny – w moim wieku. Elegancko ubrany, z siwizną w włosach, solidnej budowy,Delikatnie uśmiechnął się i powiedział: “Przepraszam, czy mogę prosić Barbarę?” – a ja, choć wiedziałem, iż nikt taki tu nie mieszka, nagle poczułem, iż może jednak warto zaprosić go na herbatę.