Dzisiaj miałam ochotę napisać kilka słów do mojego dziennika, bo tyle się wydarzyło przez ten tydzień. Córka, Zosia, poprosiła mnie, żebym przyjechała do nich do Warszawy na tydzień, żeby zaopiekować się wnukiem. Wydawało mi się, iż chodzi tylko o Kajtusia, ale jak się okazało, miałam sprzątać cały dom.
Siedzę teraz w swoim mieszkaniu w Łodzi, patrząc na walizkę, którą spakowałam dzień wcześniej. Gdy Zosia dzwoniła, powiedziała tylko: „Mamo, przyjedź do nas, musimy załatwić kilka spraw, Kajtuś będzie za tobą tęsknił”. Oczywiście, od razu się zgodziłam. W końcu uwielbiam mojego pięcioletniego wnuka. Wyobrażałam sobie wspólne spacery po parku, czytanie bajek i te wszystkie drobne chwile, jakie będziemy mieć razem. Ale kiedy przekroczyłam próg ich domu, moje serce ścisnęło się z żalu. To nie miała być spokojna opieka nad chłopcem, tylko prawdziwa harówka.
Zosia i jej mąż, Krzysztof, mieszkali w przestronnym mieszkaniu na Mokotowie. Zawsze podziwiałam, jak córka radzi sobie z pracą, dzieckiem i domem. Gdy jednak weszłam do środka, oniemiałam. W kuchni góry brudnych naczyń, w pokoju zabawki porozrzucane po całej podłodze, a wszędzie ślady nieodkurzonego bałaganu. Zosia, tuląc mnie, gwałtownie rzuciła: „Mamo, wyjeżdżamy jutro rano, Kajtuś zostaje z tobą, dasz radę? A i jeszcze, jakbyś miała czas… może trochę posprzątasz?”. Skinęłam głową, ale już wtedy poczułam, iż coś jest nie tak. To „trochę” okazało się mieć zupełnie inne znaczenie.
Następnego dnia, po ich wyjeździe, zostałam z Kajtusiem. Wiedziałam, iż może marudzić przy jedzeniu lub nie chcieć iść spać. Ale nie spodziewałam się, iż ten dom stanie się moją prywatną udręką. Chłopiec biegał od pokoju do pokoju, rozrzucając wszystko, co w jego małe rączki wpadło. Ja za nim, zbierałam, układałam, ale to było jak walka z wiatrakami. Wieczorem znalazłam listę na lodówce: „Mamo, upierz proszę, umyj podłogi, przeorganizuj szafę, zrób zakupy”. Zamarłam, czując, jak krew napływa mi do skroni. To nie była pomoc przy wnuku – to była lista obowiązków dla gosposi.
Każdy dzień stał się wyścigiem z czasem. Rano śniadanie dla Kajtusia, potem spacer, żeby się nie nudził. Wracaliśmy, ja gotowałam obiad, zmywałam, prałam, sprzątałam. A ta szafa? To był koszmar – sterta ubrań, które musiałam powyrzucać i poskładać od nowa. Zakupy? Taszyłam ciężkie torby, a Kajtuś ciągnął mnie za rękę, domagając się lodów. Wieczorem padałam na twarz, ale i tak musiałam czytać mu bajki, bo bez nich nie zasypiał. Kochałam wnuka, ale z każdym dniem czułam się coraz bardziej wykończona. „Przyjechałam dla niego, nie po to, żeby być ich służącą” – myślałam, patrząc w lustro na nowe zmarszczki.
W środku tygodnia nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do Zosi i spokojnym głosem zapytałam: „Kochanie, prosiłaś mnie o pomoc z Kajtusiem, ale czemu ja robię wszystkie domowe obowiązki?”. Córka zdawała się zaskoczona: „Mamo, no przecież jesteś w domu, pomyślałam, iż ci to nie przeszkadza. My z Krzyśkiem jesteśmy padnięci”. Poczułam, jak w gardle staje mi gul. Chciałam krzyczeć, iż jestem starszą kobietą, iż boli mnie kręgosłup, iż też potrzebuję odpoczynku. Ale powiedziałam tylko: „Przyjechałam dla Kajtka, nie dla twojego bałaganu”. Zosia coś mamrotała o tym, iż „nie pomyślała” i obiecała, iż to się zmieni, ale ja już nie wierzyłam w te słowa.
Gdy w końcu wrócili, całe mieszkanie lśniło, Kajtuś był szczęśliwy, a ja czułem się jak wyciśnięta cytryna. Zosia przytuliła mnie i powiedziała: „Mamo, jesteś najlepsza, bez ciebie byśmy nie dali rady!”. Ale w tych słowach nie usłyszałam wdzięczności, tylko potwierdzenie, iż wykorzystano moją dobroć. Uśmiechnęłam się, pocałowałam wnuka w czoło i wróciłam do domu. Postanowiłam, iż więcej nie zgodzę się na takie „pomaganie” bez jasnych zasad. Walczyłam z uczuciami – z jednej strony miłość do córki i wnuka, z drugiej gorzka świadomość, iż ktoś nadeptał moje granice.
Teraz, siedząc w swoim fotelu, rozmyślam, jak powiedzieć Zosi, co czuję. Kocham Kajtusia i chcę z nim być, ale nie kosztem swojego zdrowia i godności. Nie chcę już być niewidzialną pomocą, której wysiłek traktuje się jak coś oczywistego. Następna rozmowa z córką będzie trudna, ale wiem, iż muszę się postawić. Dla Kajtka, dla naszej rodziny, ale przede wszystkim – dla siebie samej.