Prawo do błędów.

polregion.pl 1 dzień temu

Hej, słuchaj, zobacz, tej historii o tym prawie do błędów. O miłośnicy taty Kalina dowiedziała się przypadkiem – akurat wagarowała, bo chciała iść do studia tatuażu z koleżanką. Wracać do galerii w mundurku? Brzydka sprawa, więc wpadła po drodze do domu przebrać się. Gdy właśnie wciskała dżinsy, w drzwiach zaskrzypiał klucz. Zamarła jak posąg, balansując na jednej nodze, bo druga utknęła w nogawce. Pierwsza myśl: włamywacze! Ale wtedy usłyszała głos taty – jakby z kimś rozmawiał przez telefon.

– Zaraz biorę koszulkę i jadę – pochwyciła. – Skłamać, iż byłem na siłowni? Przecież torba leży pod łóżkiem.

Pomyliła się. To nie była rozmowa, tylko nagranie głosowe, bo po chwili odezwał się kobiecy głos:
– Kotku, tak za Tobą tęskniłam, nie mogę się doczekać… A przy okazji, upiekłam te twoje ukochane pierogi. Śpiesz się, bo wystygną! Całusy!

Zrozumienie przyszło później. Najpierw rozpoznała głos: ciocia Jadwiga, koleżanka taty z roboty i siostra przyjaciółki mamy, która często u nich bywała. Kalina ją lubiła: ciocia Jadzia nie udawała, iż wie wszystko, potrafiła się bawić i słuchała współczesnej muzyki, nie tych smętnych wrzasków, które preferowali rodzice Kaliny. Dopiero gdy zaczęła się zastanawiać, czemu ciocia Jadwiga nagrywa tacie wiadomości głosowe, dotarł do niej sens słów.

W tej chwili klucz znów obrócił się w zamku. W mieszkaniu zrobiło się cicho. Kalina osunęła się na łóżko, powtarzając w głowie słowa cioci Jadzi. Nie, nie przesłyszała się. Jej tata rzeczywiście był z inną. I co teraz? Powiedzieć mamie? Nie mówić? Jak się zachowywać wobec taty i tej kobiety?

Nie zdecydowała się na nic. Pognała na spotkanie z koleżanką – już pięć wiadomości miała na komórce. Tak długo czekały na ten dzień! Cały miesiąc dobierały wzór, a Ola perfekcyjnie podrabiała podpis mamy. Teraz jednak Kalinie kompletnie odeszła ochota.
– Kalina, no co jest? – nie dawała spokoju Ola. – Czemu taka kwaśna? Też chcesz tatuaż? Spokojnie, podrobię podpis twojej mamy, nic prostszego!
Jakże chciała komuś się zwierzyć, podzielić tym ciężarem, ale choćby z Olą nie mogła pogadać o czymś takim. Udawała więc, iż chodzi o tatuaż.

Przez następne dwa tygodnie nie mogła się uczyć, nie wychodziła z koleżankami, unikała rozmów z mamą i opryskliwie odpowiadała tacie. Co robić dalej? Nie miała pojęcia. Pewnego dnia prawie wyspowiadała się mamie, ale ta zaczęła ją łajać za pałę z chemii. Skończyło się iście piekielną kłótnią. Wieczorem jednak mama weszła do jej pokoju z eklarem – ulubionym ciastkiem Kaliny – i powiedziała:
– Przepraszam, słoneczko, iż na Ciebie nakrzyczałam. Wiem, iż to niepedagogiczne. Po prostu tak się stresuję twoimi klasówkami! Chcę, żeby wszystko ułożyło ci się jak najlepiej…
– Mamo, no daj spokój – odparła Kalina. – Zdam te klasów klasówki! Ten eklar… to dla mnie?
– Oczywiście, iż dla Ciebie. Pogodziłyśmy się? Nie znoszę, gdy się gniewamy!
Kalina wzięła ciastko, cmoknęła mamę w policzek i postanowiła – nigdy nie zrobi jej takiego bólu. Skoro tak przeżyła głupią sprzeczkę, co będzie, gdy dowie się o tacie? Musi zrobić wszystko, by mama nigdy się nie dowiedziała.

I tak Kalina mimowolnie stała się wspólniczką ojca: kłamała, gdy się spóźniał z pracy, przypominała mu o rodzinnych uroczystościach i prośbach mamy, odwracała uwagę mamy, gdy ktoś do niego dzwonił. Jednocześnie ignorowała jego prośby, była opryskliwa i ledwo powstrzymywała się, by nie wykrzyczeć mu w twarz, co o nim myśli.

Potem.

Potem jakoś się unormowało: tata wracał na czas, Kalina zaliczyła roczne sprawdziany, skończyła trzecią klasę liceum, a ta cała historia wyleciała z głowy jak koszmarny sen. No i poznała Mariusza – był dwa lata starszy, studiował pierwszy rok prawa i grał na gitarze. Wieczorami kręcili się z paczką, ale coraz częściej odłączali się i szli sami. Tak też było tego wieczoru – poszli nad fontannę i zorientowali się, iż jest już bardzo późno. Liczyła, iż rodzice nie zauważą. Cichutko wślizgnęła się do swojego pokoju.
„Uff, chyba się udało” – pomyślała.
– Kalina?
Nie udało się…
Mama zajrzała do pokoju.
– Trochę się spóźniłaś, co?
Kalina spodziewała się potężnej awantury, ale nie – mama choćby nie czekała na odpowiedź.
– Przepraszam, zagadałyśmy się z Olą. Mamo, wszystko w porządku?
Nawet w świetle lampki Kalina zauważyła, iż mama ma zaczerwienione oczy, jakby płakała.
– Wszystko gra. Powiedz, ty z tatą nie kupowaliście czegoś w jubilerskim? Tak, bez powodu… przyszło mi do głowy…
Jakieś przeczucie podpowiedziało jej, żeby się nie spieszyć.
– W jubilerskim?
– Trafił mi się paragon na kolczyki i pomyślałam…
– A, no tak – wybacz, zapomniałam ci powiedzieć. Poprosiłam tatę o gotówkę na prezent dla Oli. Ma niedługo urod
– … i choćby wydał na nie cztery stówy – wydukała Kalina, czując, jak skóra na twarzy pali ją żywym ogniem, a mama tylko skinęła głową z takim dziwnie słodkim, bolesnym uśmiechem, iż Kalinie serce niemal pękło już na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału