Pragnęłam córki, ale los dał mi syna. Płakałam na jego ślubie…

newsempire24.com 4 dni temu

Dziś był ślub Krzysztofa i Kingi. Wszyscy goście wznosili toasty, śmiali się, tańczyli, nikt nie zauważył, jak w kącie sali jedna kobieta ocierała łzy ukradkiem. To była matka pana młodego – Barbara Nowak. Płakała nie ze wzruszenia, ale z poczucia samotności, która teraz wydawała się nieunikniona.

Jej mama mówiła kiedyś: „Urodzisz syna – zostaniesz sama. Spróbuj jeszcze, może będzie córeczka. Córka jest dla matki, syn dla żony”. Wtedy Basia tylko machnęła ręką. Młoda była, życie przed nią – po co się spieszyć?

Marzyła o córce. Wyobrażała sobie, jak myje rankiem jej okrągłą buzię, czesze warkoczyki, wiąże kokardy. choćby imię wybrała – Zosia. Kupiła różowe śpioszki, prosiła koleżankę, żeby nie oddawała ubranek swojej córeczki – może się przydadzą.

Ale los zdecydował inaczej. Urodził się chłopiec. Krzysztof. I choć do Zosi się nie nadawał, był tak słodki, czuły i kręcony, iż Basia patrzyła na niego i myślała: „Prawie jak dziewczynka…”

Gdy był mały, choćby mylono go z córeczką. Potem wyrósł na mężczyznę – silnego, pewnego siebie, ale zachował to dobre, otwarte serce. Dumna była. A mimo to żal tlił się gdzieś w środku – może gdyby nie uciekła od męża, nie bała się, to urodziłaby się ta wymarzona Zosia…

Gdy Krzysztof przyprowadził Kingę, Barbara od razu zrozumiała. Ich spojrzenia, śmiech, splątane dłonie – to była prawdziwa miłość. Chciała coś powiedzieć, ale wyszło tylko: „Nie wracajcie za późno…”

Syn skinął głową, ale w jego oczach było widać: to już nie chłopiec. To mężczyzna, który sam wybiera swoją drogę.

Gdy pół roku później oświadczył, iż się żeni, Barbara niemal się zakrztusiła.

– Może poczekacie? Choćby studia skończ… – próbowała przekonywać.

– Mamo, miłość nie czeka – uśmiechnął się. – Z Kingą jesteśmy drużyną. Damy radę wszystkiemu.

Ślub był huczny, radosny, pełen tańca i muzyki. A w środku tego wesela Barbara siedziała z boku i patrzyła na syna. Jej chłopca. Już nie małego, kręconego szkraba, ale dorosłego mężczyznę.

Kinga to zauważyła. Podeszła, delikatnie położyła dłoń na ramieniu teściowej:

– Barbaro, płaczecie? Coś się stało?

– Nie, córeczko… To tylko… wzruszenie… – odwróciła twarz.

Ale Kinga nie odpuściła. Więc Barbara wyznała – o marzeniu o córce, o strachu przed samotnością, o tym, jak trudno być matką samego syna. Kinga słuchała, nie przerywając. A potem ją przytuliła.

– To może ja będę waszą córką? – powiedziała cicho. – Bardzo bym chciała.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Krzysztof i Kinga wynajęli mieszkanie, a potem kupili własne. Mieszkali osobno, ale zawsze zapraszali Barbarę – na święta, na weekendy. Kinga często dzwoniła, pytała o radę. A potem… urodziła się wnuczka. Taka sama kręcona, taka słodka – żywy portret Krzysztofa, a jednak ta wymarzona Zosia z dawnych marzeń.

Gdy Barbara pierwszy raz wzięła ją na ręce, znów zapłakała. Ale tym razem ze szczęścia. Kinga, widząc to, szepnęła tylko: „Teraz jesteście babcią. Kochamy was bardzo”.

Minęły lata. Krzysztof zrobił karierę, Kinga otworzyła firmę, a Barbara zamieszkała z nimi. Przestronne mieszkanie, własny pokój, troska i bliskość – więcej niż mogła pragnąć.

Teraz z uśmiechem wspomina tamten ślub i łzy. Często siada na ławce z sąsiadkami – jedna ma córkę w Stanach, dzwoni raz na miesiąc, druga dwóch synów, którzy wpadają codziennie.

– Nie ważne, kto się urodzi – mówi Barbara. – Ważne, jak go wychowasz. Chciałam córkę… A los dał mi syna. I córkę w dodatku. Dziękuję Ci, Boże.

I patrząc, jak Zosia bawi się w piasku, znów myśli do swojej mamy: „Myliłaś się. Syn też może być dla matki. jeżeli ona go tego nauczy…”

Idź do oryginalnego materiału