Lopez podkreśla, iż moda na Kubę bywa falująca, a wielu turystów zna wyspę jedynie z zamkniętych resortów. Oferta Havanna4U ma być odpowiedzią na ten schemat: małe, kameralne grupy, program oparty na spotkaniach z mieszkańcami i wgląd w lokalną codzienność – od rozmów i anegdot po wspólną kawę „u gospodarzy”. Istotne jest wsparcie realnej, lokalnej gospodarki: korzystanie z prywatnych noclegów i usług oraz zatrudnianie lokalnych współpracowników.
W rozmowie pojawił się wątek kontrastów: obok biedy i niedoborów widać napływ prywatnych inwestycji diaspory, a gastronomia przechodzi „renesans” – powstają oryginalne bary i restauracje, często inspirowane kulturą amerykańską, choć globalnych marek formalnie na Kubie nie ma. Politycznie – jak zaznaczył Lopez – sytuacja jest niepewna, a kierunek zmian powinien rozstrzygnąć się w perspektywie najbliższego roku–dwóch; sporadyczne protesty wywołują m.in. przerwy w dostawach prądu.
Pytany o „ulubione, nieoczywiste” miejsca, Lopez wskazał dziką wyspę na północy prowincji Pinar del Río, połączoną groblą i oddaloną o dziesiątki kilometrów od głównych tras. To plażowy azyl z jedną tawerną, gdzie lokalny rybak Pepe przygotowuje świeże homary prosto z rusztu – esencja „kubańskiej codzienności” poza turystycznym głównym nurtem.
Lopez przypomniał również, iż kultura latynoamerykańska w Poznaniu ma u niego długą tradycję. W 2007 roku, po latach prowadzenia kursów salsy (także przy Polskim Teatrze Tańca), wraz z siostrą uruchomił klub Cuba Libre. Do dziś funkcjonuje jako wielokulturowe miejsce spotkań – w zespole pracują osoby z Kuby, Wenezueli, Kolumbii i Polski – co, zdaniem Lopeza, jest jednym z powodów jego długowieczności.
Najbliższe wyjazdy Havanna4U zaplanowano na luty – okres ferii. Dostępne są ostatnie miejsca na 15-dniowy turnus rozpoczynający się 2 lutego; pozostałe lutowe terminy są w dużej mierze zarezerwowane. Aktualne informacje o programach i dostępności miejsc organizator publikuje na swojej stronie internetowej.
Jak podsumował Lopez, „prawdziwa Kuba” zaczyna się tam, gdzie kończy się resort: w rozmowie z mieszkańcami, na lokalnym obiedzie, na plaży, do której dociera się po bezdrożach. To właśnie takie doświadczenia – a nie tylko widokówki – turyści zabierają do domu najchętniej.
