Teresa Nowak odłożyła druty na bok i nadsłuchiwała. Ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Ten dźwięk znała dobrze, ale nie spodziewała się nikogo o tej porze. Dziewiąta wieczorem, sąsiedzi już dawno spali, a wnuczka Ola przyjeżdżała tylko w weekendy.
Zamek zatrząsł się, drzwi zaskrzypiały. W przedpokoju rozległy się ciężkie kroki i czyjś sapiący oddech.
— Kto tam? — krzyknęła Teresa, chwytając się laski.
— Mamo, to ja — rozległ się znajomy głos.
Serce podskoczyło jej w piersi. Tego głosu nie słyszała od prawie dwóch lat. Syn Paweł wyszedł z domu po kolejnej libacji i nigdy nie wrócił. Czasem przysyłał smsy, iż żyje, iż wszystko w porządku, i tyle.
— Paweł? — wyszeptała niepewnie.
— Tak, mamo, to ja. Nie bój się.
Teresa poderwała się z fotela i, opierając się na lasce, ruszyła do przedpokoju. Zapaliła światło. W progu stał jej syn — obrośnięty, w pogniecionej kurtce i brudnych jeansach. Wyglądał źle, ale najważniejsze, iż był trzeźwy.
— Pawle! — rzuciła mu się na szyję, mimo iż śmierdział potem i brudem. — Synku, jak ja się stęskniłam!
— Ja też, mamo. Wybacz mi — przytulił ją mocno. — Wiem, ile narozrabiałem.
Teresa odsunęła się i przyjrzała mu się uważnie. Schudł, oczy miał zapadnięte, ale wzrok czysty. Na pewno nie pijany.
— Chodź, chodź — zakrzątała się. — Siadaj do stołu, coś ci podgrzeję.
— Mamo, zaczekaj — Paweł wziął ją za rękę. — Nie jestem sam.
— Jak to nie sam?
Obrócił się w stronę drzwi i cicho zawołał:
— No chodź, nie bój się.
Zza jego pleców wyłoniła się drobna postać. Dziewczynka może pięcio-, sześcioletnia, w brudnej różowej sukience i zdartych sandałkach. Jasne, kręcone włosy, wielkie szare oczy pełne lęku.
Teresa aż jęknęła.
— Kto to?
— Mamo, poznaj. To Zosia — Paweł położył rękę na ramieniu dziewczynki. — Moja córka.
— Córka? — Teresa opadła na stojącą w przedpokoju ławkę. — Jak to córka? Skąd?
— Długa historia, mamo. Najpierw nakarmmy i wykąpiemy dziewczynkę. Jest zmęczona, całą drogę szliśmy pieszo.
Zosia tuliła się do ojca i milczała. Tylko jej wielkie oczy biegały po kątach, badając obce otoczenie.
— Tak, oczywiście — otrząsnęła się Teresa. — Kochanie, jesteś głodna? Chcesz coś zjeść?
Dziewczynka skinęła głową, ale wciąż nie odstępowała Pawła na krok.
— Chodźcie do kuchni — Teresa, utykając, ruszyła przodem. — Coś wam zaraz przygotuję.
Paweł posadził córkę przy stole i sam zajął miejsce obok. Zosia rozglądała się ciekawie. Kuchnia Teresy była niewielka, ale przytulna — kwiaty w oknie, firanki z koronki, mosiężny czajniczek na półce.
— Mamo, masz coś dla dziecka? Mleko, kaszę? — zapytał Paweł.
— Mleko jest, zaraz podgrzeję. A kaszę jaglaną gwałtownie ugotuję — zakrzątała się Teresa. — Lubisz kaszę, Zosiu?
Dziewczynka znowu skinęła głową.
Podczas gdy babcia krzątała się przy garnkach, Paweł tłumaczył córce, gdzie są.
— To dom twojej babci — mówił cicho. — Tu się wychowałem. Widzisz te ładne kwiatki? A jutro rano, jeżeli będzie ładnie, pokażę ci podwórko. Są tam huśtawki.
— A mama kiedy przyjedzie? — po raz pierwszy odezwała się Zosia cienkim głosikiem.
Paweł zawahał się.
— Zosieńko, mama nie przyjedzie. Przecież rozmawialiśmy o tym, pamiętasz?
Dziewczynka spuściła wzrok.
— Umarła?
— Tak, kochanie. Umarła.
Teresa, która stała tyłem do nich przy kuchence, drgnęła. Jaka matka? Co się stało? Ile jeszcze tych niespodzianek?
Postawiła przed Zosią talerz z kaszą i kubek ciepłego mleka.
— Jedz, słoneczko. A potem się wykąpiemy i spać położymy.
Zosia ostrożnie spróbowała kaszy. Widocznie smakowała, bo zaczęła jeść z apetytem.
— Smakuje? — spytała Teresa.
— Mhm — przytaknęła dziewczynka z pełną buzią.
— Dobra dziewczynka. Jedz, jedz.
Paweł też coś przekąsił, choć wyraźnie nie miał apetytu. Co chwilę zerkał na córkę, poprawiał jej serwetkę, przysuwał kubek.
— Pawle — cicho powiedziała Teresa — musimy porozmawiać.
— Wiem, mamo. Tylko najpierw zajmijmy się Zosią.
Dziewczynka już ledwo trzymała oczy otwarte. Podróż musiała być wyczerpująca.
— Chodź, złotko — Teresa wzięła Zosię za rękę. — Wykąpiemy cię i spać.
W łazience pomogła dziecku się rozebrać. Sukienka była rzeczywiście brudna, sandały zupełnie starte. Pod ubraniem wyszło na jaw chude ciałko w siniakach.
— Zosieńko, co to jest? — delikatnie spytała babcia, wskazując na ciemne plamy na rączkach i nóżkach.
— Potłukłam się — krótko odpowiedziała dziewczynka.
— Często się tłuczesz?
Zosia wzruszyła ramionami.
Teresa napuściła ciepłej wody do wanny i posadziła w niej wnuczkę. Ta siedziała cicho, bawiła się mydlaną pianą, od czasu do czasu zerkaTeresa pogładziła mokre włosy Zosi i pomyślała, iż choć życie nieoczekiwanie rzuciło ich wszystkich na nową ścieżkę, w jej sercu zagościła nieznana od lat nadzieja.