Powrót z niespodzianką

newsempire24.com 1 dzień temu

Teresa Nowak odłożyła druty na bok i nadsłuchiwała. Ktoś grzebał przy zamku w drzwiach wejściowych. Ten dźwięk znała dobrze, ale nie spodziewała się nikogo o tej porze. Dziewiąta wieczorem, sąsiedzi już dawno spali, a wnuczka Ola przyjeżdżała tylko w weekendy.

Zamek zatrząsł się, drzwi zaskrzypiały. W przedpokoju rozległy się ciężkie kroki i czyjś sapiący oddech.

— Kto tam? — krzyknęła Teresa, chwytając się laski.

— Mamo, to ja — rozległ się znajomy głos.

Serce podskoczyło jej w piersi. Tego głosu nie słyszała od prawie dwóch lat. Syn Paweł wyszedł z domu po kolejnej libacji i nigdy nie wrócił. Czasem przysyłał smsy, iż żyje, iż wszystko w porządku, i tyle.

— Paweł? — wyszeptała niepewnie.

— Tak, mamo, to ja. Nie bój się.

Teresa poderwała się z fotela i, opierając się na lasce, ruszyła do przedpokoju. Zapaliła światło. W progu stał jej syn — obrośnięty, w pogniecionej kurtce i brudnych jeansach. Wyglądał źle, ale najważniejsze, iż był trzeźwy.

— Pawle! — rzuciła mu się na szyję, mimo iż śmierdział potem i brudem. — Synku, jak ja się stęskniłam!

— Ja też, mamo. Wybacz mi — przytulił ją mocno. — Wiem, ile narozrabiałem.

Teresa odsunęła się i przyjrzała mu się uważnie. Schudł, oczy miał zapadnięte, ale wzrok czysty. Na pewno nie pijany.

— Chodź, chodź — zakrzątała się. — Siadaj do stołu, coś ci podgrzeję.

— Mamo, zaczekaj — Paweł wziął ją za rękę. — Nie jestem sam.

— Jak to nie sam?

Obrócił się w stronę drzwi i cicho zawołał:

— No chodź, nie bój się.

Zza jego pleców wyłoniła się drobna postać. Dziewczynka może pięcio-, sześcioletnia, w brudnej różowej sukience i zdartych sandałkach. Jasne, kręcone włosy, wielkie szare oczy pełne lęku.

Teresa aż jęknęła.

— Kto to?

— Mamo, poznaj. To Zosia — Paweł położył rękę na ramieniu dziewczynki. — Moja córka.

— Córka? — Teresa opadła na stojącą w przedpokoju ławkę. — Jak to córka? Skąd?

— Długa historia, mamo. Najpierw nakarmmy i wykąpiemy dziewczynkę. Jest zmęczona, całą drogę szliśmy pieszo.

Zosia tuliła się do ojca i milczała. Tylko jej wielkie oczy biegały po kątach, badając obce otoczenie.

— Tak, oczywiście — otrząsnęła się Teresa. — Kochanie, jesteś głodna? Chcesz coś zjeść?

Dziewczynka skinęła głową, ale wciąż nie odstępowała Pawła na krok.

— Chodźcie do kuchni — Teresa, utykając, ruszyła przodem. — Coś wam zaraz przygotuję.

Paweł posadził córkę przy stole i sam zajął miejsce obok. Zosia rozglądała się ciekawie. Kuchnia Teresy była niewielka, ale przytulna — kwiaty w oknie, firanki z koronki, mosiężny czajniczek na półce.

— Mamo, masz coś dla dziecka? Mleko, kaszę? — zapytał Paweł.

— Mleko jest, zaraz podgrzeję. A kaszę jaglaną gwałtownie ugotuję — zakrzątała się Teresa. — Lubisz kaszę, Zosiu?

Dziewczynka znowu skinęła głową.

Podczas gdy babcia krzątała się przy garnkach, Paweł tłumaczył córce, gdzie są.

— To dom twojej babci — mówił cicho. — Tu się wychowałem. Widzisz te ładne kwiatki? A jutro rano, jeżeli będzie ładnie, pokażę ci podwórko. Są tam huśtawki.

— A mama kiedy przyjedzie? — po raz pierwszy odezwała się Zosia cienkim głosikiem.

Paweł zawahał się.

— Zosieńko, mama nie przyjedzie. Przecież rozmawialiśmy o tym, pamiętasz?

Dziewczynka spuściła wzrok.

— Umarła?

— Tak, kochanie. Umarła.

Teresa, która stała tyłem do nich przy kuchence, drgnęła. Jaka matka? Co się stało? Ile jeszcze tych niespodzianek?

Postawiła przed Zosią talerz z kaszą i kubek ciepłego mleka.

— Jedz, słoneczko. A potem się wykąpiemy i spać położymy.

Zosia ostrożnie spróbowała kaszy. Widocznie smakowała, bo zaczęła jeść z apetytem.

— Smakuje? — spytała Teresa.

— Mhm — przytaknęła dziewczynka z pełną buzią.

— Dobra dziewczynka. Jedz, jedz.

Paweł też coś przekąsił, choć wyraźnie nie miał apetytu. Co chwilę zerkał na córkę, poprawiał jej serwetkę, przysuwał kubek.

— Pawle — cicho powiedziała Teresa — musimy porozmawiać.

— Wiem, mamo. Tylko najpierw zajmijmy się Zosią.

Dziewczynka już ledwo trzymała oczy otwarte. Podróż musiała być wyczerpująca.

— Chodź, złotko — Teresa wzięła Zosię za rękę. — Wykąpiemy cię i spać.

W łazience pomogła dziecku się rozebrać. Sukienka była rzeczywiście brudna, sandały zupełnie starte. Pod ubraniem wyszło na jaw chude ciałko w siniakach.

— Zosieńko, co to jest? — delikatnie spytała babcia, wskazując na ciemne plamy na rączkach i nóżkach.

— Potłukłam się — krótko odpowiedziała dziewczynka.

— Często się tłuczesz?

Zosia wzruszyła ramionami.

Teresa napuściła ciepłej wody do wanny i posadziła w niej wnuczkę. Ta siedziała cicho, bawiła się mydlaną pianą, od czasu do czasu zerkaTeresa pogładziła mokre włosy Zosi i pomyślała, iż choć życie nieoczekiwanie rzuciło ich wszystkich na nową ścieżkę, w jej sercu zagościła nieznana od lat nadzieja.

Idź do oryginalnego materiału