Bogna gorączkowo rozkładała serwetki i ustawiała sztućce. Dzisiaj były urodziny jej męża – Krzysztofa. Data nie okrągła, ale ważna. Obiecały przyjechać córki z rodzinami, a wnuki od dawna prosiły o „prawdziwe święto, jak dawniej”. Bogna przypomniała sobie, jak to było kiedyś, w latach dziewięćdziesiątych…
Wtedy wszystko przychodziło z trudem. Pieniędzy brakowało, a produkty zdobywało się wręcz „na przetarg”. Ale ona zawsze się starała – dla rodziny, dla ciepła i euforii w domu. Zwłaszcza przed świętami.
Tamten rok zaczął się od zwykłej dziecięcej prośby. Córki, Ania i Magda, wróciły ze szkoły z przygaszonymi spojrzeniami. Oceny dobre, ale humor – na minus. Potem Ania wyznała:
— Mamo, wszyscy w klasie mają już angorskie czapki, tylko my w starych. Kup, proszę!
Bogna uległa. Choć nie bogaci, ale dziewczynki mądre, pracowite, pomagają. Pobiegła na bazar, wyciągnęła ostatnie złote – i kupiła. Na euforia córek – i swoją. Ale na przyjęcie nie zostało już nic.
Ocalił przypadek. Następnego dnia w sklepie ktoś wrzasnął:
— Kiełbasa! — i tłum rzucił się do lady. Bogna zdążyła chwycić dwa kawałki ulubionej parówkowej. W sobotę udało się jej zdobyć masło – sprzedawczyni szepnęła, kiedy będą „wyrzucać”. Z kartkami i córkami w pogotowiu Bogna osiągnęła swój cel.
W niedzielę stół był zastawiony – jak za najlepszych lat. Na środku – kurczak, rumiany, chrupiący, na poduszce z ryżu. Teściowi szczególnie smakowała sałatka z topionych serków, jajek i czosnku. Szarlotka wyszła wyśmienicie – teściowa choćby przepis wypytywała.
A teraz – teraźniejszość. Córki dorosły, każda ma rodzinę, dzieci. Rodziców Krzysztofa i Bogny już nie ma. Ale oto – niedziela, znów urodziny. Krzysztof wyszedł na spacer z Reksem, ich psem, a Bogna znów nakrywała do stołu. Już nie kupna pizza, nie sushi – tylko domowy obiad. Stary, dobry, serdeczny.
Goście zaczęli zjeżdżać niemal równocześnie. Wnuki rozwrzeszczały się w przedpokoju, zrzucając buty, Ania z Magdą przytuliły matkę.
— Mamo, a co tak pachnie? – spytała Ania.
— Nie chcemy pizzy! – wrzasnęły wnuki z korytarza.
Ostatni wszedł Krzysztof. Wszyscy rzucili się z życzeniami.
— No to chodźmy do stołu – uśmiechnęła się Bogna.
Gdy weszli do pokoju, gdzie stół czekał, wszyscy zamilkli.
— Mamo – wyszeptała Magda – to jak w dzieciństwie… Kurczak – zupełnie jak wtedy, ulubiona sałatka, ryż…
Śmiech, toasty, ciasto z herbatą. Wszystko – jak dawniej. Tylko doroślej.
Kiedy wszyscy odjechali, Krzysztof objął Bognę:
— Dziękuję, kochanie. Wróciłaś mnie do tamtych czasów. Byliśmy wtedy szczęśliwi. Choć pieniędzy brakowało, kanapę oszczędzaliśmy rok, balkonu nie mogliśmy oszklA łzy, które spłynęły jej po policzkach, były najpiękniejszym prezentem, jaki mógł sobie wymarzyć.