Powrót do miasta zdrady

newsempire24.com 1 tydzień temu

Powrót do miasta zdrady

Wiktoria mieszała rosół w kuchni, gdy telefon na stole krótko zapiszczał. Wiadomość przyszła od jej najlepszej przyjaciółki — Kasi. „Przyjdź do kawiarni, musimy porozmawiać” — brzmiał suchy tekst. Wiktoria od razu spróbowała oddzwonić, ale tamta nie odebrała. Coś ukłuło ją w sercu, ale zdecydowała: trzeba iść. gwałtownie wyłączyła gaz, przebrała się i już pół godziny później wchodziła do ich ulubionej kawiarni. Przy stoliku w rogu siedziała Kasia. A obok niej — Marek. Mąż Wiktorii. Ich pozy nie pozostawiały wątpliwości.

— Kasia? Marek?! — głos Wiktorii drżał, tak samo jak jej dłonie.

Kasia, nie mrugnąwszy choćby okiem, usiadła Markowi na kolana i pochyliła się ku jego twarzy. Marek próbował wstać, ale Wiktoria już się odwróciła i wyszła.

Ta scena była ostatnią kroplą. Wcześniej były podejrzenia, dziwne zachowania, nocne „nadgodziny” Marka w pracy. Ale to, iż w zdradę zamieszana była jej przyjaciółka z dzieciństwa — złamało wszystko. Serce i zaufanie.

Z Kasią dorastały razem w cichym miasteczku na prowincji. Kasia była sierotą — matka zniknęła, ojca nie znała. Wychowywała ją milcząca babcia. Wiktoria zaś była ukochaną córką w kochającej się rodzinie. Rodzice często zabierali Kasię na pikniki, do kina, na jarmarki. Tamta przywiązała się do nich, jak do własnej rodziny. Całe dzieciństwo to jedno wielkie „my”: wspólnie wspinałyśmy się na drzewa, bawiłyśmy się w dom, marzyłyśmy o ucieczce do wielkiego miasta.

I Wiktorii się udało. Studia medyczne, ślub z Markiem — synem zamożnego przedsiębiorcy, mieszkanie, praca jako lekarka. Kasia została w miasteczku, sprzedawała buty. Gdy Wiktoria zaproponowała jej przeprowadzkę, tamta bez wahania się zgodziła. Marek choćby pomógł jej znaleźć wynajmowane mieszkanie.

Wiktoria nie wiedziała wtedy, iż oni z Markiem już potajemnie się kontaktowali. Że spotykał ją na dworcu. Że za jej plecami rodził się romans. Wszystko wyszło później. Najpierw — dziwny chłód męża, potem — wiadomość od Kasi z zaproszeniem do kawiarni, wreszcie — scena, której nie da się wymazać z pamięci.

Miesiąc później Marek wystąpił o rozwód. Kasia wprowadziła się do ich mieszkania. Wiktoria, zaciąwszy zęby, wróciła do rodzinnego miasteczka. Zatrudniła się w lokalnym szpitalu jako internistka, wynajęła pokój. Tam znalazł ją ordynator z propozycją objęcia stanowiska kierownika oddziału — poprzedni przechodził na emeryturę.

Pewnego dnia podczas obchodu Wiktoria spotkała nowego pacjenta — statecznego mężczyznę o życzliwych oczach. Leonard Marcinowicz. Jego twarz wydała się znajoma, ale nie mogła przypomnieć sobie skąd. Później, podczas rozmowy, nagle się roześmiał:

— A czy to nie ta dziewczynka, którą kiedyś złapałem, gdy spadała z drzewa?

Wiktoria oniemiała — wspomnienie wróciło natychmiast. W dzieciństwie, wracając ze szkoły, wspięły się z Kasią na stary wiąz. Zaczepiła się spódnicą, przestraszyła… A wtedy — silne ręce złapały ją prosto z gałęzi. I głos: „Po co się wspinasz? To niebezpieczne”.

Teraz ten głos znów brzmiał obok. Niósł ze sobą spokój, którego dawno nie czuła.

Po dwóch tygodniach Leonard zaprosił ją na uroczystość wypisu. Najpierw się wahała, ale w końcu się zgodziła. Potem wszystko potoczyło się jakby samo. Zbliżyli się, zaczęli częściej się widywać. niedługo — wzięli ślub.

Teraz Wiktoria mieszka z Leonardem w dużym domu za miastem. Mają bliźniaków. Jej rodzice są szczęśliwi. A życie wreszcie odzyskało sens.

A Kasia? Wróciła na prowincję i mieszka w mieszkaniu babci. Marek gwałtownie stracił do niej zainteresowanie i wyrzucił ją. Podobno teraz pracuje w warzywniaku. Smutna i zgorzkniała. A bumerang, jak mówią, zawsze wraca. I uderza boleśnie…

Idź do oryginalnego materiału