Mam na imię Krystyna, mam 48 lat i stoję przed trudnym wyborem, który rozdziera mi serce. W naszym spokojnym miasteczku nad Wisłą mój syn Bartosz oznajmił, iż zamierza ożenić się ze swoją dziewczyną, Martą. Pełni nadziei marzą, by zamieszkać w mieszkaniu, które wynajmujemy z mężem. ale ja stanowczo się sprzeciwiam, a powód, który mnie dręczy, tkwi głęboko w mojej pamięci. Ta decyzja może na zawsze zmienić nasze relacje z synem, ale nie mogę postąpić inaczej, boję się o swoją przyszłość i powtórzenia cudzych błędów.
Bartosz i Marta błagają mnie i męża, Marka, by pozwolić im zamieszkać w naszym kawalerce. Mieszkamy teraz z Bartoszem w dwupokojowym mieszkaniu, a kawalerkę kupiliśmy kilka lat temu, biorąc kredyt, który dopiero niedawno spłaciliśmy. To mieszkanie to nasz plan na emeryturę. Wynajmujemy je, by odłożyć pieniądze i godnie żyć, gdy już przestaniemy pracować. Teraz dochód z wynajmu nie jest kluczowy, ale za kilka lat stanie się naszą jedyną poduszką bezpieczeństwa. Bez tych pieniędzy czeka nas bieda, a nie chcę spędzić starości, licząc każdy grosz.
Marta mieszka w ciasnym dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami, młodszą siostrą i chorą babcią. Ich rodzina marzy, by Marta wyszła za mąż, bo wtedy w ich domu zrobi się więcej miejsca. Rodzice Marty nie mają środków, by kupić młodym własne mieszkanie, więc pokładają nadzieję w nas. ale ja nie mogę się zgodzić. jeżeli pozwolimy Bartoszowi i Marcie wprowadzić się do kawalerki, nigdy nie będę w stanie ich stamtąd poprosić – zwłaszcza jeżeli urodzi się dziecko. Ta myśl dręczy mnie jak drzazga, bo wiem, iż dobroć może zamienić się w katastrofę.
Moja przyjaciółka Jadwiga wpadła w podobną pułapkę. Pozwoliła córce i zięciowi zamieszkać w mieszkaniu, które wynajmowała, uprzedzając, iż to tymczasowe. „Oszczędzajcie na własne mieszkanie, potem się wyprowadzicie” – mówiła. ale oni nie oszczędzali. Zamiast tego wydawali pieniądze na wakacje, drogie ubrania i gadżety. niedługo urodziły się dzieci, i teraz Jadwiga nie może ich wykwaterować. „Jak mam wyrzucić córkę z maluchami? – płakała. – I nie wezmę od nich pieniędzy, córka jest na macierzyńskim. A ja ledwo wiążę koniec z końcem z emeryturą!” Jej łzy i rozpacz stały się dla mnie ostrzeżeniem. Nie chcę powtórzyć jej losu.
Boję się, iż Bartosz i Marta, dostawszy mieszkanie, przestaną się starać. Będą żyć wygodnie, nie myśląc o przyszłości. Po co oszczędzać, skoro mają darmowy dach nad głową? A my z Markiem zostaniemy z niczym. Gdy przejdziemy na emeryturę, będziemy musieli walczyć o przeżycie z głodowymi świadczeniami, odmawiając sobie wszystkiego. Ta myśl przyprawia mnie o dreszcze. Nie chcę, by moja starość stała się walką o przetrwanie, gdy nie będzie mnie stać choćby na leki.
Bartosz patrzy na mnie z urazą, nie rozumiejąc, dlaczego trzymam się zasad. „Mamo, nie mamy gdzie mieszkać – mówi. – Marta nie może zostać z rodzicami, tam jest ciasno.” Jego słowa bolą, ale nie ustępuję. „Wynajmijcie coś, oszczędzajcie na swoje – odpowiadam. – My z ojcem daliśmy radę, wy też dacie.” ale w jego oczach widzę rozczarowanie, a to łamie mi serce. Marta milczy, ale jej spojrzenie pełne jest wyrzutu, jakbym niszczyła ich marzenia. Czuję się jak potwór, ale nie mogę ustąpić.
Co noc leżę bez snu, wracając myślami do naszej rozmowy. Wyobrażam sobie, jak Bartosz i Marta wynajmują maleńkie mieszkanie, licząc każdą złotówkę, i serce ściska mi się z żalu. Ale wtedy przypominam sobie Jadwigę, jej łzy, jej biedę, i wraca mi determinacja. Ja i Marek pracowaliśmy całe życie, by zapewnić sobie godną starość. Dlaczego mamy poświęcać wszystko dla ich wygody? Są młodzi, mają czas i siłę, by budować własne życie.
Wiem, iż mój sprzeciw może odepchnąć Bartosza. Może żywić urazę, a nasza bliska dotąd więź pęknie. Marta może podjudzić go przeciwko mnie, i zostanę bez syna. Ta myśl to jak nóż w sercu. Ale nie mogę zaryzykować swojej przyszłości, nie mogę powtórzyć błędu Jadwigi. Chcę, by Bartosz i Marta nauczyli się brać odpowiedzialność za siebie, tak jak my z Markiem. My też zaczynaliśmy od zera, braliśmy kredyt, oszczędzaliśmy, ale osiągnęliśmy swój cel. Czemu oni nie mogą?
Siedząc przy oknie, patrzę na zaśnieżone uliczki miasteczka i czuję, jak burza szaleje we mnie. Kocham syna, ale nie mogę poświęcić wszystkiego dla jego chwilowego szczęścia. Niech wynajmują, niech uczą się walczyć o swoją przyszłość. Wierzę, iż sobie poradzą, ale strach przed ich utratą nie daje mi spokoju. Czy postępuję słusznie? A może moja twardość stanie się murem, który na zawsze nas podzieli?