Porozmawiaj z nim… A może z nią? Albo po prostu ze sobą.

polregion.pl 1 dzień temu

— Porozmawiaj z nim, Kasia… A może z nią? Albo po prostu ze sobą?

— Kasia, proszę cię… On się tam zabije! — głos matki drżał od łez.

— Mamo, skąd ci to przyszło do głowy?

— Przecież wiesz! To przecież jeszcze dziecko! — prawie krzyknęła Barbara Nowak.

— Ma dwadzieścia pięć lat. Za miesiąc. Dziecko… — Kasia wstrzymała oddech, by nie podnieść głosu, i cicho westchnęła. — Dobrze. Zadzwonię do niego…

Rozłączyła się i przygryzła wargę.

„Bartuś, Bartuś… Tylko o nim się mówi. A ja? Ja jestem tylko dodatkiem, statystą w czyjejś sztuce. Kasia jest dorosła, Kasia sobie radzi, Kasia nie płacze, więc pewnie nie cierpi. Nikt mnie przecież nie pyta — jak się czuję, co u mnie słychać…”

— Zaczęło się to po śmierci taty — opowiadała Kasia swojej przyjaciółce Agnieszce, mieszając łyżeczką w filiżance kawy.

— Żałoba, stres, smutek — skinęła głową Agnieszka. — Ale minęły już dwa lata…

— Właśnie! A ona złapała się Bartka jak ostatniej deski ratunku. On teraz jest jej całym życiem. Mama jakby się zresetowała.

— A ty?

— Ja? — Kasia uśmiechnęła się gorzko. — Jestem obok, ale się nie liczę. Z bratem ma jakąś szczególną więź. I niechby, gdyby nie to, iż to przeradza się w chorobliwą obsesję. Jest tylko dwa lata młodszy ode mnie, a ona traktuje go jak niemowlę: nakarmi, okryje, zgadnie, co myśli…

— Pewnie podobny do taty?

— Wszyscy byli do niego podobni — i Bartek, i tata na szkolnych zdjęciach. Tylko ja chyba mam inne DNA.

Kasia miała dwadzieścia siedem lat. Pracowała w kancelarii prawnej, wynajmowała kawalerkę w starej kamienicy niedaleko stacji Metro Politechnika. W sprawach sercowych było… spokojnie. Po kilku nieudanych związkach postanowiła na razie odpuścić i skupiła się na sobie.

Bartek był inny. Od dziecka — apatyczny, roztargniony, unikający wysiłku. Szkołę skończył z wielkim trudem, dostał się tam, gdzie „nie trzeba matmy”. Tata jeszcze wtedy żył, porozmawiał z nim po męsku, i chłopak, choć niechętnie, jakoś się określił.

Potem — nagła śmierć ojca. Ciężka, nieoczekiwana. Mama jakby pękła na pół. Chorowała, chodziła po lekarzach, łzy, tabletki, modlitwy. O mało nie straciła pracy. A w tym wszystkim Bartek — jedyna pociecha.

Chłopiec-pocieszenie. Choć chłopiec od dawna dorosły.

Znalazł pracę. Pieniędzy do domu prawie nie wnosił, ale na kolację zawsze przychodził, a potem — do fotela, do komputera. Tam było jego życie. Aż do momentu, gdy pojawiła się Ania.

Na święta Kasia przyjechała do matki. Bartek, z oczami w telefonie, pisał wiadomości. Uśmiechał się głupio, mruczał coś pod nosem. Kasia zrozumiała — zakochany. choćby się ucieszyła.

Ale mama była spięta.

— Widziałaś go?! — lamentowała Barbara Nowak, gdy zostały same w kuchni. — Wcześniej z łóżka nie dało się go podnieść, a teraz haruje jak wół. W weekendy na dodatkowych, wieczorami w biurze. Wszystko dla Ani! Wszystko dla „przyszłości”. Chce jej kupić pierścionek, kwiaty, restauracje… choćby zaczął oszczędzać! Nie chce, mówi, przychodzić z pustymi rękami…

— Mamo, i co w tym złego, iż chce być dorosły? — Kasia patrzyła na matkę ze zdziwieniem. — Przecież zawsze tego chciałaś.

— Ale nie tak! Gdzie oni tylko nie jeżdżą! Góry, kajaki… Jakiś ekstremalny sport! A jeżeli coś się stanie? Zostanę sama…

— Mamo, nie da się trzymać człowieka w bańce — Kasia pokręciła głową. — On żyje. To normalne.

Minęło trochę czasu. Kasia siedziała w knajpie na obiedzie, widelcem grzebała w barszczu, gdy telefon zadzwonił — „Mama”. Westchnęła i odebrała.

— Nie wrócił do domu, Kasia! Rozumiesz?! Pojechał do niej, uprzedził, co prawda, ale ja myślałam, iż nie zostanie…

— Mamo, ma prawie dwadzieścia pięć lat. Jest dorosły. To normalne, iż ma związek…

— Dla mnie on jest dzieckiem! Nie spałam całą noc. Porozmawiaj z nim, błagam. On mnie nie słucha. A ciebie posłucha.

Kasia westchnęła. Obiecała, oczywiście. Ale pomyślała — czy warto? Może nie powinna mówić do niego jak starsza siostra, ale jak dorosła do dorosłego. Albo wcale — niech sam się nauczy.

Potem pojawiły się nowe tematy. Konie. Jazda. Katastrofy wykreowane przez wyobraźnię matki.

— On sobie kark skręci! — szlochała matka. — Albo plecy! Niech ta Ania sama jeździ. Po co on?!

A potem — wyjazd w góry. Jesienią. Namioty, wspinaczki.

— Wszystko sobie odmrozi! — krzyczała Barbara Nowak. — On ma słabą odporność! A jak niedźwiedź? A kleszcz? Kasia, porozmawiaj z nim. Tylko ciebie posłucha!

— Wiesz — poskarżyła się Kasia Agnieszce — już nie jestem siostrą, tylko łącznikiem między dwoma frontami. Mama mówi — przekaż mu. On mówi — przekaż mamie. A ja w środku!

— Może naprawdę niedługo się wyprowadzi? — zamyśliła się Agnieszka.

— Powiedziałam mu wprost: ożeń się i wynoś. Jak najdalej. Odpocznij. Od niej.

A potem nastała cisza.

Mama przestała dzwonić. Nie prosiła o rozmowy, nie narzekała. Kasia choćby się zaniepokoiła. Zadzwoniła sama.

— Jak leci, mamo?

— Wszystko dobrze, córeczko. Tylko Bartek z Anią się rozstali. Ona… ochłodła. Z kimś innym teraz. A on przeżywa.

— Rozumiem…

— Znowu jest w domu. Siedzi. Smutny. Komputer… Ale przynajmniej nie pije. I jest blisko. Wiem, iż to egoistyczne, ale czuję spokój. Znowu jest przy mnie, Kasiu… Tak jak jego ojciec… Wciąż go kocham. I codziennie wieczorem płaczę.

Po trzech miesiącach Bartek sam zadzwonił.

— Wpadniemy z Olą do ciebie? Poznajesz ją.

Kasia się zaśmiała.

— Wpadajcie.

Ale w duchu pomyślała: „I znów zacznie się to samo. Mama znowu będzie tracić głowę. Płakać. Dzwonić. Martwić się. A ja jeszcze muszę jakoś przedstawićA jak teraz przedstawię mamie swojego Sergiusza i nasze plany wyjazdu w Tatry, skoro choćby zwykły spacer z Bartkiem wydaje jej się śmiertelnym niebezpieczeństwem?

Idź do oryginalnego materiału