Przypadek, który chcę wam opowiedzieć, wydarzył się naprawdę i skończył się niezbyt szczęśliwie dla pewnej kobiety, no adekwatnie dla dwóch. Wszystko zaczęło się od dość typowej sytuacji.
Rodzice Wojtka od dawna marzyli, by się ożenił. Sam zobacz, przystojny, zdrowy chłopak, pracuje jako monter w firmie zbrojeniowej, zarabia tam solidne pieniądze, ale wciąż jest kawalerem. Co więcej, tylko część swojej pensji oddawał rodzicom, resztę przepuszczał na rozrywki i restauracje, a choćby auta nie planował kupić. W sumie, gdy ma się pieniądze, można jeździć taksówkami, po co auto? Nie życie, to bajka. Czas wolny od pracy spędzał syty i zadowolony, i nikt nie miał prawa go z tego rozliczać. No, może oprócz rodziców, ale to ich rola – strofować syna, więc trzeba im to wybaczyć. Tak właśnie myślał Wojtek.
Jednak jego matka i ojciec mieli inny pomysł na rozwiązanie sprawy. Umówili się z panią Jadwigą, sąsiadką, której córka, Zosia, również była na wydaniu, ale jeszcze nikogo nie miała. Po rozmowie z rodzicami Wojtka, Jadwiga zaczepiła go raz na osiedlowej ścieżce, prosząc o pomoc z ciężką torbą. Wojtek, będąc dobrym chłopakiem, zgodził się pomóc. A Jadwiga w podziękowaniu zaprosiła go na herbatę, gdzie poczęstowała go kieliszkiem wódki, wszystko odbyło się w bardzo przyjemnej i serdecznej atmosferze.
– Wiesz, Wojtku, jesteśmy prostymi ludźmi i bardzo cenimy dobrość w innych. Chcemy cię poczęstować za twoją życzliwość – mówiła Jadwiga, a Wojtek nie odmawiał. Wypił jeden kieliszek, potem drugi, a atmosfera była coraz bardziej wesoła. Wtedy do kuchni weszła jej córka, Zosia, przedstawiając się. Wojtek uśmiechnął się z zaskoczeniem, a Jadwiga zaprosiła go na następny dzień na urodziny córki.
Rozgrzany już alkoholem, Wojtek bez wahania się zgodził – w końcu była to sobota, dzień szeroko rozumianej zabawy. I zabawa się udała. Tak bardzo, iż dopiero rankiem obudził się u nich w domu, a w poniedziałek ruszył prosto z mieszkania Jadwigi do pracy. Wieczorem, gdy wrócił, skomentował do rodziców ponuro:
– No cóż, chyba się wkopałem… Chyba będę musiał się ożenić…
Rodzice odetchnęli z ulgą, widząc w tym realizację swoich planów. Czas do ślubu minął szybko, w końcu przygotowania zawsze powodują, iż dni przelatują jak emocje. Było mnóstwo do zrobienia: zamówienie restauracji, szycie garnituru i sukni panny młodej, znalezienie złotych obrączek, zaplanowanie transportu… Wojtek widział, jak jego pieniądze topnieją, nie do końca rozumiejąc, na co to wszystko idzie, i stawał się coraz bardziej przygnębiony.
Nie to, żeby kochał Zosię, po prostu pod wpływem alkoholu wyraził zaintrygowany: “No, jak na porządnego faceta przystało, powinienem się chyba ożenić…” Jadwiga i Zosia w błyskawicznym tempie złapały go za słowo. Więc co teraz? Ponosił konsekwencje za głupotę wypowiedzianych w żartach słów.
Szczęśliwa Zosia zaczęła sugerować przygotowanie się do ceremonii i wykupu panny młodej.
– Co? Jakiego wykupu? – napięcie rosło w Wojtku. – Czy nie możemy po prostu wsiąść do auta i pojechać do urzędu?
– Nie! – Zosia była pełna determinacji. – Chcę, aby wszystko było jak trzeba, jak mama mówi.
– Jak mama mówi… – warknął pod nosem Wojtek, nie mogąc przestać myśleć o pierwszym spotkaniu z nią i Jadwigą. Przez ostatnie dni ciągle wracał do tego momentu, kiedy pomógł Jadwidze z torbą. Podejrzewał, iż poznanie z Zosią nie było przypadkowe, ale przebiegało według starannie opracowanego planu teściowej.
Nadszedł dzień ślubu. Wojtek, sercem ciężkim jak kamień, ubrał się jak pan młody i w wynajętym aucie ruszył po pannę młodą. Jak idiota jechał, bo do sąsiedniego bloku mógł przejść pieszo, ale takie były zwyczaje, aby panna młoda widziała romantyczny gest. Gdy tylko wszedł do kamienicy, dziewczyny należały go przy każdej stopie przejścia opłacać się za kroki do szczęścia.
Przeklinając w myślach, wręczył im przygotowane drobniejsze banknoty, coraz bardziej zirytowany całą sytuacją i myślą, iż niedługo będzie musiał fałszować uczucia w urzędzie. Z rozpaczą dotarł na piętro, gdzie czekało nie jedno, ale pięć dziewczyn z zasłoniętymi twarzami.
– Teraz pan młody musi zgadnąć, która to jego prawdziwa narzeczona! – zawołała jedna z przyjaciółek Zosi. – Każda pomyłka kosztuje pana kolejny mandat!
– Mandat? – Wojtek wydusił z siebie zaskoczony, ale zgromadzeni wybuchnęli śmiechem, biorąc jego słowa za żart. Stał więc, wpatrując się nienawistnie w dziewczyny, targany myślami o ucieczce.
W końcu podjął decyzję. Z grupy dziewczyn wybrał tę najbardziej różną od Zosi pod względem budowy ciała i chwycił ją za rękę, mówiąc:
– To moja narzeczona!
Szybko ruszył z nią ku wyjściu, nie puszczając jej ręki. Dziewczyna, myśląc, iż to tylko kolejny żart, zaśmiała się i podążyła za nim. Gdy zapakowali się do samochodu, zdziwiona zaczęła mówić:
– Pan się pomylił, ja nie jestem twoją narzeczoną!
– Wiem! – Wojtek odpowiedział nerwowo i natychmiast polecił kierowcy: – Gaz do dechy! Jedźmy stąd!
Samochód ruszył, a dziewczyna zerknęła na niego z obawą. Zsunęła tkaninę z twarzy, pytając:
– Co pan robi? Przecież wybrałeś niewłaściwą!
– Nie, nie pomyliłem się! – zapewnił ją, w jego oczach można było dostrzec desperację.
Z jakiegoś powodu dziewczyna, widząc tę determinację, uspokoiła się, tylko spytała ostrożnie:
– Czy Wojtek jest pewien, iż dobrze robi?
Patrzył jej głęboko w oczy, dalej kiwając głową.
– Zosię w ogóle nie kochasz? – zapytała.
– Nienawidzę jej, – szepnął.
– Więc gdzie teraz jedziemy? – zastanawiała się.
– Dokąd? – Kierowca spojrzał w lusterko. – Nie jedziemy do urzędu?
– Nie, kierowco – Wojtek odpowiedział smutno. – Zmieniliśmy plan.
– To znaczy co? – Samochód stanie nagle.
Wojtek spojrzał na dziewczynę, która wszystko rozumiała i proponowała:
– Chcesz, żebym cię schowała?
– Dobra, młodzi! – przerwał kierowca. – Dlaczego nie jedziemy do urzędu? Mam zaplanowaną trasę!
– Nie martw się, zapłacimy dodatkowo – dziewczyna uspokoiła, nazwawszy adres. – Wojtek też potwierdził: – Tak! Podwójna taryfa! Ale prosimy nie odpowiadać, jeżeli zadzwonią nasi krewni!
Oczywiście wybuchł wielki skandal. Rodzice Wojtka próbowali zgłosić jego zniknięcie, jednak policja radziła, by sprawa trafiła do telewizji. Wojtek, bojąc się zgłoszeń, zniknął na dwa tygodnie, a Ania – tak miała na imię dziewczyna, stała się dla Zosi głównym wrogiem.
Jednak po paru miesiącach Wojtek i Ania pobrali się z miłości. Wojtek stał się przykładnym mężem, kupił auto, a mieszkanie wybrali daleko od dzielnicy, gdzie mieszkała Zosia z matką.