Północny dzwonek, który rozdarł ciszę.
Telefon zadzwonił nagle, gdy zegar wskazywał wpół do dwunastej. Justyna ledwo zdążyła zasnąć przy równym oddechu męża, gdy ostry dźwięk wyrwał ją z półsnu. Serce zabiło jej mocniej o tej porze nic dobrego nie mogło czekać na drugim końcu słuchawki.
Marek szarpnęła go delikatnie. Marek, obudź się! Telefon.
Mężczyzna zerwał się z łóżka i chwycił słuchawkę. Justyna wpatrywała się w jego twarz, która z sekundy na sekundę stawała się coraz bledsza.
Jak to kiedy? zapytał głucho. Tak rozumiem. Jadę natychmiast.
Odłożył telefon. Jego dłonie drżały.
Co się stało? szepnęła Justyna, czując już, iż stało się coś nieodwracalnego.
Tomek i Kasia przełknął ślinę. Wypadek. Oboje. Na miejscu.
W pokoju zapadła ciężka cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. Justyna patrzyła na męża, nie mogąc uwierzyć.
Przedwczoraj jeszcze siedzieli wszyscy w kuchni, pijąc herbatę, Kasia dzieliła się nowym przepisem na sernik, a Tomek, najlepszy przyjaciel Marka od czasów studiów, opowiadał historie o wędkowaniu nad Wisłą.
A Weronika? naglę przypomniała sobie Justyna. Boże, co z Weroniką?
Była w domu Marek narzucał w pośpiechu spodnie. Muszę jechać, Justyna. Trzeba wszystko sprawdzić. I potem
Jadę z tobą.
Nie! odwrócił się gwałtownie. Zostałaby Jola sama. Nie ma sensu straszyć jej w środku nocy.
Justyna skinęła głową. Mąż miał rację nie było potrzeby angażować ich dwunastoletniej córki w tę tragedię. Przynajmniej nie teraz.
Całą noc nie zmrużyła oka. Krążyła po mieszkaniu, raz po raz zerkała na zegar. Zajrzała do Joli córka spała spokojnie, policzek wtulony w dłoń, rude włosy rozsypane na poduszce. Tak bezbronna.
Marek wrócił o świcie, wyczerpany, z zaczerwienionymi oczami.
Potwierdziło się powiedział zmęczonym głosem, zapadając się w fotelu. Czołówka z tir-em. Nie mieli szans.
Co teraz będzie z Weroniką? spytała cicho Justyna, stawiając przed mężem kubek mocnej kawy.
Nie wiem. Została tylko babcia na wsi. Stara, ledwo chodzi.
Zamilkli. Justyna spojrzała przez okno świt był szary i smutny. Weronika, chrzestna córka Marka, miała tyle samo lat, co ich Jola. Nieśmiała dziewczynka o jasnych włosach.
Wiesz Marek odezwał się powoli myślę Może zabierzmy ją do nas?
Justyna drgnęła.
Mówisz poważnie?
Czemu nie? Mamy miejsce, wolny pokój. Jestem jej chrzestnym. Nie zostawię dziecka w domu dziecka!
Marek, to to poważna decyzja. Trzeba przemyśleć. Porozmawiać z Jolą.
Co tu myśleć? uderzył pięścią w stół. Dziewczyna jest sierotą! Moja chrzestnica! Nie mógłbym sobie w lustro spojrzeć, gdybym ją zawiódł!
Justyna przygryzła wargę. Mąż miał rację, ale wszystko działo się tak nagle.
Mamo, tato, co się dzieje? Jola stała w drzwiach, senna. Dlaczego jesteście tak wcześnie na nogach?
Wymienili spojrzenia. Prawda wyszła na jaw szybciej, niż się spodziewali.
Słuchaj, córeczko zaczęła Justyna mamy smutne wieści.
Jola słuchała w milczeniu, jej oczy rozszerzały się coraz bardziej. Gdy ojciec wspomniał o Weronice, wstała gwałtownie.
Nie! krzyknęła. Nie chcę! Niech jedzie do babci!
Jola! Marek podniósł głos. Jak możesz być tak bezduszna!
A co mnie to obchodzi? w jej oczach błysnęła złość. To nie moja sprawa! Nie będę dzielić z nią domu! AnAleż obchodzi cię to” powiedziała cicho Weronika, wyciągając rękę do Joli bo od dziś jesteśmy siostrami”.