Pokoje zajął bratanek
Wanda Nowak stała przy kuchennym oknie, obserwując, jak na podwórko wjeżdża zardzewiały polonez. Z samochodu powoli wysiadł wysoki chłopak w pomiętej koszulce i dżinsach, wyciągnął z bagażnika dwa duże plecaki i torbę sportową.
— No i przyjechał — mruknęła pod nosem, otarła ręce o ścierkę i wyszła powitać bratanka.
Krzysiek urósł. Ostatni raz widziała go, gdy miał może czternaście lat, chudy nastolatek z odstającymi uszami. A teraz przed drzwiami stał dorosły mężczyzna, choć nieco zagubiony.
— Ciociu Wando? — zapytał niepewnie, gdy otworzyła drzwi.
— No jasne, iż ja! Wchodź, wchodź, Krzysiu! Mój Boże, jaki ty duży jesteś! — objęła bratanka, wyczuwając zapach podróży i taniej wody toaletowej. — Idź do pokoju, rozgość się. Zmęczony pewnie?
— Nie, jakoś leci. Dzięki, iż się zgodziłaś mnie przygarnąć. Naprawdę tylko na krótko, aż znajdę pracę i wynajmę pokój — Krzysiek przestępował z nogi na nogę, rozglądając się po przedpokoju.
Wanda skinęła głową, choć w środku już zaczęła mieć wątpliwości. Mówić jedno, a robić drugie. Tak samo jak jej siostra, matka Krzysia — zawsze obiecywała gruszki na wierzbie, a potem znikała na miesiące.
— Chodź tutaj — wskazała pokój, który jeszcze wczoraj był jej gabinetem. Biurko, półki z książkami, ulubiony fotel przy oknie — wszystko musiała przenieść do sypialni, żeby zrobić miejsce dla bratanka.
Krzysiek zatrzymał się w progu.
— Słuchaj, a może lepiej się rozłożę na kanapie w salonie? Nie chcę cię ograniczać.
— Co ty! Młody człowiek potrzebuje prywatności — odpowiedziała Wanda, choć w środku wszystko się w niej ścisnęło. Dwadzieścia lat urządzała ten pokój, każda rzecz miała swoje miejsce, swoją historię.
Krzysiek postawił plecaki na podłodze, rozglądając się po wnętrzu.
— A gdzie teraz będziesz pracować? Tu stało biurko.
— Przeniosłam do sypialni. Nic strasznego — starała się mówić wesoło, ale głos lekko jej drżał.
Bratanek chyba tego nie zauważył, już odpinał zamek jednego z plecaków.
— Mogę się trochę rozpakować? Wszystko pogniecione po drodze.
— Oczywiście! Ja tymczasem zrobię kolację. Co lubisz?
— Wszystko jem, nie jestem wybredny — uśmiechnął się Krzysiek, a w tym uśmiechu Wanda rozpoznała rysy nieżyjącego brata. — Tylko, ciociu Wando, nie gotuj za dużo. Dzisiaj padnę, a jutro rano zacznę szukać roboty.
Skinęła głową i wyszła do kuchni, a za plecami już słychać było odgłosy przestawiania się. Krzysiek wyraźnie nie zamierzał zostawić mebli tak, jak je ustawiła.
Przyrządzając kotlety, Wanda przypomniała sobie dzisiejszą rozmowę z sąsiadką, Ireną.
— A jesteś pewna, iż dobrze robisz? — pytała tamta, zerWanda westchnęła ciężko, patrząc za odjeżdżającym polonezem, i zamknęła drzwi, czując jednocześnie ulgę i smutek, iż znów jest sama w swoim uporządkowanym świecie.