Po latach samotności: odnaleźliśmy się i teraz jesteśmy naprawdę szczęśliwi!

newsempire24.com 4 dni temu

Po tylu latach samotności: znaleźliśmy się nawzajem — i teraz jesteśmy naprawdę szczęśliwi!

Nazywam się Malwina, mam 54 lata. Do niedawna byłam pewna, iż moje życie uczuciowe dawno się skończyło. Po rozwodzie, bolesnym i upokarzającym, spędziłam ponad dziesięć lat sama, wychowując córkę, pracując bez wytchnienia, zajmując się domem i powtarzając sobie w kółko: „Kobietom w moim wieku miłość już nie w głowie”.

Przywykłam już do ciszy w mieszkaniu, do filiżanki herbaty przed telewizorem, do tego, iż nikt nie zadzwoni późnym wieczorem, bo po prostu tęskni. Aż pewnego zwyczajnego dnia, siedząc w kuchni z kawą, otworzyłam portal randkowy. Tak, żeby się rozerwać. Tam zobaczyłam krótki post od mężczyzny — smutny, szczery. Pisał, jak ciężko budzić się samemu, jak strasznie jest, gdy nikt nie czeka, i jak bardzo pragnie jeszcze raz poczuć dreszcz prawdziwego spotkania.

To mną wstrząsnęło. Czytałam swoje myśli, tylko zapisane męską ręką. Nie zastanawiając się długo, napisałam mu kilka słów — ciepłych, szczerych, pełnych otuchy. Myślałam, iż po prostu potrzebuje kogoś, kto oderwie go od rozpaczy. Nie spodziewałam się, iż odpowie tak szybko. Nazywał się Wiesław. Okazał się fascynującym rozmówcą — inteligentny, uważny, z delikatnym poczuciem humoru i wrażliwą duszą. Codziennie wymienialiśmy wiadomości, a później zaczęliśmy rozmawiać przez telefon. Jego głos stał się moją kotwicą w monotonii codzienności.

Mieszkaliśmy na dwóch końcach Polski: on w Kielcach, ja w Gdańsku. Ale odległość przestała mieć znaczenie. Powoli rodziła się między nami nić zaufania, troski i bliskości. Gdy zaproponował, żebyśmy się spotkali, nie wahałam się ani chwili.

Pojechałam do niego do niewielkiego uzdrowiskowego miasteczka, gdzie zaprosił mnie na weekend. Gdy pociąg powoli wtaczał się na peron, stałam tam, czując, jak serce wali mi jak młot. Wysiadł z wagonu — i od razu go poznałam. Jego oczy szukały moich. Podeszliśmy do siebie i przytuliliśmy się, jakbyśmy znali się od zawsze. W tej chwili zniknęły lata samotności, zniknął strach, zniknął ból. Zostało tylko jedno uczucie: jestem w domu.

Spacerowaliśmy po promenadzie, trzymając się za ręce, śmiejąc się z drobiazgów, dzieląc wspomnieniami i marzeniami. Patrzył na mnie tak, jak nikt nie patrzył od lat. Czułam, jak w środku zapala się światło — ciepłe, dobre, prawdziwe. Znowu stałam się kobietą, nie tylko matką, nie tylko urzędniczką, nie tylko sąsiadką z klatki schodowej. Znowu byłam kochaną.

Po tym spotkaniu zaczęliśmy widywać się częściej. On przyjeżdżał do mnie, ja do niego. Wykradaliśmy czasowi choć kilka dni, by być razem. Coraz częściej łapałam się na myśli: chcę budzić się przy nim każdego ranka, chcę smażyć mu jajecznicę, chcę witać go po pracy, słuchać, jak opowiada o swoim dniu. Zrozumiałam — kocham go.

Nie miłością naiwnej dziewczyny, nie oślepioną namiętnością, ale miłością dojrzałej kobiety, która wiele przeszła, która umie docenić ciszę, szacunek, wsparcie. A on stał się tym, dzięki komu znowu chce się żyć, oddychać, czekać.

Teraz, gdy oglądam się wstecz, nie wierzę, iż mogłam bez niego przeżyć tyle lat. Często myślę: a gdybym nie napisała tamtej pierwszej wiadomości? Gdybym nie odważyła się wsiąść do pociągu? Mogliśmy się minąć, nigdy się nie poznać, zostać w swoich samotnościach. Ale na szczęście los dał nam tę szansę. I nie zmarnowaliśmy jej.

Patrzę na niego — i robi mi się ciepło na duszy. Jest tu. Jest mój. I teraz wiem na pewno: nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa. choćby gdy ma się ponad pięćdziesiątkę. choćby gdy życie wydaje się już zamknięte. Bo miłość nie zna wieku. Przychodzi cicho, we adekwatnym momencie. Trzeba tylko nie zamykać przed nią serca.

Dziękuję ci, mój kochany Wiesławie, iż jesteś. Że uwierzyłeś w nas. Że wróciłeś mi życie. Jesteś moim światłem, moim ratunkiem, moim szczęściem. I już nie boję się przyszłości. Bo wiem, iż w niej — jesteś ty.

Idź do oryginalnego materiału