Dziecko, którego nikt nie mógł zmusić do mówienia aż pojawiła się ona
Matka Kaliny od dawna chorowała. Każdy dzień był dla niej walką, ale choćby w najtrudniejszych chwilach znajdowała siłę, by wspierać córkę. Tego ranka, leżąc na poduszkach, z uśmiechem i drżącymi dłońmi, wskazała na twarz córki i wyszeptała:
 Córeczko, marzyłam, żebyś znalazła pracę. Dasz radę, wierzę w ciebie.  
Kalinie westchnęła, patrząc przez okno.
 Mamo, widziałam ogłoszanie  poszukują sprzątaczki w dużym, starym dworku. Może spróbuję?  
Kobieta skinęła głową, w jej oczach błysnęła nadzieja:
 Spróbuj, córko. Może to zmieni nasze życie.  
Te słowa stały się dla Kaliny znakiem. Zebrała się i poszła do dworku starego, z białymi kolumnami i wielkimi oknami. Serce biło jej szybciej, gdy przekroczyła próg. Gospodarz młody mężczyzna o imieniu Jakub spojrzał na nią uważnie, zadał kilka prostych pytań i niespodziewanie ją zatrudnił.
Kalinie trudno było uwierzyć własnym uszom. *Mama miała rację pomyślała to znak.*
Pierwszego dnia pracy, gdy sprzątała na pierwszym piętrze, usłyszała cichy szum w jednym z pokoi. Otworzyła drzwi i zastygła. W szafie stał chłopiec. Mały, może siedmio- lub ośmioletni. Jego duże oczy patrzyły nieufnie, a usta pozostawały zaciśnięte.
Cześć, mały, jak masz na imię? zapytała łagodnie.
Żadnej odpowiedzi. Tylko cichy oddech i drżące spojrzenie.
Kalina nie wiedziała, co myśleć. Gdy zeszła na dół, w kuchni przy stole siedział Jakub.
Przepraszam zaczęła nieśmiało ale dlaczego pan syn stoi w szafie?
Jakub podnił wzrok. Jego głos stał się niski i odległy:
 Nie zwracaj na to uwagi. Po prostu taki jest. Już trzy lata  ani słowa. Wychodzi tylko do łazienki.  
Poczuła, jak ściska się jej serce.
 Trzy lata? Ale dlaczego?  
Po wypadku cicho odpowiedział. Straciliśmy jego mamę. Od tamtej pory zamknął się w sobie. Lekarze, psycholodzy, psychiatrzy nikt nie pomógł.
Kalina spuściła wzrok. Coś ścisnęło ją w duszy. *Muszę mu pomóc pomyślała.*
Od tego dnia, wchodząc do pokoju chłopca, Kalina mówiła. Nie oczekiwała odpowiedzi  po prostu mówiła:
 Cześć, słoneczko! Dzisiaj piękny dzień.
 Wiesz, iż życie jest dobre, choćby gdy jest ciężko.
 Masz najszczersze oczy, jakie widziałam.  
Opowiadała mu o kwiatach, o swojej mamie, o dzieciństwie. A chłopiec tylko stał i słuchał. Ale pewnego dnia, gdy znów się przywitała, wyszedł z szafy. Powoli. Niepewnie. I podał jej grzebień.
Chcesz, żebym cię uczesała? zapytała Kalina, a gdy ledwo dostrzegalnie skinął głową, uśmiechnęła się przez łzy.
Od tamtej pory stało się to ich małym rytuałem. Codziennie rano chłopiec siadał na krześle, a Kalina czesała jego włosy, cicho nucąc piosenkę, którą kiedyś śpiewała jej mama.
Pewnego dnia Jakub, przechodząc korytarzem, zatrzymał się przy drzwiach. Z wnętrza dobiegały ciche głosy. Zajrzał i oniemiał: jego syn siedział przed lustrem, pozwalając Kalinie dotykać swoich włosów, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Jak?.. wyszeptał. Ona zrobiła to, czego nie potrafił żaden lekarz.
Następnego ranka, podczas śniadania, Jakub ujrzał cud.
Jego syn, w piżamie, bosy, wszedł do kuchni. Zatrzymał się, patrząc na ojca.
 Cześć, tato  powiedział.  
Cisza. Potem  okrzyk radości, który przebił wszystkie ściany. Jakub podbiegł, padł na kolana i objął syna.
 Boże ty mówisz!  szeptał, nie mogąc powstrzymać łez.  
Kalina stała przy drzwiach, a na jej twarzy jaśniał cichy, szczery uśmiech.
Jakub wstał, podszedł do niej i rzekł:
 Kalino, dziękuję. Zrobiłaś coś niewyobrażalnego. Od dnia, gdy moja żona zginęła, żył w milczeniu w ciemności. A wyciągnęłaś go stamtąd. Oddałaś mi syna.  
Zamilkł na chwilę, po czym dodał:
 Chcę ci się odwdzięczyć. Proś o cokolwiek.  
Dziewczyna spuściła oczy.
 Mam tylko jedno życzenie. Moja mama jest bardzo chora. Potrzebuje leczenia, na które nas nie stać.  
Uznaj, iż to załatwione stanowczo powiedział Jakub.
Tego samego dnia matka Kaliny trafiła do najlepszej kliniki w kraju. Lekarze zrobili, co mogli. Po miesiącu stała już przy oknie, uśmiechając się do córki, która trzymała ją za rękę.
Zmieniłaś nie tylko swoje życie, córko powiedziała. Zmieniłaś choćby czyjś los.
Kalina uśmiechnęła się.
 Nie, mamo. Po prostu powiedziałam temu chłopcu to, co ty zawsze mówiłaś mi: nie poddawaj się, choćby gdy jest ciężko.  
Minęło kilka tygodni. Mały chłopiec biegał teraz po ogrodzie, bawił się, smiał. A Jakub czasem po prostu stał i patrzył na nich oboje na syna i na Kalinę. Po raz pierwszy od wielu lat czuł, iż dom znowu żyje.
Bo czasem, by stopić milczenie, nie potrzeba lekarstw. Wystarczy serce, które umie słuchać.











